Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Depresja (nie)gangstera

Depresja (nie)gangstera

7
Dodane: 7 lat temu

Nie wiem, co gorsze – Anemia czy Depresja. Jedną i drugą udało mi się poznać. Przytulić i zaprosić do siebie. Pozwoliłem im rozgościć się i zawładnąć całą moją imprezą. Jedna baluje fizycznie, druga działa w psychice. Obie mnie niszczą. Nie wiem, dlaczego wybrały mnie, obie piękne i uwodzicielskie, wyniszczające jednak jak romans. Jedna blondynka z niebieskimi oczyma, druga z lokami rudych włosów i pięknie zielonooka. Nie chciałem ich miłości. Nie podrywałem ich przy kawie. Same mnie wypatrzyły i wybrały. Delikatnymi spojrzeniami uwodziły na początku. Potem coraz śmielej forsowały moje nieśmiałe próby obrony. Spod długich rzęs uśmiechały się blaskiem swoich dużych oczu. Utopiłem się w ich głębi. Zakochałem się i zapomniałem o całym świecie.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 02/2018


Dziś jestem pod ich wpływem. Uzależniły mnie od siebie. Nie jestem na tyle silny, by z nimi zerwać. Taki toksyczny związek na wyniszczenie, ale tylko mnie. Podejmuję jednak heroiczne działania, by odzyskać siebie. Każde uderzenie w klawiaturę to wysiłek. Naczelny co parę dni pyta, co z tekstami. W poprzednim miesiącu nie wysłałem. Siadałem kilka razy, niestety, agonia mojego zapału następowała szybko. Ten, kto nie miał takich kochanek, nie wie, jak trudno cokolwiek zrobić. Podniesienie ręki to ból. Ból mięśni i ból samej świadomości ruchu. Jestem jednak wojownikiem. Tak jak to określił Coelho: „wojownikiem światła”. Szedłem, szedłem tą drogą „wojownika światła” jeszcze do niedawna. Postanawiam walczyć z uczuciem do tych dwóch piękności.

Pierwszym krokiem jak zawsze przy każdym uzależnieniu jest sama świadomość. Świadomość, że coś złego się dzieje. Co jakiś czas oglądam się za siebie, by zweryfikować zmiany w sobie. Czy nie zmieniłem swoich przyzwyczajeń i nawyków. Wystarczy kilka tygodni, by coś stało się nawykiem. U mnie było to bieganie. Nagle po wszelkich perturbacjach związanych z kontuzjami przestałem biegać dwa razy dziennie. Potem coraz mniej. Z 300 km zszedłem na trochę ponad 100 pokonanych kilometrów. Nie miałem siły też na pisanie i fotografowanie. Nie pojawiałem się w dyskusjach, tam, gdzie byłem zawsze. Wycofałem się. Zmęczenie i ból zastąpiły radość. To był też jeden z niewielu okresów, gdy nie planowałem wyjazdu z aparatem. Nie kusiła mnie przygoda. Ciążyło mi zmęczenie. Każdego ranka po przebudzeniu byłem już zmęczony. Nadal jestem. Zasypiam. Zasypiam wszędzie, czasami podczas jazdy samochodem.

Drugim krokiem, który jest wysiłkiem, i to już znacznym, jest zgłoszenie się do lekarza i zrobienie badań, przynajmniej ogólnych. U mnie liczba strzałek w dół przy pozycjach badania była znaczna. Organizm wycieńczony. Pierwsza kochanka – Anemia. Pewnie w moim przypadku to efekt zrzucenia około 15 kg w 10 miesięcy. I niezbyt zbilansowane jedzenie. Ta kochanka i jej miłość nie jest na zawsze. Wystarczy wiadro witamin i worek warzyw z burakami na czele. W ciągu miesiąca można wyciągnąć wyniki na akceptowalny poziom. Nie wyglądam jak kochanek Anemii. Nie jestem chudzielcem, nie jestem blady. Taki mamy w głowie stereotyp anemika.

Gorzej z drugą kochanką. Depresja. Tego badania nie wykażą. Pani Depresja wysysa całe ciepło i energię. Jest jak wampir energetyczny. Jest jak tetrycy na balkonie mapetów. Nie pozwala się cieszyć, nie daje satysfakcji z tego, co robię. Nie daje satysfakcji nawet z posiadania najnowszego iPhone’a X. Walczę. Ciągle staram się walczyć. To, co pomaga, to nasze nawyki i przyzwyczajenia. Mnie udaje się ciągle biegać, choć nie czuję satysfakcji. Mam poczucie, że jestem najwolniejszym biegaczem świata. Na pewno nie najwytrzymalszym. Nie udało mi się dostać na maraton w Berlinie, a dodatkowo teraz nie mam siły, by przebiec 10 km. Dba o to kochanka Anemia. Każdego dnia wychodzę mimo wszystko, by biec. By biec te 7 km do cmentarza i z powrotem. Strasznie znamienne jest nawet wybranie celu biegu. Nie pomyślałem o tym wcześniej.

W pracy zawodowej jest gorzej. Prowadzę duże projekty wdrożeniowe systemów ERP. Jeszcze ciągle jadę na materiałach i zarządzaniu projektu w Nozbe. Nie mam siły, by zająć się czymkolwiek dłużej niż parę minut. Ten tekst, mimo że niezbyt długi, piszę już piąty raz. Udaje mi się napisać tylko kilka zdań i ogarnia mnie totalna niemoc. Ale właśnie to, że piszę po groszu, powoduje, że jakoś idzie. Nie jest to może optymalne i produktywne, ale jakoś posuwa pracę. Mapuję w tej chwili procesy w przedsiębiorstwie, w którym wdrażam system ERP. Robię jedną mapę. Potem idę się chwilę odprężyć, po kawę czy wodę. Chwilę popatrzę na ryby w akwarium i staram się mapować następny proces. Czasami udaje mi się nawet zrobić tak trzy procesy. Potem muszę zająć się czymś innym lub posiedzieć, poczekać, aż ciśnienie, które ze mnie uszło, wtłoczy z powrotem w żyły życie.

Najgorsze, że nie pomogą, a przynajmniej jest tak w moim przypadku, najbliżsi. Lidii dałem do przeczytania kilka artykułów z bloga „Psycholog Pisze”. Opisano na nim bardzo obrazowo wszystko, co związane z Panią Depresją. Oczywiście nie mam rozwiązania na pozbycie się kochanek. Łatwiej byłoby, gdyby to były faktycznie kochanki. Zawsze rozwód czy przeprowadzka rozwiązałyby sprawę. W tym przypadku one zawsze idą ze mną. Ciągle są przywiązane do mnie gorącym uczuciem. Nie mam żadnych rozwiązań, żadnych tajnych sztuczek. Nic. Nie wiem, jak sobie radzić.

Chciałem to opisać, bo słyszę, że to zaczyna być to duży problem naszych czasów. Ja nie mam problemów w domu. Mam szczęśliwy związek. Dobrą pracę. Nie mam upierdliwych współpracowników. Mam dostęp do zabawek od Apple czy innych nowinek. Mogę się rozwijać, a mimo to nie czuję się dobrze. Nie jestem w stanie nawet powiedzieć, kiedy się to zaczęło. Mnie obudziło, gdy, stojąc na skrzyżowaniu, zostałem uderzony przez inny samochód, który ściął zakręt. Byłem tak zmęczony i tak bardzo nie miałem siły, by wysiąść z samochodu. Nie interesowało mnie, co się stało. I poczułem wtedy, że jest coś nie tak. W pracy czy w domu nikt tego nie widział. Wszędzie mówiłem, że źle sypiam i piłem napoje energetyczne w dużych ilościach. To mnie jakoś pobudzało i oszukiwało rzeczywistość. Gdy jednak spojrzałem na rozbity samochód, zrozumiałem, że muszę coś zmienić. Zacząłem walczyć. Lekarze to nasi sprzymierzeńcy. Warto o tym pamiętać, a choroby psychiczne nie powodują, że jesteśmy wariatami. Trochę obawiam się o odbiór tego felietonu w iMagazine. To raczej pismo o technologiach, pięknych przedmiotach i promocji nowoczesnego stylu życia, a ja piszę o starodawnych kochankach. Niestety, nadal jesteśmy tym samym – tylko ludźmi.

Adalbert Freeman

Fotoreporter i dziennikarz. Zakochany w krajach arabskich i islamie. Użytkownik nadgryzionych jabłek.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 7

Technologia technologią, ale moim zdaniem Pani Depresja bardzo wiąże się z technologią. Bardzo dobry artykuł zwracający uwagę na to co się naprawdę dzieje i jak to zidentyfikować. Życzę dużo siły w walce!

To ważne wyznanie i coraz częstszy problem w świecie pełnym technologii i społeczności, które tak naprawdę dają iluzję relacji. Chciałbym Cię zachęcić do skorzystania z pomocy psychologa. Dla Ciebie ten stan jest na pewno wyjątkowy, ale nie jesteś jedyną osobą, która przechodzi taki stan. Poszukaj psychologa i zacznij terapię. To choroba i da się z niej wyleczyć.

Dzięki za komentarze. Tak byłem u specjalisty. Biorę leki, ale samo napisanie o depresji pozwoliło mi nabrać sił by się z niej wyleczyć.

Bardzo dziękuję jeszcze raz za pozytywne odebranie mojego artykułu. Bałem się Waszych reakcji na tak osobisty tekst.

Rzeczy nazwane po imieniu stają się mniej straszne – tak przynajmniej uważam – i mam nadzieję, że dzięki temu tekstowi poczujesz się lepiej. Życzę wytrwałości i powodzenia w walce :)