Lęk indukowany
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2012
Strach to mechanizm zapewniający przetrwanie, który skutecznie wspomagał zwierzęta w procesie ewolucji. Dzięki niemu, w sytuacji zagrożenia aktywują się mechanizmy obronne. Do krwioobiegu trafiają związki, pozwalające szybciej i skuteczniej oceniać sytuację oraz przygotować się do walki lub ucieczki. Strach to uczucie z zasady mało przyjemne, gdyby było odwrotnie, nie spełniałby swojej funkcji. Nikt nie lubi się bać, dlatego strach jest świetnym mechanizmem umożliwiającym kontrolę, zaszytym głęboko w naszych genach.
Psychologia opisuje dwa zjawiska o dość podobnej charakterystyce: strach i lęk. Różnią się od siebie tym, że strach występuje, zgodnie z definicją, w sytuacji realnego zagrożenia, zaś lęk nie musi mieć konkretnej, realnej, upostaciowionej przyczyny. Mówiąc krótko, strach odczuwamy wtedy, gdy na naszej drodze spotykamy wielką, zaślinioną bestię, która zamierza zrobić sobie z nas przekąskę. Albo kiedy „prawie” rozjedzie nas pędzący samochód. Albo kiedy w ciemnej bramie jakiś dryblas zażąda od nas portfela i komórki. Wtedy naszą reakcją jest strach. Zupełnie inaczej rzecz ma się z lękiem, który nie musi przyjmować konkretnej postaci. Nie musimy znajdować się w sytuacji zagrożenia, by odczuwać strach. Nie musimy mieć do tego konkretnej, stojącej przed naszym nosem przyczyny. Wystarczy nasze wyobrażenie, mniej lub bardziej realne, dotyczące potencjalnego zagrożenia i pojawia się całe spektrum reakcji przypominających strach. Wtedy organizm zaczyna przygotowywać nas do podjęcia działań obronnych, adekwatnych do zaistniałej sytuacji. Często, podobnie jak lęk, nie do końca racjonalnych
Sterowanie strachem
Jakiś czas temu oglądałam film, przygotowany przez studentów jednego z uniwersytetów, zatytułowany „Wirus zwany strachem”. Nie zamierzałam go wtedy używać do przygotowania felietonu z serii „Zdążyć przed końcem świata”, jednak po przemyśleniu doszłam do wniosku, że doskonale wpasowuje się w konspiracyjną teorię, dodatkowo powołując się na adekwatną, komputerową analogię. W skrócie – dzień za dniem jesteśmy zarażani wirusem, który zmienia nasze postrzeganie otaczającego nas świata. Dzień za dniem, w naszych genach zapisywany jest niebezpieczny kawałek zmodyfikowanego oprogramowania, który powoduje, że coraz częściej reagujemy irracjonalnym lękiem, w którym utwierdzają nas głównie media – masowe narzędzia do przekazywania informacji. Jak potężna w tym zakresie jest władza mediów udowodniło słuchowisko Orsona Wellesa z 1938 roku, zatytułowane „Wojna światów”. Emisja programu wywołała olbrzymią panikę wśród słuchaczy, przekonanych, że nastąpiła faktyczna inwazja Marsjan na Ziemię. Można uznać, że to dość drastyczny przykład oddziaływania mediów, bo przecież w życiu codziennym nikt nie próbuje nas przekonać, że za chwilę zaatakują nas przybysze z innej planety. Jednak warto zadać sobie pytanie, czy tak spektakularne, powtarzane akcje, nie straciłyby swojej skuteczności w wywoływaniu zamierzonego efektu. Dużo lepszą metodą jest powolne i mało zauważalne zmienianie sposobu postrzegania rzeczywistości. Nie po to, by przerazić nas na śmierć, ale po to, żeby utrzymać nas w odpowiednim, manipulatywnym stanie.
Ewolucja
Nasi przodkowie bali się rzeczy zagrażających ich egzystencji. Niektóre z tych lęków były wystarczająco silne, by zapisać się na trwałe w naszych genach. Nie odczuwamy już, jako populacja, znaczącego strachu przed drapieżnikami, pozostały w nas jednak atawistyczne reakcje na najniebezpieczniejsze dla naszych ancestorów zagrożenia. Od czasu do czasu, każdy z nas zastanawia się, czemu tak bardzo boimy się pająków, węży czy skorpionów – nawet jeśli w życiu codziennym nie spotykamy jadowitych, niebezpiecznych okazów. Wynika to z bardzo prostej przyczyny – o ile bać się wielkiego tygrysa było w czasach naszych przodków rzeczą oczywistą, o tyle mały pająk, czy wijący się na ziemi wąż, oczywistym zagrożeniem nie był. Łatwo też było go przeoczyć w trawie, na gałęziach czy w gęstym buszu. A spotkanie z takim okazem mogło być z dużym prawdopodobieństwem śmiertelne. W związku z tym, w ramach ewolucyjnego, zachowawczego mechanizmu, atawistyczny strach przed tymi gatunkami zapisany został w naszych genach. Po prostu – straszne czy nie – mamy się ich bać. Dokładnie tak samo jak niespodziewanych, głośnych dźwięków, czy też ostrego światła, na które reagujemy jak na burzową błyskawicę.
Wraz rozwojem cywilizacji, gdy ludzie zaczęli łączyć się w większe grupy, coraz mniejsza stawała się ilość realnych zagrożeń pochodzących z otoczenia. Byliśmy w stanie obronić się przed większością drapieżników, niesprzyjających okoliczności pogodowych czy katastrof naturalnych. Pojawiły się za to kolejne zagrożenia w postaci innych zorganizowanych grup, strach przed niewytłumaczalnymi zdarzeniami i zjawiskami. Od najdawniejszych czasów, ów strach przed nieznanym okazywał się świetnym mechanizmem kontroli – korzystali z niego bez ograniczeń kapłani w świątyniach, szamani i władcy. Wystarczyło znać sekret zjawiska i już można go było użyć, do wystraszenia sporego plemienia czy nawet całego państwa.
Jednak wraz z rozpowszechnieniem się edukacji i szeroko dostępnej wiedzy, coraz mniej sztuczek oddziałuje na nasze mechanizmy obronne. Stare strachy dotyczące mistycznej kary, sztuczki i przedstawienia nie są już adekwatnym narzędziem kontroli. A jednak, każdy z nas, poddaje się w życiu codziennym mniejszej lub większej dozie lęku. „Boję się, że…” przylgnęło do nas na stałe, pomimo że nie zagraża już nam tygrys szablozębny.
Kryzys
We współczesnych czasach, działalność mediów można porównać do rozsiewania szkodliwego oprogramowania, wspomnianego już wcześniej „Wirusa strachu”. Jeśli przyjrzymy się dokładnie milionom informacji, które przyswajamy codziennie, zdecydowana większość z nich dotyczy mniej lub bardziej realnych zagrożeń. Dla przykładu weźmy informacje o kryzysie.
Wystarczy, że media poinformują o zbliżającym się kryzysie – realnym czy nie, uruchamiają się reakcje mające ochronić nas przed zagrożeniem. W naturalny dla wszystkich żywych stworzeń sposób działamy w trybie przetrwania. Przekazywane przez media informacje utwierdzają nas w przekonaniu, że istnieje realny powód, by rozpocząć czynności zachowawcze. W związku z tym, firmy zaczynają ograniczać wydatki, głównie te dotyczące zatrudnianych pracowników. Firma oszczędza w najprostszy z możliwych sposobów, który gwarantuje jej tymczasowe bezpieczeństwo. Jednak pozbawieni pracy ludzie przestają kupować towary i usługi, co zmniejsza napływ środków pieniężnych na rynek. Zmniejsza się zapotrzebowanie, a mechanizm jeszcze się pogłębia, ponieważ nawet ci członkowie społeczeństwa, znajdujący się we względnie dobrej sytuacji, zaczynają oszczędzać, przygotowując się do zwalczenia potencjalnego zagrożenia. W związku z brakiem popytu, następują kolejne zwolnienia i odpływ środków z rynku, zwiększa się za to zapotrzebowanie na pomoc ze strony państwa. Następuje kolejne zmniejszenie popytu i zaczyna się… kryzys. A w czasie kryzysu boją się wszyscy.
Taki sam skutek mają wszelkie informacje dotyczące potencjalnych zagrożeń – emerytur, pomocy społecznej, wysokości płac, zwiększenia przestępczości, zagrożenia wojną czy terroryzmem – przykłady można mnożyć dowolnie. Każdorazowo, natężenie negatywnej informacji aktywuje w nas instynkt obronny, mający zapewnić nam przetrwanie. W sytuacji zagrożenia, nasze myśli i działania koncentrują się na zadanej płaszczyźnie, odwracając uwagę od innych aspektów funkcjonowania. Również od aspiracji, marzeń i pragnień. Bo instynkt przetrwania jest najsilniejszym mechanizmem, jaki kieruje naszym życiem.
Lęk indukowany
Stajemy zatem w sytuacji, gdy w relatywnie bezpiecznym świecie rządzi nami lęk. Nie zawsze umotywowane zagrożenie. Im mniej wiemy o otaczającym nas świecie, im niższy stopień edukacji i rozumienia mechanizmów, tym większy lęk – podobnie jak w przypadku władzy dawnych kapłanów i szamanów. Nie mogąc zweryfikować i zanalizować posiadanych informacji, skazani jesteśmy na przyjęcie za pewnik doniesień mediów masowych. Nikt już tak naprawdę nie jest w stanie nadążać jednocześnie za skomplikowanym systemem prawnym, bankowym czy socjalnym. Niemożność samodzielnej weryfikacji sprawia, że boimy się potencjalnej, nie zawsze realnej konsekwencji. Do tego dochodzi ciągłe bombardownie negatywną informacją, z lubością stosowane przez media.
Boimy się wszystkiego. Mając względnie dobrą pracę w chwili obecnej, boimy się czy w nieokreślonej przyszłości będzie nas stać na spłatę już zaciągniętych kredytów. Słysząc o problemach na rynku pracy, trzymamy się zatrudnienia rękami i nogami, nie podejmując decyzji o zmianie nawet wtedy, gdy praca w danym miejscu nas unieszczęśliwia. Na gruncie religijnym, boimy się innych wyznań, bazując na uzyskanych i przekazanych przez media informacjach. Każdą odmienność zaczynamy traktować jak zagrożenie dla własnej integralności. Boimy się ataków terrorystycznych i w związku z tym nie protestujemy przeciwko podejmowanym na całym świecie „środkom bezpieczeństwa”. Idąc za tokiem rozumowania mówiącym, że najlepszą obroną jest atak – jeśli potencjalne zagrożenie wydaje się nam realne – atakujemy. Politycy wmawiają nam, że w ramach konieczności zapewnienia bezpieczeństwa społeczeństwu, musimy zgodzić się na oddanie części naszych swobód (z wypowiedzi Donalda Tuska o ACTA). Politycy, za pośrednictwem mediów, wzbudzają w nas poczucie ciągłego zagrożenia, w związku z czym odczuwamy stałą konieczność obrony. Codziennie funkcjonujemy w stanie zwiększonej świadomości zagrożenia, przez co nie korzystamy z możliwości świata, w którym żyjemy, pogrążając się w ciągłym indukowanym lęku.
Dlaczego mamy się bać?
Odpowiedź na to pytanie jest dość prosta: po to, by łatwiej było nami sterować i uzależnić od systemu. W zależności od podawanego bodźca, można skierować uwagę całych społeczności na obronę przez zagrożeniem, realnym czy też nie. Jeśli uwagą społeczna, dotycząca jakiejś kwestii, jest niepożądana – można skierować ją w kierunku potencjalnego zagrożenia, które mechanizm przetrwania natychmiast zacznie zwalczać. Zarówno ten jednostkowy, jak i społeczny. By odwrócić uwagę od jednych spraw, wystarczy zwrócić ja na inne – różnice religijne, preferencje seksualne czy kryzys ekonomiczny. I działa – działa jak nic innego na świecie. Warto więc zapytać, jak czynią to zwolennicy teorii konspiracyjnych, jak daleko sięga manipulacja strachem. Czy wydarzenia w USA sprzed 10 lat, zamach na World Trade Centre były taką manipulacją? Czy taką manipulacją było wkroczenie wojsk międzynarodowych do Afganistanu? Co z katastrofą w Smoleńsku? Czy kryzys gospodarczy ma realne podstawy, czy też jest tylko zasłoną dymną dla przyjęcia przez nas nadchodzących, globalnych zmian? Czy boimy się, bo ktoś chce, byśmy żyli w strachu, czy boimy się, bo świat jest naprawdę niebezpieczny? Na te pytania musicie odpowiedzieć sobie sami.
Tak czy inaczej, zachęcam do obejrzenia 20 minutowego filmu: „Wirus zwany strachem” (ang.). Sami zdecydujecie, czy warto postarać się o oprogramowanie antywirusowe i zweryfikować, czy świat za oknem naprawdę czyha na każde, nawet najmniejsze nasze potknięcie. I pamiętajcie o pająkach!