Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu iPad Pro a mój pierwszy Mac: To wróciło po latach!

iPad Pro a mój pierwszy Mac: To wróciło po latach!

13
Dodane: 8 lat temu

Nie wiem, jaka dokładnie była moja mina, ale musiało to być połączenie niedowierzania z mimiką twarzy nastolatka, który po raz pierwszy odkrył magiczny i prosty świat urządzeń z Cupertino. Taki wyraz twarzy miałem w roku 2008, gdy kupiłem swoje pierwsze nadgryzione urządzenie — iPoda Shuffle 2G o pojemności 1 GB. Podobnie jak wtedy, gdy odbierałem od jednego z polskich resellerów w Krakowie swojego pierwszego Maca – MacBooka Pro 13, late 2009. Miałem na niego rezerwację do godziny dziesiątej, kilka dni po premierze, a autobus stał w gigantycznych korkach. Tak długich, jak kolejka chętnych na ten model w Galerii Krakowskiej. Cudem udało się przeciągnąć rezerwacje o godzinę. Wraz z upływem czasu i jednoczesnym powiększaniem mojego ekosystemu sprzętów Apple ta ekscytacja świeżo upieczonego switchera (osoby, która kupiła niedawno swojego pierwszego Maca) – malała. Do kwietnia tego roku, gdy po raz pierwszy miałem okazję popracować kilkadziesiąt godzin na iPadzie Pro.

Trzymając internet w dłoniach

Na początku się z niego śmiałem. Gdy kupił go Wojtek, również nie rozumiałem, jak można wierzyć w gigantyczny tablet od Apple. Teraz sam go mam i jest moim podstawowym komputerem. Jak do tego doszło?

Przede wszystkim, gdy po raz pierwszy zacząłem używać iPada Pro w wersji z przekątną ekranu 12,9 cala, dałem sobie dwa tygodnie na solidne testy. Udało mi się zdobyć na ten czas wersję z pamięcią 32 GB, bez modemu LTE. To najbardziej podstawowy model iPada Pro, którego absolutnie nie warto kupować, ale o tym później.

Po sparowaniu urządzenia z moim Apple ID nie odtwarzałem go z kopii. Specjalnie, aby zacząć przygodę z iPadem od zera. Wiązało się to z kolejną sprawą, a mianowicie próbą odpowiedzenia sobie na pytanie: z jakich aplikacji rzeczywiście potrzebuję korzystać na iPadzie? A ponadto: do czego miałby mi służyć tak duży iPad?

Analizę aplikacji zacząłem od spisania wszystkich tych programów, które mam zainstalowane na iPhonie. Potem stopniowo wykreśliłem te pozycje, które z oczywistych względów nie mogły się znaleźć na moim iPadzie, na przykład aplikacje bankowe, aplikacje operatorów komórkowych, aplikacje podróżnicze (nie wszystkie) etc. Dlaczego? Bo na iPadzie Pro mogę swobodnie korzystać w pełnowymiarowych interfejsów web tych usług, a logowanie nie stanowi problemu dzięki 1Password (i rzecz jasna TouchID), bez którego nie wyobrażam sobie życia. Aplikacje tego typu mają dla mnie sens na iPhonie, bo wówczas potrzebuję ich w biegu. Drugim argumentem przeciwko ich instalacji na iPadzie było niedostosowanie. Skalowanie wiąże się z wieloma problemami – o rozmyciu UI i braku dostępu do pełnej, systemowej klawiatury ekranowej iPada Pro nie wspominając.

Po sporządzeniu orientacyjnego spisu niezbędnych aplikacji rozpocząłem ich instalację i konfigurację. Podobnie jak wszystkich systemowych kwestii (ustawienia, konfiguracja Maila, włączenie archiwum zdjęć iCloud, książek iBooks i Apple Music). Chciałem przejść ten proces od zera, żeby dokładnie oszacować, jaka wielkość pamięci będzie dla mnie optymalna, choć posiadane wówczas 32 GB odrzucałem od samego początku. Pobrałem do trybu offline wszystkie playlisty i albumy muzyczne, które już miałem na iPhonie. Zsynchronizowałem zdjęcia. Skonfigurowałem aplikacje. I miałem już jasność.

O ile iPhone w wersji 64 GB jest dla mnie idealny, o tyle 32 GB w przypadku wykorzystania i zastosowań, jakie określiłem dla iPada Pro – o czym za chwilę, były tym samym, co pamiętne 8 GB w iPhone 4S – katorgą.

Jakie więc zastosowania przewidziałem dla mojego iPada Pro? Zacznę od uzasadnienia, które przyszło po tygodniu zabawy tym urządzeniem. Było ono mniej więcej takie, jak to sprzed siedmiu lat, gdy przesiadałem się na maki, czyli: o kurcze, ten sprzęt jest kompletny i chyba nieźle namiesza w mojej codzienności. Tak się stało z trzech powodów.

Po pierwsze, iPad Pro pozwolił mi trzymać całe moje cyfrowe życie w dłoniach. Nie ma w mojej opinii na rynku wygodniejszego urządzenia, na którym możemy jednocześnie czytać (praktycznie wszystko), odpoczywać – oglądać filmy, przeglądać sieć oraz pracować (efektywnie, szybko i maksymalnie produktywnie). Ktoś powie „super, ale innego iPada też możesz trzymać”. Mogę, ale rozmiar iPada Pro 12,9 daje niesamowite poczucie władzy i kontroli nad wspomnianymi wyżej aspektami codzienności. Nad naszym cyfrowym życiem. Czyni je maksymalnie prostym, dostępnym bez kompromisów zawsze i wszędzie tam, gdzie jesteśmy. Do tego z niesamowitą lekkością samego urządzenia (wraz z klawiaturą Smart Keyboard i Apple Pencil). Jest to najbardziej intymny komputer, jaki kiedykolwiek powstał.

Chwytając cyfrowe życie

Po drugie, moc obliczeniowa iPada Pro jest doprawdy niesamowita. Bez najmniejszych kłopotów (także tych, związanych z kompatybilnością) otwieram na nim pliki Photoshopa (nawet te bardzo ciężkie – 400 MB) i jestem w stanie przygotować pełnoprawny projekt dla drukarni czy klienta. Wszystko to dzięki fenomenalnej robocie, jaką wykonują twórcy Pixelmatora. O bajce, jakiej można doświadczyć, rysując Pencilem w tej aplikacji, nawet nie będę wspominał. O tym można by napisać osobny felieton.

Spróbowałem również otworzyć swoją pracę licencjacką – mobilna wersja Microsoft Word poradziła sobie bez najmniejszych problemów. Także ze zmianami w przypisach czy wykresach. Podobnie mobilny Excel – radzi sobie tak samo dobrze, a może nawet lepiej niż jego wersja przeznaczona na system OS X (jest wyraźnie szybszy i lepiej zoptymalizowany), z obsługą mojego arkusza budżetu domowego, który zawiera dziesiątki bardzo skomplikowanych formuł. Nic się nie sypie, nie wywala.

Po trzecie, ekran iPada Pro jest praktycznie pozbawiony wad. Przynajmniej dla mnie. Co prawda nie ma jednej funkcji, którą posiada jego mniejszy brat – True Tone, ale ja nie widzę żadnej różnicy i nie jest to dla mnie wada. Czytanie i pracowanie na iPadzie Pro to czysta przyjemność. To jedyne urządzenie z iOS, na którym jakikolwiek sens ma funkcja umożliwiająca podział ekranu i pracę z dwiema aplikacjami otwartymi w tym samym czasie (Split View). Mniejsze iPady oferują na tyle mały rozmiar podzielonych aplikacji (rozdzielczość iPhone’a), że praca z wykorzystaniem Split View mija się z celem. Uważam, że Apple wprowadziło ją właśnie z myślą o prawie trzynastocalowym iPadzie Pro.

Największą zaletą ekranu iPada Pro są kąty widzenia i świetna widoczność na pełnym słońcu umożliwiająca swobodną pracę na przykład w kawiarni, co zdarza mi się kilka razy w ciągu tygodnia. Wiedzą o tym osoby obserwujące mnie na Twitterze. To moje naturalne środowisko pracy – najlepiej pisze mi się właśnie w towarzystwie kawiarnianego szumu.

Przejdźmy do baterii. Ta spokojnie wystarcza mi na dwa dni dość intensywnej pracy, w towarzystwie muzyki, z kilkoma rozmowami na Face Time czy Skype oraz wieczorną sesją przed YouTube’em. Nie potrzebuję nic więcej.

Byłem w szoku co do prędkości, z jaką iPadowi udało się wyrenderować film w 4K. Co prawda był krótki, ze względu na małą pojemność iPada (kolejny podwód, abyście nie zrobili sobie tej krzywdy, kupując urządzenie o pojemności 32 GB), ale samo jego zmontowanie w iMovie było czystą przyjemnością.

Siedząc w majowe niedzielne popołudnie w ogrodzie, zastanowiłem się nad tym, jak niesamowity skok technologiczny wykonał świat od momentu wejścia w nowe tysiąclecie. Musk stworzył samochód, którym jeździmy de facto za darmo, ładując go czterdzieści minut, i który jest całkowicie pozbawiony klasycznego silnika spalinowego. Do tego wkrótce umożliwi nam latanie na wakacje w kosmos. Jobs stworzył iPhone’a i iPada – produkty, które zmieniły całe gałęzie światowej gospodarki i stworzyły wiele nowych zawodów i firm. Do tego komputer mieści się dziś w kieszeni lub niewielkiej torbie i możemy za jego pomocą kierować międzynarodowym biznesem z dowolnego miejsca na ziemi. Możemy także tworzyć sztukę i malować bez konieczności zakupu profesjonalnych tabletów. Kreatywność jest niemalże niczym nieskrępowana. A jeszcze w roku 2000 zastanawiałem się nad tym, jaką kartę graficzną czy muzyczną kupić, aby płyta główna mojego peceta z nią współpracowała.

Czasy post-PC nie nadejdą, a trwają. Tu i teraz.

– czas, start!

Pamiętam, jak Michał Śliwiński jako pierwszy Polak stworzył i rozpropagował ideę „iPad only”. Czyli wykorzystania iPada jako jedynego i podstawowego komputera osobistego. Było to na wiele lat przed iPadem Pro. Wtedy też się dało. Nie było to jednak nigdy dla mnie tak oczywiste, jak dziś, gdy kończę ten felieton, jadąc autokarem, wieczorem, słuchając muzyki i nie męcząc w ogóle oczu. Zacząłem w kawiarni, potem pisałem w ogrodzie i w pociągu. Bajka polega na tym, że nigdy nie pomyślałem o tej czynności jak o pracy. Praca to komputer. iPad i iPhone to towarzysze codzienności, choć także przecież komputery. Na tym polega zmiana, którą dokonał Jobs. Nie na parametrach i formie. Je może zmieniać każdy. Nie każdy jest jednak w stanie zmienić codzienność drugiego człowieka.

Jednego mi tylko brakuje, jeśli chodzi o iOS. Możliwości programowania na nim – na niego. Gdyby deweloperzy mogli tworzyć aplikacje na iPada na iPadzie – sprawa byłaby domknięta. Może kiedyś. Choć (…) wątpię.

Czy zostałem ? Tak. Czy żałuję? Nie. Trzeba nadmienić, że w biurze pracuje na MacBooku, ale w domu mam tylko złotego iPada Pro 12,9’ o pojemności 128 GB z modemem LTE, klawiaturę Smart Keyboard i Apple Pencil. Resztę komunikacji z domową rozrywką zapewnia mi Apple TV. Niektórzy pytają jeszcze o to, jak drukuję? O ile w ogóle robię to w domu, to drukarkę obsługującą protokół Air Print można kupić już za pięćset złotych. Pełną listę kompatybilnych drukarek, która jest na bieżąco aktualizowana przez Apple, znajdziecie pod adresem: support.apple.com/pl-pl/HT201311. Można też (o ile ma się w domu Maca) drukować na dowolnej drukarce, która jest do niego podpięta, a mała aplikacja tworzy dla niej serwer druku, dzięki czemu jest ona widoczna w systemie iOS dokładnie tak samo, jak drukarki Air Print. Mac może być nawet w stanie uśpienia. Ważne, aby drukarka była do niego podpięta i włączona.

A co, jeśli nie wytrzymam? Sprzedam iPada i akcesoria i wrócę do MacBooka Pro, ale wątpię, że to nastąpi. Oczywiście każdy ma inne potrzeby i inaczej pracuje. Ma inny workflow. Ja jednak swoją przygodę z iPadem Pro podsumuję tak: jeśli można upraszczać codzienność, to po co ją komplikować?


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 06/2016

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 13

Próbowałem iPad only, ale przyzwyczajenia, ograniczone możliwości tego urządzenia zawsze sprawiały że w końcu musiałem skorzystać ze swojego Macbooka. Więc wyszło na to że iPad znalazł nowego – mniej wymagającego użytkownika. A Ja sprzedałem także iPhona i zakupiłem jego większą wersję – iP6+. Jestem zadowolony, nie ukrywam że czasami mam ochotę posiadania iPada do pewnych zadań, jednak tamto doświadczenie skutecznie odwodzi mnie od tego pomysłu. Gdyby iPad Mini/Air/Pro uzyskał możliwości zbliżone do (już) macOS to dałbym temu pomysłowi drugą szansę.
Z drugiej strony zauważyłem że jestem bardzo przyzwyczajony do wykonywania bardziej skomplikowanych zadań za pomocą gładzika niż interfejsu dotykowego – jest mi po prostu wygodniej.

Tylko Printer Pro wg opisu nie robi z drukarki USB wirtualnego AirPrint tylko używa osobnej aplikacji na iOS.

CMD + TAB. CMD + SPACJA. Wolę te skróty niż kolejne klawisze, przez które klawiatura będzie inna niż w Mac, co jest przekleństwem jak się często przesiada z jednego na drugi.

“Spróbowałem również otworzyć swoją pracę licencjacką – mobilna wersja Microsoft Word poradziła sobie bez najmniejszych problemów.”
Pisałeś licencjat w Wordzie? : O [`]

Współczuję, Word do pisania dłuższych tekstów się kompletnie nie nadaje, raz próbowałem, ale jak po kilku drobnych zmianach całe formatowanie padło i się wszystko rozjechało to stwierdziłem nigdy więcej.

Dla mnie tylko LaTeX – pisanie w nim czegokolwiek to czysta przyjemność. Nie muszę się martwić o formatowanie tylko skupiam się na tekście. Pisałem w nim już licencjat i magisterkę z chemii kwantowej, a obecnie piszę magisterkę z fizyki teoretycznej, do skomplikowanych, piętrowych równań nie wyobrażam sobie używać Worda, a w LaTeX-u wstawianie ich to naprawdę przyjemność :-)