Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Narracja

Narracja

2
Dodane: 5 lat temu

Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek to powiem, ale technologia stała się po prostu… nudna.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2018

Próbowałam ułożyć jakiś sensowny wstęp to tego felietonu, ale chyba nie najlepiej mi poszło. W zasadzie to wcale, ale nie będziemy się nad tym rozwodzić. Najlepiej będzie, jak przyznam się od razu – siedzę właśnie w pracy i do pisania zmusiła mnie koleżanka, gdy dowiedziała się, że jest już sporo po deadlinie. Bo ona taka bardziej skomponowana i ułożona jest. Kazała mi zrobić sobie kawę i zacząć pisać, zanim naczelny w wielkiej złości skróci mnie o głowę. Zrobiłam więc kawę, usiadłam, puściłam muzykę i zaczęłam przeglądać społecznościówki. Spojrzała na mnie z dezaprobatą i usiadła w fotelu tuż za mną, żeby mieć baczenie, czy aby się nie wymiguję od obowiązków. Nieważne, że nie rozumie ani słowa z tego, co piszę. Grunt, że literki pojawiają się na ekranie.

Nie powiem, chętnie bym się wymigała, bo to, co mam do powiedzenia, ciężko przechodzi przez klawiaturę. Ale przemyślałam sobie wszystko dość dokładnie i mogę szczerze powiedzieć, że zgadzam się z tym, co piszę. Moje wewnętrze się zgadza. Wewnętrze, czyli środek. Chodzi mianowicie o to, że jeśli chodzi o technologię, to zupełnie nie ma o czym pisać. Prawda jest nieco brutalna: pisanie o technologiach stało się czynnością czysto odtwórczą. Można bowiem podejść do niego na dwa sposoby – jednym z nich jest informowanie o tym, co nowego pojawiło się na rynku. To część dla tych, którzy nie mają czasu zapoznać się z oryginalnymi materiałami i potrzebują kogoś, kto powie im w dwóch zdaniach, co się wydarzyło. Drugi sposób to przechwalanie się tym, co udało się nam ostatnio kupić. Cała reszta technologicznego świata zmarła już dawno i została pochowana w nieoznakowanym grobie.

Zanim zaczniecie krzyczeć, że nie mam racji, zatrzymajcie się na chwilę, bo sytuacja przypomina trochę tę, kiedy to Apple usunęło stacje dysków ze swoich komputerów przenośnych. Wrzask podniósł się straszny, że bez stacji dysków żyć się nie da. Szybko okazało się jednak, że wrzask był bardziej z przyzwyczajenia niż z rzeczywistej potrzeby. Tak samo jest z naszym przekonaniem, że w technologiach jest jeszcze miejsce na pisanie kreatywne. Kiedy zaczęłam się zastanawiać nad tym, czemu kiedyś tak łatwo było pisać, a teraz przychodzi tylko wić się jak piskorz, musiałam pogodzić się z faktami.

Technologia stała się nudna jak flaki z olejem! I to wcale nie dlatego, że nie ma w niej wielkich przełomów i nowych, ekstrawaganckich urządzeń. Najzwyczajniej w świecie – w technologii zabrakło narracji. Kilka lat temu, zaraz po śmierci Steve’a Jobsa, wszyscy zastanawiali się, jaki wpływ będzie to miało na ogólny dobrostan Apple. Apple przetrwało, za to skończyła się era wartości dodanej. Bez niej, co tu kryć, urządzenia są tylko zbiorem podzespołów – owszem, przydatnych, czasem nawet ładnych. Nie zmienia to jednak faktu, że stały się wyłącznie rzeczami, ewoluującymi w kierunku potrzeb szerokiej rzeszy… nastoletnich użytkowników. Elektronika użytkowa nie stanowi żadnego wyzwania, nie budzi emocji, nie przyśpiesza bicia serca. Aż chciałoby się zawołać, że król jest nagi. Kto by jednak tego słuchał?

Przez ostatni rok stałam trochę z boku, starając się obserwować obiektywnie to, co dzieje się nie tylko w świecie Apple, ale ogólnie w sektorze technologii. Internet podzielił się na trzy technologiczne frakcje – tych, którzy informują, tych, którzy się przechwalają i tych, którzy chcą się odłączyć. Sytuację można porównać do maratonu – podczas kiedy jedni ciągle zdążają w kierunku mety, którą jest posiadanie nowych, lśniących zabawek, drudzy, już po przekroczeniu linii, zastanawiają się, jak pozbyć się niepotrzebnej technologii, wysadzić w powietrze internet rzeczy i zacząć żyć.
Sytuacja staje się paradoksalna, bo na naszych oczach, wszystkie symbole statusu tracą wartość. Nieważne staje się to, co posiadasz, ale to, co robisz. Nie zaimponujesz nikomu czymś, na co każdego stać. A na nowoczesne zabawki stać wszystkich.

Czym fascynowaliśmy się więc w przeszłości? Przede wszystkim mieliśmy frakcje i ikony, z którymi mogliśmy się identyfikować. Był Jobs i Gates, był Microsoft i Apple. Była też szeroka rzesza zwolenników otwartego oprogramowania, sprzeciwiająca się monopolowi gigantów. Poza tym, że wybór tej czy innej frakcji wiązał się z funkcjonalnością, w dużej mierze o naszej decyzji decydowała narracja – opowieść osnuta na kanwach historii i genezy ruchu. Wartość dodana przemawiająca do biznesmenów i wolnomyślicieli, matematyków, księgowych, artystów i hakerów. I w końcu, choć zapewne najważniejsza – osoba lidera, głównego aktora na scenie frakcji. Zaburzającego rzeczywistość hipisa, ambitnego złodzieja albo szlachetnego Robin Hooda, który zabiera bogatym, a daje biednym.

Dzisiaj nie ma już historii i narracji, nie ma środowiska użytkowników, followersów idei. Są klienci i konsumenci – kapryśni jak panna na wydaniu. Przedmioty kupujemy, używamy i wyrzucamy. Nie ma przełomów, nie ma nawet marzeń. Następnym momentem, w którym szybciej zabiją nam serca, będzie zapewne chwila, kiedy do powszechnego użycia wejdzie teleportacja.

Jeśli więc chodzi o technologię, możemy informować, przechwalać się albo odcinać. I mogę Was zapewnić, że tych odcinających się jest coraz więcej. Przede wszystkim dlatego, że analizując ciągle rynek technologii, mamy za mało czasu na to, żeby żyć. Może się to wydawać wielkim uogólnieniem, ale technologie pożerają największą część naszego czasu. Telewizja, internet, komputery, media społecznościowe – to nic innego jak cyfrowi złodzieje, których ofiarami padamy codziennie. Nic więc dziwnego, że coraz częściej dochodzimy do wniosku, że nie warto poświęcać im ani czasu, ani uwagi, a zamiast tego – pójść na spacer. Wbrew pozorom, to dużo bardziej uzależniające niż Twitter.

Nudzimy się i firmy to zauważają. W ciągu ostatnich dziesięciu lat do niespotykanych rozmiarów rozrósł się sektor blogerów, youtuberów i influencerów. Dziś okazuje się, że mają oni dużo mniejszy wpływ na to, co kupujemy, niż zdawało się marketerom. Najbardziej podatną na takie wpływy grupą okazali się młodzi ludzie, którzy de facto nie posiadają własnych środków finansowych.

Co nam zatem pozostaje? Przede wszystkim przestawienie się z posiadania gadżetów na to, co możemy dzięki nim zrobić. I to nie przedmiot będzie grał pierwsze skrzypce w tej sztuce, tylko człowiek. A wtedy nie będzie to już opowieść o technologiach.

O ile szybko nie pojawi się nowa twarz i nowa historia, pisanie o technologiach ograniczy się do działalności paskowych, wychwalających najnowsze animowane ikonki w iPhonie X.

Niby fajne, ale na co komu.
Prawda?

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2