Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Anosognozja życia codziennego

Anosognozja życia codziennego

0
Dodane: 6 lat temu

Prawie dwa i pół tysiąca lat temu wyrocznia delficka naprowadziła na właściwy trop Sokratesa. Trudno dziś znaleźć kogoś, kto nie słyszał słynnego: „Wiem, że nic nie wiem”. Jednak, pomimo wysiłków nauczycieli i wykładowców, właściwy sens Sokratejskiej historii wciąż umyka szerszej publiczności. Z pomocą przychodzą więc badania Davida Dunninga i Justina Krugera, laureatów nagrody Ig Nobla2.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7/2018

Dunninga i Krugera do badań zainspirowała historia pewnego rabusia. Postanowił on dokonać napadu na bank z twarzą wysmarowaną sokiem z cytryny. Był bowiem przekonany, że uczyni go to niewidzialnym dla zainstalowanych w banku kamer. Irracjonalne przekonanie rabusia wynikało z niezrozumienia zasady działania atramentu sympatycznego3. Po przeprowadzeniu badań na grupie studentów naukowcy doszli do ciekawych wniosków. Otóż studenci, którzy wykazywali się niewielką wiedzą w zadanych tematach, prezentowali tendencję do przeceniania swoich umiejętności, zaś studenci, których wiedza była na wysokim poziomie, wykazywali się niską samooceną.

Syndrom, który zyskał nazwę błędu poznawczego Dunninga-Krugera, odnosi się do sytuacji, w której jednostki o niskiej wiedzy lub zdolnościach ulegają złudzeniu wyższości, wynikającemu z niemożności dokonania obiektywnej oceny własnych możliwości. Sprowadza się to wprost do Sokratejskiego: „Wiem, że nic nie wiem”, wynikającego ze świadomości, że każda nowa porcja wiedzy, którą zdobywamy, odsłania jednocześnie kolejną niewiadomą, o której nie mamy pojęcia. Im więcej wiemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z własnych ograniczeń. To właśnie w tym kontekście Dunning użył po raz pierwszy terminu anosognozjiżycia codziennego, stwierdzając, że jeśli jesteśmy niekompetentni w danej dziedzinie, to nie wiemy, że jesteśmy niekompetentni. Umiejętności konieczne do zrozumienia tego, to właśnie ta wiedza, której nie posiadamy.

Wydawać by się mogło, że te filozoficzne rozważania niewiele mają wspólnego z naszym codziennym życiem i jego bolączkami, a przynajmniej nie wpływają na nie w żadnym wymiernym sensie. Nic bardziej mylnego. Tendencja ta bezpośrednio dotyka wielu aspektów rzeczywistości i sprawia, że z oryginalnej teorii i „skromnych” zapędów badaczy trudno się śmiać.

Weźmy na przykład środowisko naukowe i to w dowolnej dziedzinie. Jeśli posłuchamy wywodów doktorów i profesorów, szybko zauważymy, że każda wypowiedź okraszona jest olbrzymią liczbą specyficznych zastrzeżeń. „Wydaje się, że…”, „Potencjalnie możliwe jest…”, „Badania wskazują na to…” – te ostrożne twierdzenia to nie naukowa maniera czy wypełniacz mający zagwarantować wystarczającą długość wypowiedzi. To informacja mająca za zadanie podkreślić i przypomnieć, że nawet w świecie nauki poruszamy się w kręgu przypuszczeń i domniemywań, które ciągle weryfikujemy. Zazwyczaj wypowiedzi te irytują publikę, ponieważ jako laicy oczekujemy jasnej informacji – jest albo nie jest. Przyjęło się więc dokonywanie mentalnego odsiewu naukowych operatorów, zarówno w przypadku pojedynczych odbiorców, jak i całych grup – takich jak media społecznościowe, prasa czy telewizja. Stąd właśnie biorą się dramatyczne doniesienia o wynalezieniu leku na raka, szkodliwości kawy lub herbaty czy szczepionkach wywołujących autyzm. Jako że sami mamy zbyt mało wiedzy na ten temat, nie możemy zweryfikować wszystkich informacji i warunków, w których te czy inne badania zostały przeprowadzone. Zgodnie z naszym stanem wiedzy i umiejętności przyjmujemy bądź odrzucamy podaną informację. Często z tragicznym skutkiem.

Patrząc na problem z innej perspektywy, syndrom Dunninga-Krugera nie odnosi się wyłącznie do naukowców i studentów. Spójrzmy na przykład bliższy ciału i bardzo istotny w obliczu naszej zachodniej rzeczywistości, czyli poszukiwanie pracy. Jeśli kiedykolwiek zajrzeliście do poradnika traktującego o tym, w jaki sposób zdobyć upragnioną posadę, zauważyliście, że ważnym aspektem procesu jest upewnienie się, że sprawiamy wrażenie osoby znającej się na rzeczy. Osobie mającej podstawowe pojęcie o pozycji, o którą się ubiega, nie sprawi to żadnego problemu. Bez wahania oznajmi, że jest „specjalistą od…” i zwiększy przychody firmy poprzez udostępnienie tejże swoich niezwykłych umiejętności za odpowiednią opłatą. Osoba posiadająca szeroką wiedzę na temat oferowanej posady nie będzie już taka skora do przechwałek, bo zdaje sobie sprawę z tego, na jak wielu poziomach może funkcjonować marketing, reklama czy nawet zwykła sprzedaż. Jak myślicie, kogo zatrudni rekruter? Osobę, która ostrożnie wypowiada się na temat swoich możliwości czy tę, która z pewnością siebie oznajmi, że jest najlepsza na świecie? W każdym zakładzie znajdziecie osobę, która nie ma bladego pojęcia o tym, na czym polega jej praca, jednak przeszła proces rekrutacyjny i została przyjęta do pracy. Ku wielkiemu zdziwieniu całej reszty pracowników.

Podobnie ma się rzecz ze wszystkimi innymi aspektami naszego życia. Wystarczy spojrzeć, ilu mamy specjalistów od polityki, domorosłych lekarzy i naprawiaczy świata. Zastanawiamy się często, dlaczego na poważnych, rządowych stanowiskach nie są zatrudniani specjaliści w danych dziedzinach, tylko zawodowi politycy. Otóż właśnie dlatego, że osoby, które posiadają szeroką wiedzę, nie pchają się na polityczne stanowiska. Doskonale bowiem wiedzą, że temat zdrowia, edukacji czy stosunków zagranicznych jest tak rozległy i skomplikowany, że nie sposób za jednej kadencji wprowadzić właściwych zmian. Skutkiem tego musimy zadowolić się tymi, którzy wiedzą na tyle mało, że nie zdają sobie sprawy z własnych braków. Są za to przekonani o własnej wspaniałości i dzięki temu sprawiają na laikach wrażenie doskonałych specjalistów. Czasami ignorancja popłaca.

Na koniec spójrzmy na internet, który jest podobno skarbnicą wiedzy. Trudno odmówić temu stwierdzeniu prawdziwości, z jednym zastrzeżeniem. Wiedza pochodząca z internetu jest bardzo uproszczona, ma bowiem być zrozumiała zarówno dla specjalistów, jak i laików. O ile możemy w nim poszukiwać drobnych informacji dotyczących interesujących nas tematów, to już nie możemy bezkrytycznie przyjmować wszystkiego, co w nim napisano, za pewnik. Stąd bowiem biorą się niebezpieczne idee, takie jak rasizm, antysemityzm, terroryzm czy homofobia. Wiedza z internetu nie zastąpi prawdziwej, twardej wiedzy i wielu lat studiów nad danym tematem. O ile zdecydowanie wygodniej jest przyjąć za pewnik coś, co ktoś opisał jako prawdę, nie zwalnia nas to z obowiązku sprawdzenia uzyskanej informacji i porównania jej z bardziej wiarygodnymi źródłami. Warto też wspomnieć, że sam fakt wypowiadania się przez kogoś ze swadą i pewnością na jakiś temat, nie czyni jeszcze z przekazanej wiedzy prawdy absolutnej. Mieliśmy w historii przywódców i dyktatorów, za którymi podążały całe narody. Dziś nazywamy ich zbrodniarzami. Mieliśmy również zwykłych, drobnych oszustów i psychopatów, którzy całymi latami udawali lekarzy, prawników czy terapeutów, w rzeczywistości będąc operatorami obróbki ze skrawaniem.

Można się śmiać z panów Dunninga i Krugera, że poświęcili czas na badania tematu, z którego wnioski znane były 2000 lat temu i Konfucjuszowi, i Sokratesowi, i wielu innym filozofom, którzy po nich nastąpili. Może trzeba powiedzieć to jeszcze jaśniej i jeszcze dobitniej, tak, aby dotarło do głów uczniów i studentów. Każdy, przy użyciu prostej socjotechniki, może udawać specjalistę.

Tych prawdziwych jest jednak niewielu.


1 Anosognozja – termin stworzony w 1914 roku przez Józefa Babińskiego, pioniera neurochirurgii. Zaburzenia neurologiczne, polegające na niemożności zdania sobie sprawy z własnej choroby.

2Nagroda Ig Nobla – satyryczny odpowiednik Nagrody Nobla, zwany również Antynoblem.

3Atrament sympatyczny – zwany również niewidzialnym atramentem. Uzyskiwany z wielu różnych substancji, z czego najpopularniejszym i najbardziej znanym jest rozcieńczony wodą sok z cytryny.

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .