Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Kompas

Kompas

0
Dodane: 6 lat temu

Też macie już trochę dość? Pierwszy kwartał Nowego Roku to taki szczególny czas. Z jednej strony ci, którzy snują się po ulicach i pod nosem marudnie szepczą: „święta, święta i po świętach”. Z drugiej tak zwani przesterowani – tak ich lubię nazywać – czyli osoby podobne do mnie sprzed kilku lat, które biegając od rogu do rogu i zaczepiając niemal każdego, krzyczą mu prosto w zmęczoną świętami i starym rokiem twarz: „Nowy rok! Nowy Ty! Jakie masz postanowienia? Ruszaj się! Idź. Biegnij. Siedź. Wstań. Pracuj. Odpoczywaj”.

Brzmi znajomo? Z okresem świąteczno-noworocznym jest trochę tak, że nas męczy. Choćbyśmy przeżyli, nie wiem jak udane i rodzinne święta. Choćbyśmy dostali dosłownie wszystkie prezenty, o których kiedykolwiek marzyliśmy i tak znajdziemy sobie powód do narzekania. Od dawna widzę już to, że im więcej człowiek ma czasu wolnego, tym słabiej potrafi go dobrze zorganizować. Nie chodzi mi o to, aby z urlopu uczynić dodatkowy etat, ale żeby mieć poczucie, że ten urlop był taki, jaki chcielibyśmy, aby był. Żeby nas nie męczył, a cieszył. Dokładnie tak samo jest z nowym rokiem.

Noworoczne placebo

Temat nawyków, nawet w serwisach takich jak Medium, jest niesamowicie promowany od połowy listopada praktycznie do końca stycznia. Wielu myli nawyki z postanowieniami, a postanowienia z celami. Te zaś z wymyślaniem sobie nierealnych rzeczy. Prowadzi to do większej frustracji niż do jakichkolwiek mierzalnych i satysfakcjonujących wyników. „Nowy rok, nowa ja”. Gówno prawda. A wiesz dlaczego? Bo tak może sobie stwierdzić absolutnie każdy i absolutnie zawsze. Nic to jednak nie znaczy, gdy nie jest skutkiem żadnych przemyśleń czy wniosków. Jest pustym frazesem, który ma nas dowartościować, a pogrąża jeszcze bardziej.

Przez lata sam ulegałem tej noworocznej gadaninie, siadając w styczniu przed kartką papieru i pisząc: „Będę biegał”. Nie biegałem aż do końca 2015 roku, gdy miałem trzydzieści kilogramów nadwagi. Wiecie dlaczego? Bo bezmyślnie zapisywałem nic nieznaczący dla mnie cel, rok w rok wierząc, że nowy rok automatycznie uczyni dzięki temu zapiskowi ze mnie maratończyka. Zwróćmy uwagę na czas, w którym zazwyczaj zapisujemy swoje cele. Jest to czas przyszły. To pierwszy błąd, ponieważ automatycznie perspektywa osiągnięcia pożądanego stanu odsuwa się do bliżej nieokreślonej przyszłości.

Cele czy postanowienia zawsze powinny wywodzić się z przeszłości, sięgać przyszłości i być osadzone w teraźniejszości. Skomplikowane? Spójrz na ten sam cel zapisany tak: „W tym roku przebiegnę więcej niż pięć kilometrów bez zatrzymywania się”. Gdy czytasz to zdanie, czujesz dumę, ponieważ mówi o czymś, co się wydarzyło u Ciebie. Determinację, ponieważ obok celu znajduje się pusta kratka, w której nie możesz postawić „ptaszka”, zanim zdanie to nie będzie prawdą, a doskonale wiesz, ile dałeś sobie na to czasu (rok). Tak ustawiona perspektywa pozwala na wypracowanie konkretnych i mierzalnych celów. Jest kierunkiem, do którego zmierzamy, po drodze setki razy zmieniając ścieżki czy środek transportu.

Aby zrealizować jakikolwiek cel, potrzeba systematyczności. To ona stanowi łącznik pomiędzy tym, co było, tym, co jest i co będzie – a zatem prowadzi do osiągnięcia celów. Zawsze, kiedy pojawia się temat wyrabiania nawyków czy rutyny, świat znajduje milion powodów, aby przekonać nas o tym, że to nudne i niepotrzebne.

Zła rutyna?

Samo słowo „rutyna” zostało społecznie uznane za pejoratywne. Negatywne. Nikt nie chce mieć nudnego i poukładanego życia. Ci sami ludzie, którzy go tak bardzo nie chcą, nie mają nierzadko czasu, aby wyjść z partnerem na randkę częściej niż raz w roku. Ciągle narzekają, że mają za mało czasu, choć pracują znacząco krócej niż inni. No ale przecież z randki rutyny nie uczynisz, bo to już jest uznawane za objaw choroby psychicznej. I tutaj mamy do czynienia z kolejnym bullshitem.

Wypracowanie sobie codziennych nawyków jest pierwszym krokiem do przeniesienia naszego celu w kierunku teraźniejszości. Oczywiście, że nie jest łatwo wstawać o szóstej rano zimą i biegać. Może lepsze dla Ciebie będzie bieganie po południu? Nie wiesz? A skąd masz wiedzieć, skoro brak ci danych, na podstawie których można do takiego wniosku dojść. Kiedyś też walczyłem z tymi, którzy mówili dookoła, że nawyki, tudzież rytuały, trzeba mieć, bo „większość ludzi sukcesu je miała”. Nie. Nie dlatego. Ci ludzie zresztą odnieśli sukces nie dzięki nawykom czy rutynie, ale dzięki temu, że potrafili obserwować siebie w czasie, wyciągać wnioski i dostosowywać swoją codzienność w taki sposób, aby służyła ich celom.

Podobnie sprawa ma się z prokrastynacją, która towarzyszy nam i będzie towarzyszyła przez całe życie. Odkładanie spraw na później może być dobre? Oczywiście, że tak! Mówiłem o tym więcej w pierwszym odcinku podcastu Bo czemu nie?. W tym wszystkim chodzi o to, żeby poznawać to, kim się jest i dlaczego. Im mocniej będziemy to uskuteczniać, tym lepiej siebie poznamy. Potem cele, osiągnięcia czy coś, co świat nazywa „sukcesem”, zaczną się po prostu wydarzać. Uwaga: to będą nasze, a nie czyjeś osiągnięcia. Nasze poczucie spełnienia, a nie czyjeś sukcesy. Nic nam bowiem po mapie, jak nie znamy kierunków.

Plan to kompas, a nie mapa

„To, czego nie zapisujesz, to ignorujesz”. Autorem powyższych słów jest Michał Śliwiński, nasz redakcyjny kolega, twórca i CEO Nozbe. Ostatnie trzy lata nauczyły mnie między innymi tego, że nie ma absolutnie żadnego sensu planować nowego roku bez rozliczenia się i zamknięcia starego. Pisałem o tym wielokrotnie, jak wielką siłę mają tak zwane przeglądy samego siebie. Takie solidne, nie takie jak na zaprzyjaźnionych stacjach diagnostycznych, gdzie pan Franek podbije nam przegląd, żebyśmy mogli dalej jechać. Nie. Chodzi o solidne spojrzenie na to, gdzie i dlaczego się jest.

Planowanie nowego roku to uczenie się znajomości samego siebie. To definiowanie tego, co jest naszą północą, a co południem. Plan to kompas, a nie mapa. Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości, dlatego wiara w to, że poznamy tak zwane sprawdzone sposoby na osiągnięcie noworocznych postanowień, jest jak wiara w różowe słonie. Co zatem może nam pomóc w nauce samych siebie? Na przykład technologia, którą się otaczamy.

Istnieją naprawdę genialne aplikacje wspomagające wyrabianie nawyków, obserwowanie siebie w czasie (swoją drogą, czy wiesz, ile czasu spędziłeś w zeszłym roku na Facebooku czy Twitterze?). O nich mówię między innymi w odcinku piątym podcastu Bo czemu nie?. Zapraszam do odsłuchu. Możesz to zrobić, idąc czy jadąc do pracy. Na koniec chcę Wam życzyć tylko jednego: skutecznego odkrywania tego, co jest Waszą północą!


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 02/2018.

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .