Gdzie jest Neo?
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 3/2013
W dzisiejszym Matriksie brakuje bohaterów i rewolucjonistów.
Od czasu do czasu, w chwili irracjonalnego przebudzenia, każdy z nas czuje, że świat funkcjonuje niejako obok i niekoniecznie w zwartym związku z otaczającą nas rzeczywistością. Matrix, Panie. Prawdziwy Matrix.
Trudno powiedzieć, czy Internet to Matrix, a media to Agent Smith, czy też Internet to Agent Smith, a cały świat to Matrix – sztucznie podtrzymywana, iluzoryczna rzeczywistość.
Nie wiem, czy wiecie, ale świat stoi na skraju wojny atomowej. Wiem, bo przeczytałam na jednym z portali. Stany Zjednoczone i Korea Północna grożą sobie wzajemnie wysłaniem pocisków atomowych. Sprawa nie wzbudza większych kontrowersji, dziś – kilkadziesiąt lat po zakończeniu ostatniej wojny światowej – społeczeństwo nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłaby wydarzyć się jakaś globalna tragedia. A przecież, na naszej oświeconej i pokojowo nastawionej planecie, ciągle toczą się jakieś zbrojne zmagania. Tak długo jednak, jak długo walka rozgrywa się na ekranie telewizyjnym, nie dociera do świadomości społecznej. Jest jak każdy inny film wyświetlany w godzinach wieczornych. Trochę krwi, kilka trupów i parę rozwalonych samochodów. W czasie wojen światowych, nękani nalotami bombowców i hordami najeźdźców, ludzie z rozpaczą zastanawiali się, dlaczego świat nie reaguje. Czemu nikt im nie pomoże. Dziś ze znudzeniem oglądamy w wiadomościach relacje korespondentów wojennych, okraszone dramatycznymi opisami. Zaraz potem telewizja wyświetla najnowszą reklamę dyskontów, leków na przeziębienie i pasty do zębów. Następnego dnia rano wszyscy udają się spokojnie do pracy i nawet nie dyskutują o tym, że gdzieś na świecie dla setek tysięcy ludzi rozgrywa się najstraszniejsza możliwa tragedia. Za to przy okazji każdego narodowego święta podkreślane są krzywdy, jakich nasz kraj doznał od brutalnych najeźdźców. I dlaczego cały świat powinien nam współczuć oraz gloryfikować wojenne dokonania. Ot, zaburzenie rzeczywistości.
W kolejnym linku możemy się za to pośmiać, oglądając galerię zdjęć Jarosława Kaczyńskiego. Z iPadem, a jakże. Kaczyński jako Jobs, Kaczyński na Keynote. Kaczyński jako największa rewolucja, która przydarzyła się iPadowi, od czasów iPada. Łacha drze z owego wydarzenia każdy szanujący się zagraniczny portal. Co gorsze, nawet rodzimi internauci nie żałują ironii. Trudno nawet powiedzieć, co tak naprawdę wywołuje salwy śmiechu. Nadworny hacker Rzeczypospolitej.
Jakby tego było mało, nieco niżej spotkamy „księdza z bruzdą”. Prawdziwa ręka opatrzności. Dzięki ważkiej, zawartej w artykule informacji dowiem się, jak na pierwszy rzut oka rozpoznać dzieci z probówki. Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie uczyli mnie o tym na studiach, w sumie biomedyczne i genetyczne postawy funkcjonowania człowieka były przedmiotem egzaminacyjnym. Uczyli nas o insercjach i delecjach w łańcuchach nukleotydowych, a o tak oczywistej rzeczy jak „bruzda” nie? Dyletanci! Musimy zaktualizować podręczniki.
W Matriksie nawet duchowość można kultywować. Szczególnie w zakresie zakusów sił zła. Zagłębiając się nieco dalej, dowiadujemy się, że Szatan (ani chybi mamy do czynienia z jakimś złym i bezwzględnym wirusem) czatuje na niewinne dzieci pod postacią kucyków Pony, Hello Kitty i książek o Harrym Potterze. Z niecierpliwością oczekuję kolejnych artykułów w tym temacie, zwłaszcza w odniesieniu do baśni braci Grimm i niejakiego Andersena, który w swoich utworach wykorzystuje piekielną analogię płomieni. Tu oskarżycielskim palcem wskazuję „Dziewczynkę z zapałkami”. W następnym odcinku można również porozmawiać o „Żwirku i Muchomorku” (dwóch facetów w jednym domu?!), „Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach” (ladacznica jedna, nierządnica potępiona!) oraz o królowej-dzieciobójczyni, co to trującym jabłkiem (pewnie używa Androida!) zasadziła się na grzeszną i próżną dziewczynę.
W kategorii „Zdrowie i uroda” każdy znajdzie coś dla siebie. Na przykład dietę, której należy unikać. Powoduje bowiem nieuchronną śmierć w męczarniach. Klikam i nie do końca rozumiem, o czym piszą, ale widać po prostu moja świadomość nie ogarnia pierwszego i ostatniego zdania. W pierwszym bowiem piszą, że jedzenie mięsa zabija. W drugim, że czerwone mięso jest szkodliwe. W trzecim, że jednak nie jest i zawiera ważne składniki. W czwartym, że taki kurczak to w zasadzie zupełnie jest nieszkodliwy. A tytuł krzyczy – „Dieta, która zabija”. Przemyślę to w wolnej chwili, z pewnością kryje się za tym jakaś głębsza myśl. Na tej samej liście mam już artykuły o kawie i herbacie. Raz napisali, że herbata, zwłaszcza zielona, niechybnie powoduje raka. Że w badaniach naukowych tak wyszło. Natychmiast udałam się więc do kuchni i wyrzuciłam całe draństwo, żeby życia i zdrowia rodziny nie narażać. Następnego dnia czytam jednak, że herbata (znowu zielona) ma te antyoksydanty, które chronią komórki przed starzeniem i rakiem. I że to niby najnowsze – najnowsze badania. No to znów kupiłam, bo przecież zdrowia im żałować nie będę. Swoją drogą, aż dziw bierze, jaka ta nauka w dzisiejszych czasach szybka. Kiedyś to można by było i z dziesięć lat poczekać na sprostowanie. Z kawą to samo – raz pomaga, raz szkodzi. Gdybym tylko wiedziała, jak to rozróżnić i stworzyć harmonogram. Poniedziałek – środa – sobota.
Praca – praca jest ważna. Najważniejsza w zasadzie, zwłaszcza jak się jej nie ma. W wiadomościach z kraju piszą, że będą poważne problemy na rynku pracy. Miesiąc temu też były, a dwa miesiące temu mieli zwalniać setki ludzi. Zewsząd. Może po prostu zastosowali kolejność odwrotną? Pewnie za chwilę napiszą, że rynek pracy wygląda już jak w obietnicach wyborczych Tuska – tych z filmów, gdzie obiecuje, że już niedługo rodacy wrócą z zagranicy, bo Polska stanie się drugą Irlandią, z małymi domkami na przedmieściach i podgrzewanymi basenami. Szczwany ten Agent Smith. Teraz może już być tylko lepiej!
Niezrażona zagłębiam się w odmęty cyfrowego oceanu. Jakiś muzyk podpalił się na scenie, w programie na żywo, żeby zwrócić uwagę oficjeli na ofiary pomówień. Że go tam kiedyś o jakieś narkotyki pomówili. Uduchowiony koleś, nie ma co. Prawie jak buddyjski mnich. Oni też dokonują takich aktów. Tak przynajmniej pokazują w telewizji. Z kolei w „Newsweeku” na zachodzie napisali, że Jan Paweł II jest i był „be”, a Ratzinger swoją abdykacją uczynił więcej dobrego dla Kościoła niż Wojtyła w czasie całego swojego pontyfikatu. Do tego lekko zaślinione zdjęcie dręczonego Parkinsonem staruszka. Znów historia zmienia bieg, dzięki bajtom i bitom wszechobecnego Matriksa. Całość przekazu okraszona okruchami mody i rozrywki oraz reklamami najnowszych gadżetów. Z okienka powyżej uśmiecha się pani w śnieżnobiałej bluzce. Najnowszy proszek do prania.
Dzień jak co dzień, chyba że akurat trafiamy na moment irracjonalnego przebudzenia. Wtedy zaczynamy się zastanawiać, gdzie jest Neo. Gdzie jest bohater, zbawca i rewolucjonista, który zniszczy przebrzydłą powłokę Matriksa. Przecież to właśnie ten moment fabuły, kiedy pojawia się Morfeusz, trzymający w wyciągniętych dłoniach dwie pigułki.
Nie ma Morfeusza, nie ma Neo, nikt się nie budzi. Telewizja dalej transmituje przemówienia Księdza Bruzdy. Poważni, zdawać by się mogło, naukowcy przedstawiają kontrargumenty. Jakaś matka wyrywa dziecku kocyk z wizerunkiem diabelskiego kotka Hello Kitty.
Jutro rano znowu napiszą, że Korea grozi USA. USA odpowie, że ma tarczę. Tarczę, która trochę nie działa, ale nie należy o tym mówić głośno. Niech to zostanie między nami.
Na drugim końcu świata wybuchną gdzieś zakazane bomby kasetowe, odłamkowe albo fosforowe. Dziennikarz przeprowadzi rozmowę z mieszkańcem wioski i zapyta go, jak mu się żyje w towarzystwie niewybuchów. Mieszkaniec odpowie, że nie najgorzej, bo od tygodnia żaden z sąsiadów nie wyleciał w powietrze. Następnie nakarmi brudnego konia a my, w tym czasie, możemy skoczyć do kuchni i przygotować herbatkę pewni, że nie ominą nas żadne ważne wiadomości. Oczywiście do następnego przebudzenia, kiedy opublikują zdjęcia innego polityka, dzierżącego dumnie iPada. I znowu będzie się z czego pośmiać.
Z każdym dniem tylko znika nadzieja, że w życiu może być jak w filmie. Że pojawi się pozytywny bohater, który w mroku zaburzonej rzeczywistości zapali całkiem realny kaganek i wyprowadzi ludzi, jednego za drugim, z mroków zabobonnego średniowiecza.
Morfeuszu, Neo! Słyszycie?