Ale pracę to Ty szanuj!
Coraz bardziej wydaje mi się, że jestem z Marsa, zanim jeszcze Elon Musk zasiedli Czerwoną Planetę. Inaczej: nie jestem z Marsa, lecz bardziej żyję na Marsie. W towarzystwie niezidentyfikowanych istot latających tak wysoko, że są ledwo widoczne, a pomimo tego ich błysków i hałasów nie da się zlekceważyć.
W tej scenerii panują zasady odwrotne do tych, których mnie nauczono i w których wychowano. Im mniej dajesz z siebie, tym więcej Ci się należy. Im łatwiej, tym trudniej, a jednocześnie im trudniej, tym lepiej. Brzmi jak popieprzona nowomowa? Otóż tak ma brzmieć. Planetę rozgrzewają do czerwoności silniki napędzane niezrzeszoną masą stworków Ego.
Hamak
Dobra, zejdę nieco na Ziemię, ponieważ nie o Marsie dziś chcę Wam opowiedzieć. A o rynku pracy. Zwłaszcza rynku IT, który, mam wrażenie, odleciał od innych zawodów o lata świetlne w ostatniej dekadzie. Jasne, to zrozumiałe. Rozwój technologii, aplikacje, z których korzystamy każdego dnia, iPhone’a, którego odblokowujemy około dziewięćdziesiąt razy w ciągu doby, też ktoś musi wyprodukować, a ktoś inny zadbać o jakość iOS-a. Pieniędzy zaś nie przelejemy bezpiecznie przez sieć, jeśli rzesze ludzi nie stworzą odpowiednich mechanizmów zabezpieczeń. To jasne. Tak jak kwestia koniecznej wiedzy i umiejętności wspomnianych deweloperów, testerów czy menadżerów, którzy każdego dnia rwą włosy z głów, aby zapewnić jak najwyższą jakość produktu.
Na rynku IT borykamy się z gigantycznymi brakami programistów wybranych języków. Za tym podążają wynagrodzenia, które winny być raczej atrakcyjne niż nieatrakcyjne. Od lat zresztą fachowiec w danej dziedzinie raczej nie miał problemu z pozyskaniem zleceń. Spróbujcie dziś znaleźć dobrego szewca… Rynek jest nieubłagany, ale rynek też tworzą osoby. A osoby te mają odpowiednie wymagania, na które nie składają się tylko: wiedza, wynagrodzenie i forma zatrudnienia, ale szereg miękkich kwestii, które uderzają dzisiaj do głów młodych adeptów IT niczym woda sodowa.
Przykład? Duża agencja kreatywna. Dział obsługi panelu użytkownika. Programista chce się zwolnić, ponieważ w zasięgu kilku metrów nie może zrelaksować się na… hamaku. Tak. Hamaku! Kolega w firmie XYZ ma nawet dwa! No przecież. Bez hamaka ani rusz. Tak samo jak bez firmy dowożącej „zdrową” dietę zanim jeszcze zdążymy wstać z łóżek, tak, aby czekała na naszym biurku, gdy dotrzemy do planety Mordor. Swoją drogą poczytajcie sobie skład większości z tych posiłków, a dopiero potem reklamę danej marki, która je serwuje, by na samym końcu znowu zadać sobie pytanie: czy na pewno płacę ten tysiąc złotych miesięcznie za porcję zdrowia?
Hamak więc musi być, nawet jeśli leżąc na nim, ulegniemy poparzeniu słonecznemu. Pracodawca ma to w sumie gdzieś. Klient tym bardziej. By wytwarzać produkt, potrzeba rąk do pracy. Moment?! Co mi z rąk na hamaku? To samo co z rąk przy biurku. Żyjemy w erze post-PC. Od dawna. Z tym się zgodzę i o tym pamiętać warto. Zwłaszcza wówczas, gdy słyszymy: „Jak ja lubię siedzieć w biurze”. Lud stworków Ego woli w coraz większą ilość czasu spędzać w przestrzeni firmowej, ponieważ ta najnormalniej w świecie jest atrakcyjniejsza od domowego zacisza. Ja się pytam, dlaczego to sobie zrobiliśmy?
Trampolina
Emocjonalna trampolina, z którą zmagamy się my – reprezentanci pokolenia millenialsów – to nieustanne decydowanie o tym „co”, a nie „kto”, jest dla ważniejsze. I tak to uogólnienie jest to przykre, niemniej jednak walkę o „człowieka” podejmują dziś tylko nieliczni. Tymczasem wiecie co? Nie ma najmniejszego znaczenia, jakie masz biuro, jeśli chodzisz do niego, a nie do pracy. Pracy, którą lubisz, która stanowi wyzwanie. Zaraz odezwie się rzesza krzykaczów: „Ej, ej, koleś! Nie każdy robi to, co kocha, bo nie każdy może!”. Racja, powiem. I to święta racja.
Bo widzicie, znowu muszę wrócić do człowieka. Do nas. W tym wszystkim gubimy właśnie siebie. Kiedyś powiedziano mi, że jeśli nie lubię czegoś robić, to jeszcze nie znaczy, że nie mogę polubić siebie to robiącego. I wiecie co? To jedno zdanie zmieniło mój sposób patrzenia na absolutnie każdy aspekt związany z zawodowym życiem. Każdy! Dlaczego? Ano dlatego, że nie ma w nim kropli motywacyjnego bełkotu, a jest sto procent człowieczeństwa. Mnie. Ciebie. Co mi bowiem z pięciu zer co miesiąc, Tesli czy hamaka, skoro patrząc na siebie w miejscu X, wykonującego pracę Y, mam ochotę uciec, zamknąć się w pudełku i włączyć dekompresję.
Wyrzutnia
Nie szukajmy na litość hamaków, nie fundujmy sobie emocjonalnych trampolin w postaci aktualizacji tych upragnionych i zdobytych hamaków, ale mierzmy – jak Elon Musk – w wyrzutnie! Tak, w wyrzutnie. Praca powinna być taką wyrzutnią. Miejscem, z którego możemy wystrzelić się w kierunku nieznanych dotąd obszarów, postawić stopę na nieznanej ziemi i zdecydować, czy zostajemy, czy wracamy. A jeśli nie możemy wrócić, to zrobić należy wszystko, aby nasze „jestem” tam, w tym, a nie innym czasie, było frajdą z tego, kim jestem i co mogę dać od siebie dla nowych przestrzeni, w które właśnie zawitałem.
Jest wysoce prawdopodobne, że niebawem zastąpią nas roboty, a wcześniej AI. To już się dzieje. Wiele zawodów znika i będzie znikało z rynku. Inne w coraz mniejszym stopniu będą wymagały obecności człowieka. Czy człowieczeństwo można wycenić? A hamak można? Zastanów się nad tym, o ile chcesz, o ile znajdziesz chwilę. Być może należy podać w wątpliwość cały ten wywód. Jestem z Marsa. Pamiętasz? Wszyscy trochę jesteśmy, bo dziś o wiele trudniej niż kiedyś znajdować odpowiedzi na proste pytania: Co to znaczy pracować? Co to znaczy dobrze pracować? Kim jest osoba efektywna? Jak dobrze planować i zarządzać czasem i po co to robić? Kim jestem?
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 09/2017.
Komentarze: 2
Przypomniało mi się pewne spotkanie branżowe na którym młodzi ambitni developerzy seniorzy cieszyli się bo ich niedawno zaistaniała na polskim rynku duża agencja nie przyjmuje do pracy ludzi starszych niż 25, 26 lat. Oni nie zgrali by się z zespołem na wieczornych wyjściach na piwo, argumentowali.
Jeśli senior developer z dwuletnim stażem zarabia w pierwszej poważnej pracy więcej jak 10 tysięcy zł to takiemu gościowi odbija się niestrawnością po wszystkich rozumach które zdążył zjeść. Urodził się młodym zdolnym bogiem bo sodowa w głowie to mało powiedziane.
po roku regular, po dwóch senior, a wymagania dalej rosną.
Wymagania rosną, bo muszą. Firmy muszą nadążać za rynkiem. Zgadzam się, że w niektórych organizacjach struktura awansu jest bardzo nieuczciwa i sztucznie przyspieszana, ale z drugiej strony zawsze lepiej “wychować” sobie pracownika, a jeśli jest wybitnie zdolny zastosować wobec niego niestandardową ścieżkę awansu niż pozyskać z rynku osobę, która właśnie będzie mogła mieć pod górkę ze współpracą w ramach organizacji.