Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Tesla X – samochód w wersji beta

Tesla X – samochód w wersji beta

Norbert Cała
norbertcala
11
Dodane: 6 lat temu

Pewnie wiecie, że jestem człowiekiem beta. Uwielbiam instalować wszystkie softy jako pierwszy, używać urządzeń, które nie są skończone, jestem typowym – tu ładny angielski zwrot – early adopterem. Mogę to zaakceptować w telefonie, lampce na biurku, odkurzaczu i nawet szczoteczce do zębów. Te urządzenia mają to do siebie, że cieżko jest im mnie zabić. Co innego samochód, to odbezpieczony rewolwer.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 03/2018


Ale jednak wsiadłem do Tesli X, a to samochód, który momentami jest jak soft we wczesnej wersji beta. Z jednej strony daje niesamowitą frajdę z używania czegoś, czego nie używają wszyscy, a z drugiej strony zmusza nas do codziennego użerania się z czymś, co nie jest finalną wersją.

Do Tesli wsiadłem dzięki www.teslawynajem.pl, co więcej, od razu do najbardziej spektakularnego modelu, czyli Tesla X P90D. Ten elektryczny 6-miejscowy SUV przyspiesza od 0 do 100 km/h w nieco ponad 3,4 s! Tak, w 3,4 s. To tyle, co dobra wersja Porsche 911 lub Ferrari F40. A ciągle mówimy o dużym SUV-ie. Już dla samego przyspieszenia warto się nim chociaż raz przejechać. Takie przyspieszenie uzyskujemy w trybie Ludicrous. Tak, ludzie od oprogramowania Tesli nie zrobili tego tak samo jak np. koledzy z Mercedesa. Nie mamy tu trybu ECO, Normal czy Dynamic. Mamy za to Chill, Sport (to odpowiednik trybu codziennego) oraz właśnie Ludicrous czyli Absurdalny/Niedorzeczny. To naprawdę doskonale pokazuje, jakim samochodem jest Tesla X.

Już samo wsiadanie to przygoda. Pewnie kojarzycie zdjęcia Tesli z podniesionymi do góry drzwiami. Tego typu drzwi możecie znaleźć w sportowych lub tuningowanych samochodach, ale tu mamy je w SUV-ie, co więcej, choć to niedorzeczne, te drzwi zapewniają dostęp do drugiego i trzeciego rzędu siedzeń, a nie do najcześciej używanego – przedniego. W sumie to wiem dlaczego, otwierają się bowiem za wolno, nie zawsze do końca, czasem trzeba im pomóc ręką, bo nagle zatrzymują się w połowie otwierania. Tak, oprogramowanie drzwi też jest w wersji beta. Twórcy dodali je, bo mogli, a poza tym robią świetne wrażenie, ale nie chcąc utrudniać życia kierowcy, dodali je z tyłu. Raz na jakiś czas można je otworzyć, aby zadać szyku. Jedno muszę przyznać, tak wygodnego wsiadania do drugiego i trzeciego rzędu siedzeń nie ma żaden inny samochód.

Ale żeby kierowcy nie było przykro, dostał też coś i on. Uwielbiam komfortowy dostęp do samochodu, kiedy łapię za klamkę i bez wyciągania kluczyka z kieszeni samochód się otwiera. W Tesli X jest to jeszcze na wyższym poziomie, wystarczy, że podejdę do samochodu, a drzwi lekko otworzą się same. Robi to wrażenie, ale z drugiej strony, co się stanie, jeśli tylko przechodzimy obok samochodu i wcale nie chcemy wsiadać, no trudno, otworzą się. Może to nie jest wygodne, ale jakie widowiskowe.

Uwielbiam komfortowy dostęp do samochodu, kiedy łapię za klamkę i bez wyciągania kluczyka z kieszeni samochód się otwiera. W Tesli X jest to jeszcze na wyższym poziomie, wystarczy że podejdę do samochodu, a drzwi lekko otworzą się same.

Po zajęciu miejsca w środku od razu rzucają nam się w oczy trzy rzeczy. Ogromny, ogromny ekran centralny, wielka szyba, która zachodzi na dach i słabe wykonanie wnętrza. Takie szyby już widziałem, słabe wykonanie w sumie też, więc wróćmy do ekranu. On jest naprawdę ogromny i jeśli oglądacie zdjęcia i wydaje się Wam, że może nie jest aż tak wielki, to uwierzcie mi, na żywo jest wielki. Ten ekran to centrum sterowania samochodem. W Tesli X prawie nie ma przycisków, może to i lepiej, bo te, które są, robią wrażenie, jakby miały zaraz odpaść. Całość sterowania samochodem odbywa się właśnie z tego dużego ekranu i wymaga uwagi i nauczenia się menu. Do Tesli X nie można wsiąść tak od razu i pojechać. Nie znajdziecie wszystkiego tak od ręki. To jak przesiadka z Nokii 3110 na iPhone’a. Wymaga to przyzwyczajenia i nauki, lepiej to zrobić na parkingu. Przejechałem Teslą X trochę kilometrów i nawet mnie, geeka, ten ekran i interfejs lekko przerażał. W czasie jazdy dobrze, że mamy autopilota pilnującego, żebyśmy nie wjechali komuś w tył, bo łatwo możemy stracić skupienie na drodze, szukając czegoś w menu.

Do Tesli X nie można wsiąść tak od razu i pojechać, lepiej tego nie róbcie. Nie znajdziecie wszystkiego tak od ręki. To jak przesiadka z Nokii 3110 na iPhone’a.

Jeśli już jesteśmy przy systemach półautonomicznej jazdy, to nie zrobiły na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Może dlatego, że ostatnio sporo jeździłem samochodami o poziomie autonomiczności 2, czyli takimi, które pilnują za nas odległości, pasa itp. Systemy w Tesli działają tak samo dobrze, jak w ostatnio testowanym nowym BMW X3 czy Volvo XC60. Najbardziej przydają się w korkach, kiedy możemy spokojnie przeglądać telefon (oczywiście nie powinniśmy tego robić), oraz na drogach szybkiego ruchu i autostradach, kiedy mogą nas uratować np. kiedy przyśniemy. Cięgle jednak nie rozumiem, dlaczego w żadnym z wymienionych samochodów łącznie z Teslą nie ma systemu automatycznego hamowania, kiedy samochód wykryje czerwone światło.

Co ciekawe, mimo że systemy asystowania kierowcy działają w Tesli podobnie jak w innych samochodach, to już informowanie kierowcy o tym, co się dzieje wokoło, jest w Tesli dużo lepsze. Na ekranie przed sobą, czyli tam, gdzie zwykle mamy klasyczne zegary, wyświetlany jest nasz samochód i całe otoczenie. Widzimy inne samochody na kilka aut do przodu, a system rozróżnia ciężarówki i motocykle. To daje kierowcy wiedzę, jak mocno samochód kontroluje sytuację na drodze. Pewnie inne samochody z podobnymi systemami robią to samo, ale Tesla informuje o tym w dużo lepszy sposób. Tu zaś znowu było miejsce do popuszczenia wodzy fantazji przez programistów. Teslę X możemy przełączyć w tryb Świętego Mikołaja, zaczyna grać wtedy Ho Ho Ho, a na ekranie przed sobą zamiast samochodów widzimy sanie Mikołaja i renifery! Serio. W sumie Tesla X ma też tryb demo, w czasie którego macha drzwiami, błyska światłami i robi show. Możemy też zamienić obraz z nawigacji na mapę Marsa. Tego nie znajdziecie w żadnym innym samochodzie. To jest zabawka.

Same wrażenia z jazdy oczywiście odbieramy przez pryzmat przyspieszenia w trybie niedorzecznym. Bo jest ono naprawdę niedorzeczne. Przy czym, jako że model, którym jeździłem, ma napęd na 4 koła, czasem wpada w tym trybie i przy śliskiej nawierzchni w taki fajny ślizg wszystkimi czterema kołami. To naprawdę robi ogromne wrażenie. W sumie na krótką metę, bo absurdalne przyspieszenie kończy się w okolicach 150 km/h. Potem już nie robi wrażenia, znaczy inaczej, jeździłem samochodami, które robią większe WOW. Ale przyspieszenie to w sumie wszystko, co dobrego mogę powiedzieć o jeździe X. To ciężki samochód i czuje się ten ciężar na zakrętach. Ma niby pneumatyczne zawieszenie, ale mam wrażenie, że działa ono zdecydowanie za wolno.

Ale przyspieszenie to w sumie wszystko, co dobrego mogę powiedzieć o jeździe X. To ciężki samochód i czuje się ten ciężar na zakrętach.

Podsumowując, Tesla X to marzenie każdego geeka. Samochód, który wręcz kipi elektronicznymi gadżetami, ocieka wodotryskami. To popis projektantów, którzy nieskrępowani korporacyjnymi zasadami w koncernach samochodowych stworzyli pojazd, którym na 100% sami się jarają. Tylko, że Tesla X, a w sumie każda Tesla, to pojazd w wersji beta. Jego wykonanie i użyte materiały pasują bardziej do samochodu kompaktowego, a nie SUV-a z wyższej klasy, na jakiego pozycjonuje się Tesla. To samochód, który kupi ekscentryczny i bogaty pasjonat technologii, ale który nie przebije się do mainstreamu, chociażby za sprawą ceny grubo powyżej pół miliona zł. Tesla próbuje dokonać tego z modelem Tesla 3, nie jest jednak pewne, że i z tym modelem uda się im zaistnieć jako producent masowy. Czy to dobrze dla przemysłu motoryzacyjnego, czy źle – sam nie wiem, chyba jednak geeków takich jak Elon Musk potrzeba, żeby zmienić oblicze tej tkwiącej od 100 lat w marazmie gałęzi przemysłu.

Przy okazji, testując przez dłuższy czas pierwszy raz elektryczny samochód, pokonałem w sobie lęk związany z ich tankowa… ładowaniem. Bezpośrednio pod swoim domem nie mam jeszcze stacji ładowania, musiałbym ciągnąć kabel 230 V, takie ładowanie trwa wieki. Ale w sumie mieszkam w okolicy Warszawy, pracuję w Warszawie, czyli powinno dać się ładować samochód w różnych stacjach, które są w mieście. I powiem Wam, że się da. Ja ładowałem Teslę przy Lidlu w czasie codziennych zakupów. Swoją drogą nigdy wcześniej tam zakupów nie robiłem, ale bezpłatna stacja szybkiego ładowania skutecznie mnie zachęciła. Półgodzinne zakupy to 40% więcej na wyświetlaczu baterii. Co więcej, jak na tem moment całkowicie za darmo.

Bezpośrednio pod swoim domem nie mam jeszcze stacji ładowania, musiałbym ciągnąć kabel z 230 V, takie ładowanie trwa wieki. Ale w sumie mieszkam w okolicy Warszawy, pracuję w Warszawie, czyli powinno dać się ładować samochód w różnych stacjach, które są w mieście. I powiem Wam, że się da.

Trzeba tylko uważać na mafię uberowo-taksówkową, która zajmuje miejsca. Takie 30-minutowe ładowanie wystarczało na 100 km spokojnej jazdy Teslą. W sumie to nawet nie dość, że jeździłem za darmo, to otrzymywałem gratyfikację za ładowanie. Zazwyczaj bowiem robiłem codzienne zakupy w dziwnym sklepie, który, jak się okazało, jest dwa razy droższy od Lidla– tego wpisu nie sponsoruje Lidl. Oprócz tego w Warszawie jest sporo punktów bezpłatnego ładowania i przy odrobinie dobrej logistyki da się ładować samochód za darmo i nie przejmować się codziennym ładowaniem. Za chwilę będzie jeszcze lepiej. W życie weszła ustawa o elektromobilności, która daje możliwość bezpłatnego parkowania w centrach miast, możliwość przejazdu buspasami oraz, co najważniejsze, zakłada, że z pomocą PAŃSTWA powstanie w dużych miastach sporo punktów ładowania.

To pierwszy test z cyklu testów elektrycznych samochodów. W kolejnych miesiącach zobaczycie samochody bardziej przystępne cenowo, takie które będą pracowały na elektryczną rewolucję. Oczywiście wiem, że wśród czytelników iMaga są osoby, które uważają, że elektromobilność to mrzonka bo w Polsce i tak prąd jest z węgla i truje nas wszystkich. Ale to nie prawda i temat na oddzielny artykuł, który pewnie kiedyś napiszę.

Jeszcze raz dziękuję www.teslawynajem.pl za możliwość testu. Wy sami możecie się dzięki nim przekonać, jak się jeździ najbardziej niedorzecznym samochodem na świecie.

Norbert Cała

Jedno słowo - Geek.

norbertcala
Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 11

Widział Pan ten pojazd na żywo? To ponad 5 metrowy samochód zajmujący prawie całą szerokość pasa jezdni. “mały lub średni” trochę nie pasuje ;)

Tak, widziałem wielokrotnie. Bardziej chodziło mi o to, że to nie jest SUV. Jak już to crossover. Prześwit praktycznie jak w osobówce. Dlatego nie wydaje się taki duży. Doprawdy nie wiem kto to wymyślił żeby wszędzie nazywać go SUVem…

Średni pasuje jak najbardziej, właśnie w tej klasie jest ten samochód, mid size suv klasy średniej z ceną klasy wyższej. Jeździłem przez miesiąc Teslą S P90D, dobrze wspominam ten samochód, ale kompletnie nie warty ceny, wolałbym gorszą baterię i cenę adekwatną w okolicach 40k USD

Dla rzetelności artykułu powinno być wspomniane, że testowany wersja (P90D) została zastępiona wersją o pojemności bateri 100 KW w listopadzie 2016 roku. To oznacza, że testowany samochód ma co najmniej 2 lata. Oczywiście, Tesla cały czas aktualizuje oprogramowanie w swoich samochodach, nawet tych które już jeżdżą po drogach (od kilku dni jest dostępna wersja 9.0), ale również z tygodnia na tydzień wprowadza poprawki mechaniczne i jakościowe. Tesla z 2016 i 2018 dzieli bardzo dużo.

MiL jak masz wolne pół miliona (albo więcej), to też kup Teslę, a potem ją wynajmuj. Jak bedzie Ci się opłacać, robić to taniej, to super!

W normalnych krajach taką teslę można wypożyczyć na całą dobę w cenie takiej jak w Polsce na godzinę.

to tym bardziej korzystaj z tego, że żyjesz w Polsce, kup Teslę i zarabiaj na wynajmie 24x więcej niż Janusze z zachodu :D bądź sprytny!