Mastodon

Smak zapachu trawy

3
Dodane: 11 lat temu

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 5/2013

Wyobraźcie sobie piękną łąkę, rozgrzaną promieniami letniego słońca. Czujecie zapach świeżo skoszonej trawy? Tak właśnie smakuje yerba, tradycyjny napój Indian Guarani.

Po raz pierwszy z yerbą spotkałam się wiele lat temu. Nie ukrywajmy – nie było to spotkanie zakończone miłosnym uniesieniem. Yerba to napój specyficzny i o ile, w polskich warunkach, może przemawiać do dorosłego odbiorcy, o tyle nie przekona raczej nastolatka. Nikt ze znajomych tego nie pije, nie smakuje jak coca-cola, nie jest nawet trendy – co mogłoby usprawiedliwić powyższe niedogodności. Jednak jak to bywa, często weryfikujemy nasze poglądy. Po wielu latach uzależnienia od kawy postanowiłam ponownie dać yerbie szansę. I zaiskrzyło, natychmiast. Teraz nie rozstaję się już z matero i termosem. Przy okazji muszę Wam powiedzieć, że gadżeciarstwo niejedno ma imię, bo yerby nie da się pić tak po prostu, z kubka. Ale po kolei.

Trochę historii

Yerba to nic innego jak wysuszone liście ostrokrzewu paragwajskiego, tradycyjnie używane przez Indian Guarani do przyrządzania orzeźwiającego napoju. Jako zastępnik herbaty występuje w wielu krajach, między innymi w Urugwaju, Paragwaju i Brazylii. Picie yerby jest zjawiskiem towarzyskim – wśród Indian wiązało się ono z ceremonią, w czasie której jedna osoba pełni rolę gospodarza, zalewając yerbę wodą i podając naczynie po kolei uczestnikom. Tradycyjne naczynia do parzenia yerby wykonane są z bambusa, wydrążonej tykwy (często zdobionej) lub drewna (najbardziej pożądane to palo santo – święte drzewo). W Brazylii preferowane są naczynia ceramiczne, umieszczane na drucianych podstawkach. Nazewnictwo bywa różne – matero oznacza tyle co naczynie do picia yerby. Calabaza to wydrążona tykwa owocu podobnego do dyni czy kabaczka, zaś gourd oznacza naczynia wykonane różnymi technikami – od szklanych, po bambusowe. Do picia yerby używa się słomki, zwanej bombillą. Najczęściej spotykamy bombille metalowe, w kształcie łyżeczki, której dolna część zakończona jest sitkiem, powstrzymującym susz przed przedostaniem się do słomki. Bywają też inne, na przykład wykonane z bambusa – między innymi taką właśnie bombillę posiadam. Jest to po prostu cienki, wyprofilowany pęd młodziutkiego bambusa z dziurkami na końcu.

Matero i bombilla to kluczowe pojęcia w yerbologii. Za chwilę przekonacie się sami.

file4361237830583

Przygotowanie

Wiele przepisów na przygotowanie yerby znajdziecie w internecie. Na pierwszy rzut oka mogą wydawać się skomplikowane, podczas gdy w zasadzie przygotowanie naparu zajmuje mniej czasu niż zaparzenie filiżanki kawy.

Naczynie napełniamy w ¾ suszem. Widziałam opinie użytkowników, którzy używają mniejszej ilości, ale nie wyobrażam sobie, w jaki sposób przygotowują napój. Zakrywamy otwór matero dłonią i przewracamy naczynie do góry nogami. Następnie, cały czas zakrywając otwór, odwracamy naczynie do pozycji poziomej. W ten sposób otrzymujemy równą powierzchnię suszu i pustą przestrzeń pomiędzy yerbą a ścianką. W tę pustą przestrzeń wkładamy bombillę i wlewamy wodę o temperaturze nie wyższej niż 70 stopni Celsjusza. Naczynie odstawiamy na minutę-dwie, aż susz wciągnie pierwszą porcję wody. Od momentu włożenia bombilli i zalania wodą słomką już nie ruszamy. Jeśli zainteresujecie się tematem, znajdziecie zapewne podkreślane informacje, żeby pod żadnym pozorem nie mieszać „herbaty” bombillą. Są one o tyle prawdziwe, co niepraktyczne i w zasadzie nie mają racji bytu. Po zalaniu suszu wodą ten pęcznieje i unieruchamia bombillę w początkowej pozycji. Wokół niej tworzy się nasyp, przez który przesącza się woda, którą następnie wypijamy przez słomkę. O żadnym mieszaniu nie ma więc mowy. Bombillą ruszać nie należy, ponieważ drobinki mogą przedostać się przez otwory sitka i będziemy pluć. Ot cała tajemnica. Za każdym razem do matero wlewamy tylko tyle wody, ile jesteśmy w stanie wypić. Jeśli pociągamy jeden łyk, w naczyniu ląduje dokładnie tyle wody. Nie zalewamy Yerby na później, bo gorzknieje i przy okazji pojawiają się w niej niezdrowe składniki. To kluczowe, by słuchać mądrzejszych. Jak robią Indianie, tako i my.

Jak wybrać matero i bombillę?

To najbardziej gadżeciarska część zabawy. Jeśli jesteśmy leniwi i martwimy się higieną naczyń, wybieramy matero brazylijskie, szklane lub porcelanowe. Jeśli zależy nam na wartości dodanej – drewno palo santo posiada dodatkowe właściwości antybakteryjne i lecznicze. Najbardziej popularne są calabazy, czyli wydrążone tykwy. Te niestety trzeba przygotować przed użyciem, wyskrobać i zaimpregnować. Przy okazji, w czasie tego procesu dość łatwo je zniszczyć. A i potem kwestia utrzymania higieny jest kontrowersyjna. Pośrednim rozwiązaniem są naczynia bambusowe, których impregnować nie trzeba i dość ładnie się domywają. Wybierać można wśród wielu wzorów i kolorów, każdy znajdzie coś dla siebie.

Jeśli chodzi o słomki, wybieramy pomiędzy metalem a bambusem. Słomki metalowe są bardziej higieniczne, ale parzą w usta. Słomki bambusowe czyścimy specjalną szczoteczką, ale są przyjemniejsze w użytkowaniu. Tu nie ma wielkiej filozofii – gust to jedyna wykładnia.

file851237824979

Yerba yerbie nie równa

Same naczynia to nie wszystko, bowiem na rynku znajdziemy mnóstwo gatunków i trudno się zdecydować zwłaszcza, że yerba ma smak specyficzny i jeśli źle zaczniemy, możemy się bardzo zniechęcić.

Nie jest prawdą, że yerba smakuje jak „napar z petów” albo „kocie szczyny”. Wątpię, czy którykolwiek z autorów powyższych opinii próbował kiedykolwiek pierwszego lub drugiego (nie mogłam się powstrzymać!). Prawdą jest, że ma gorzki smak – podobnie jak większość znanych Wam gatunków herbaty. Dlatego też, by zaspokoić wszelkie gusta, stworzono wiele gatunków i mieszanek, które pozwalają bezboleśnie cieszyć się tym napojem.

Pierwszy etap selekcji to decyzja, czy chcemy, by smak był intensywny i bardzo gorzki, czy też wolimy yerbę łagodną. Yerba z szypułkami (con palos) jest zdecydowanie lżejsza w smaku. Yerba bez szypułek (sin palos) polecana jest raczej zaawansowanym użytkownikom. Następna kwestia dotyczy dymu, czyli wędzenia. Tu od razu polecam naturalnie suszone gatunki – wędzenie yerby powoduje, że zawiera ona znacznie więcej węglowodorów aromatycznych niż zwykła herbata, więc jest mniej zdrowa dla naszego organizmu.

Początkującym polecam gatunki łagodne i aromatyzowane – miętowe, pomarańczowe i cytrynowe. Na przykład CBSe – Hierbas Serranas o smaku bardzo miętowym czy też tej samej firmy, o smaku… kawy. Moja ulubiona to CBSe Energy – dodatkowo wzbogacona naturalną guaraną, o smaku owocowo-miętowym. Wspaniale zastępuje poranną kawę i kolejną, i kolejną. Sprawdźcie również ofertę Rosamonde, Amandy, Krausa i Che. Gwarantuję, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Niektóre gatunki yerby nadają się do zalewania wodą gorącą, jak i zimną – ten rodzaj przygotowanego napoju nazywa się terere i świetnie nadaje się na gorące dni. Podawać go można z sokiem owocowym i kostkami lodu. Słodzić yerbę można ekstraktem ze stewii, tradycyjnie używanej do tego celu przez Indian Guarani.

Co z tego mamy?

Przede wszystkim, poza walorami smakowymi (które dla niektórych są wątpliwe), yerba ma wyższość nad kawą na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim zawiera wiele witamin z grupy B, między innymi B1, oraz potas. Oba te składniki poprawiają koncentrację i rozjaśniają umysł. Zawierając kofeinę pobudza, ale nie wypłukuje z organizmu magnezu. Pobudzenie, w odróżnieniu od tego oferowanego przez kawę jest stałe, nie chwilowe. Działa regulująco na przemianę materii, serce, nerki. Łagodzi depresję i stany lękowe. Zwiększa wydajność mięśni. Uspokaja. Polecam przyjrzenie się pełnej liście korzyści. W skrócie – Red Bull Wojtka może się schować.

Jedyne, o czym należy pamiętać, to że jak każdy napar herbaciany, a w szczególności herbaty zielone, zawiera węglowodory aromatyczne, które dla naszego zdrowia nie są obojętne. Dlatego należy stosować się do przepisu zaparzania, nie zalewać wodą powyżej 70 stopni Celsjusza i nie przygotowywać na zapas. A jak już wpadniecie w yerbę, trudno będzie się oderwać. To w pewnym sensie styl życia. No i te gadżety! Trzymajcie portfele!

PS: Artykuł powstał na prośbę Wojtka. To on jest winien i do niego kierować należy zażalenia. Chciał, to ma!

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .