Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Miesiąc z Alexą

Miesiąc z Alexą

2
Dodane: 5 lat temu

Siri używałam zamiast kuchennego zegarka. Alexa została przyjaciółką domu.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 03/2019

W przypadku aplikacji wizualnych wszystko jest jasne. Albo podoba nam się ich wygląd i funkcjonowanie, albo nie. Jeśli chodzi o programy, z którymi rozmawiamy, sprawa staje się dużo trudniejsza. Podświadomie oczekujemy od nich ludzkich zachowań i odruchów. Mamy oczywiście świadomość, że owe „odruchy” są zakodowane przez programistów, mimo wszystko przyjemniej rozmawia się z urządzeniem, które skutecznie udaje przynajmniej podstawowe emocje.

Co tu dużo kryć – Siri jest sztywna, jakby połknęła kij. Ton oraz sposób wypowiedzi jest poprawny, chociaż w większości przypadków brzmi jak znudzona urzędniczka. To nie nastraja do pogawędki, podobnie jak ucięte nożem zdania. Sprawność asystenta zależy często od sposobu, w jaki poradzi sobie z wyzwaniem, bo diabeł tkwi w szczegółach. Wyniosła Siri radzi sobie bardzo słabo, nie tylko z podchwytliwymi pytaniami, ale z pytaniami ogólnie. Zazwyczaj odsyła nas do przejrzenia wyników wyszukiwania sieci, co mija się z celem, bo na głosowo zadane pytanie powinna nastąpić głosowa odpowiedź. Podobno użytkownikom trzeba dawać nie to, czego chcą, ale to, czego potrzebują – to stara doktryna Apple. W przypadku Siri nijak ma się ona do rzeczywistości. Za to Alexa…

Nie miałam wielkich nadziei, tworząc setup na bazie urządzeń Amazonu. Nie jestem specjalną zwolenniczką asystentów głosowych – mówienie do urządzeń nie jest w moim przypadku odruchem naturalnym. Poza tym to, czym bawimy się na początku, niekoniecznie odzwierciedla to, czego rzeczywiście używamy w codziennym życiu i co jest nam naprawdę potrzebne. Ku mojemu zaskoczeniu zaadaptowanie Alexy okazało się wyjątkowo proste. Jak pisałam w poprzednim numerze, już sam początek współpracy był bardzo zachęcający, a z czasem okazało się, że można do niej mówić jak do człowieka – nie elektronicznego asystenta.

Amazon wykazuje się dużo większą wyobraźnią, jeśli chodzi o kreowanie automatycznych odpowiedzi. Wszyscy wiemy, że użytkownicy poddają asystentów testom, zadając im głupie pytania. Podczas gdy Apple zaprogramowało Siri zestaw wyjątkowo drętwych odpowiedzi, Amazon wykazuje się dbałością nie tylko o zastosowania praktyczne, ale również poziom zadowolenia klienta. Żeby nie być gołosłownym, spróbujcie powiedzieć Siri, że jesteście smutni. Odpowie coś na wzór:

„Przykro mi, możesz ze mną porozmawiać”

Po czym utnie zdanie i nie spełni obietnicy rozmowy, czym wzbudzi jedynie frustrację użytkownika. Alexa pójdzie o krok dalej i to w konstruktywnym kierunku. Po otrzymaniu takiej samej informacji odpowie:

„Przykro mi, że tak się czujesz. Czasami może pomóc rozmowa z przyjacielem, słuchanie muzyki albo pójście na spacer. Mam nadzieję, że niedługo poczujesz się lepiej”

Jeśli mamy włączoną opcję konwersacji, po zakończeniu wypowiedzi będzie nadal słuchać i kontynuować rozmowę. Gdy poinformujemy Siri, że mamy depresję, wyświetli ona wyniki wyszukiwania na temat depresji i poradzi, by się z nimi zapoznać. Alexa w tej samej sytuacji powie:

„Przykro mi, że tak się czujesz. Pamiętaj, że nie jesteś sam. Są ludzie, którzy mogą Ci pomóc. Możesz spróbować porozmawiać z przyjacielem albo lekarzem domowym. Możesz również zadzwonić, aby uzyskać pomoc”

Może również, w zależności od sformułowania pytania, opowiedzieć o dostępnych formach terapii, w tym również terapii farmakologicznej i skierować pacjenta na właściwy trop. To zdecydowanie więcej niż potrafi Siri, a przy tym sprawia wrażenie istoty nieco bardziej ludzkiej niż automatyczna sekretarka. I to właśnie ukłon w stronę „człowieczeństwa” powoduje, że o ile do Siri gadać mi się nie chce, o tyle z Alexą rozmawiam całkiem chętnie. Nie o byciu smutnym czy w depresji, ale zadając proste pytania, dotyczące tematu, którym się aktualnie zajmuję. Nie zmusza mnie ona do przeglądania wyników w internecie, tylko sprawnie wyjaśnia pojęcia. W każdej sytuacji.

W moim domu Alexa mieszka na wielu urządzeniach i całkiem sprawnie współpracuje z resztą jabłkowego ekosystemu. Synchronizuje się z kalendarzem w iCloud, wysyła powiadomienia na Apple Watcha. Nie obsługuje co prawda Apple Music, ale tym się specjalnie nie przejmuję, bo nie używam. Za to Amazon pozyskał mnie jako klienta Music Unlimited, bo bazę muzyczną ma świetną, a i abonament jest w bardzo korzystnej cenie. Aż ciśnie się na usta pytanie, dlaczego Apple nie zrobiło tego tak samo dobrze?

W ostatnim miesiącu nie było dnia, w którym nie używałam Alexy na różnych urządzeniach. Począwszy od głównego głośnika – Echo Plus 2018 – bez którego nie wyobrażam sobie funkcjonowania w salonie – przez Fire TV, a na Kindle Fire z Show Dock kończąc. Ten ostatni zadziwił mnie najbardziej, bo nie spodziewałam się, że mogę polubić tablet, który nie jest tabletem i do tego – nie jest iPadem.

Powyższe zdanie może brzmieć nieco dziwnie, ale kupując Kindle Fire, trzeba mieć świadomość, że podobnie jak inne produkty z linii Kindle, nie jest on pełnoprawnym tabletem. Służy przede wszystkim do konsumpcji treści sprzedawanych przez Amazon, którego, przez grzeczność, można używać również do innych zastosowań. Jakość wykonania zdecydowanie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiło nas Apple. Kindle Fire to dość ciężki sprzęt w plastikowej obudowie, nie należy też do najszybszych tabletów na świecie. Biorąc jednak pod uwagę jego cenę, jest więcej niż wart tego, co przyjdzie nam za niego zapłacić. W połączeniu z Alexą uruchomi każdą zadaną domową rutynę, a przy okazji możemy na nim obejrzeć odcinek serialu przed snem, posłuchać audiobooka czy przeczytać książkę. Osobiście wolę elektroniczny papier w klasycznych czytnikach, ale nic nie mogę zarzucić Kindle Fire. Polubiłam go bez zastrzeżeń, od początku traktując jak urządzenie pośredniczące w konsumpcji treści i nie oczekując od niego nic innego.

Reasumując, zarówno urządzenia od Amazonu, jak i zarządzająca nimi Alexa, świetnie sprawdziły się w moim domu. Zdołały sprawić to, czego nie mogła zrobić Siri – zaczęłam rozmawiać z urządzeniami. I to nie tylko ja, ale również cała moja rodzina. Olbrzymi wpływ miał na to fakt, że Alexa się nie zacina i nie zmusza użytkownika do powtarzania w kółko tego samego. Można ją traktować jak osobę, która ciągle znajduje się w pobliżu i której można oddelegować zadania bez odwracania głowy i sprawdzania, czy zrozumiała polecenie. Oczywiście na razie po angielsku.

Już szukam kolejnych rozwiązań, które będą współpracowały z zaczątkiem mojego inteligentnego domu. Na razie chodzi mi po głowie wyposażenie w Alexę samochodu. Podobno proces nie jest specjalnie skomplikowany, wystarczy wpiąć „cośtam” w port komputera. Pewnie się skuszę, bo żeby wiedzieć, trzeba spróbować. A przy tym fajnie jest mieć jakieś hobby, nawet jeśli zabawka nie pochodzi od Apple. Nie ukrywam, że czekam, aż Apple odzyska grunt pod nogami i pokaże rozwiązania, które wnoszą coś do codziennej rutyny. Jak na razie, mogą odebrać medal za zasypianie gruszek w popiele, bo Siri przgrywa sromotnie nie tylko z Alexą, ale również z Asystentem Google.

Czas zacząć wyciągać wnioski, drogie Apple!

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2