Czy jest coś złego w byciu maszynką do zarabiania pieniędzy?
Apple Tima Cooka nie jest tą samą firmą co Apple Steve’a Jobsa czy Apple Johna Sculley’a. Ma swoje wady, ale także i zalety. Pytanie, czego powinniśmy od takiej firmy wymagać?
Paweł Tkaczyk twierdzi, że Apple ma idealnego CEO. Nie oznacza to, że Tim Cook jest jakimś szczególnym wzorem cnót wszelakich, ale że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu, któremu została powierzona funkcja w odpowiednim czasie.
Czysto rynkowo Apple nie musi się z nikim ścigać. Biorąc pod uwagę wyniki finansowe, kapitalizację rynkową, to, jak wygląda rynek elektroniki konsumenckiej, w jakim momencie rozwoju znajduje się oraz wiele innych czynników, można dojść do wniosku, że gigantowi z Cupertino potrzeba stabilizacji, rozwagi, bardzo „operacyjnego” szefostwa, które skupia się na codziennym funkcjonowaniu biznesu, ale cały czas z tyłu głowy ma długoterminową perspektywę, choć nie poświęca jej 90% uwagi, a powiedzmy 40%.
Trzeba zadbać o to, żeby produkty docierały do klientów na czas, żeby wszystkie kanały sprzedaży dobrze funkcjonowały, żeby trzymać koszty w ryzach i podejmować tylko racjonalne decyzje, bez ryzykowanych ucieczek do przodu, które mogą okazać się kompletną porażką.
Jeśli tak się spojrzy na sprawę i do tego doda się mnóstwo teoretycznej oraz praktycznej wiedzy o biznesie, jak robi to Paweł Tkaczyk, to faktycznie trudno nie zgodzić się z argumentacją podnoszącą, że psy wymagające czegoś „wow” od Apple mogą sobie szczekać, ale ta karawana i tak pojedzie dalej. I to będzie jechała długo, bo ma tak ogromne zasoby, jak żadna inna na świecie.
O innowacyjność, pionierstwo i „jeszcze jedną rzecz” pomartwimy się później.
Problem polega na tym, że takie myślenie może być zwodnicze. To truizm, ale rynek technologiczny cały czas rozwija się naprawdę szybko. Prawo Moore’a może już nie do końca się sprawdza, ale na zupełnie innych odcinkach frontu dzieją się rzeczy, o których filozofom się nie śniło kilka miesięcy temu.
Dolina Krzemowa jest aktywna jak nigdy wcześniej. I nie jest silna siłą dużych firm, a właściwie nie jedynie, ale firm małych, które działają szybko, elastycznie i momentami brawurowo.
Jasne, jak się jest dużym, to zawsze można sobie taki startup kupić i załatwić sprawę w ten sposób. Po problemie. Tylko że to nie jest droga obrana przez Apple, argument ten jest więc w tym przypadku chybiony. Dzięki przejęciom najlepiej jak do tej pory rozwijają się Google i Facebook.
Naprawdę, jeśli nie idziesz do przodu, to się cofasz. Jeśli nie stawiasz na VR, jeśli nie wynosisz na sztandary botów, jeśli nie budujesz gigafabryk napędzanych magią, jeśli nie inwestujesz w technologie, które zmienią branżę energetyczną, to trudno uznać się za poważnego gracza w innowacyjnym wyścigu. Możesz być duży, ale jesteś nudny. A jak jesteś nudny, to inwestorzy cię nie lubią. Trudno jest ci sprawić, żeby utożsamiali się z tobą klienci dóbr luksusowych.
Apple tylko po części mocno i wyraźnie wchodzi na ścieżki, które teraz są najbardziej ekscytujące. Otwarcie iMessage czy Siri na zewnętrznych deweloperów jest super. Szkoda, że tak późno. Jak się słyszy, ile czystej energii produkują farmy Apple, to szczęka opada. Ale dlaczego nie ma jeszcze gogli VR z logo nadgryzionego jabłka na obudowie, hę?
Jasne, może być tak, że Apple nad tym wszystkim pracuje, uważnie się przygląda i nie widzi w tym po prostu potencjału. Dostrzega go, gdzie indziej i tym się zajmuje. Może też brak jeszcze gotowości, a przecież przede wszystkim jednak liczą się działania bieżące. Jak będziemy gotowi, żeby pokazać coś przełomowego, to pokażemy. Nie musicie nam o tym przypominać co pół roku.
Jak napisałem biznesowo i w krótkiej perspektywie jest to pewnie działanie racjonalne. Nie wiem tylko, czy rynek jest racjonalny. Na pewno nieracjonalni są klienci. Ci, którzy traktują smartfona jako dobro podstawowe i tak nigdy nie spojrzą na iPhone’a. Trzeba zatem celować w tych, którzy razem z gadżetem kupują status. A co mówi o właścicielu smartfon wyprodukowany przez nudną firmę?
Może jest tak, że wszyscy w Apple o tym wiedzą. Może jest tak, że Tim Cook o tym wie. Może jest tak, że umówił się z radą nadzorczą, że jak firma osiągnie takie a takie wyniki, to on podziękuje i odda stery komuś innemu, komuś bardziej w stylu Jobsa. Bo firma dokona pivotu i trzeba będzie mieć na pokładzie wizjonera, który tę zmianę sprzeda.
Z zewnątrz i z informacji, do których mamy dostęp, wynika jednak na razie, że Apple zwyczajnie stało się nudne, bo mu się to w krótkim terminie opłaca. Obym się mylił.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 07/2016
Komentarze: 1
Jest