Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Dobre wieści o złym zachowaniu

Dobre wieści o złym zachowaniu

2
Dodane: 4 lata temu

Dlaczego dzieci są mniej zdyscyplinowane niż kiedyś i jak możemy sobie z tym poradzić?


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 07/2019

Po recenzji książki „iGen. Dlaczego dzieciaki dorastające w sieci są mniej zbuntowane, bardziej tolerancyjne, mniej szczęśliwe – i zupełnie nieprzygotowane do dorosłości” autorstwa Jean Twenge, przyszła kolej na kolejny długi tytuł: „Dobre wieści o złym zachowaniu. Dlaczego dzieci są mniej zdyscyplinowane niż kiedyś i jak możemy sobie z tym poradzić?”. Wspominałam już, że nie lubię długich tytułów, nie przepadam też za poradnikami w stylu „Jak zostać paryżanką”, postanowiłam jednak nie oceniać książki po tytule. Również i tym razem okazało się, że było warto, chociaż z zupełnie innego powodu.

Po pierwsze, książki o tym, jak należy wychowywać dzieci, nie leżą już w zakresie moich zainteresowań. Po drugie, uważam, że większość z nich bezczelnie żeruje na poczuciu bezradności rodziców. Wystarczająco dużo szkody zrobiło już „bezstresowe wychowanie”, intensywnie propagowane w latach dziewięćdziesiątych, którego pokłosie zbieramy dzisiaj w postaci pogrążonych w depresji młodych ludzi, dopiero wkraczających w przerażającą w ich mniemaniu dorosłość. Na szczęście, wbrew rodzicom i pseudopsychologom, pojawiają się głosy rozsądku i książka „Dobre wieści o złym zachowaniu” Katherine R. Lewis właśnie do nich należy.

Katherine R. Lewis to amerykańska dziennikarka, aktywistka i matka poszukująca odpowiedzi na pytanie, dlaczego metody, które świetnie działały na jej starsze dzieci, są zupełnie bezużyteczne w przypadku najmłodszej pociechy. Aby uzyskać tę odpowiedź, odwołuje się do wielu badań naukowych z dziedziny psychologii, socjologii, neurologii czy psychiatrii, w tym między innymi badań wspomnianej już wcześniej Jean Twenge. O ile Twenge w swoim „iGen” przedstawia kompleksowy obraz dzisiejszych dzieci i młodzieży, Lewis nie poprzestaje na tym. Będąc matką, próbuje wysnuć wnioski z przedstawionych badań i na ich podstawie ułożyć plan działania, który w skuteczny sposób okiełzna to niepokorne pokolenie. W tym celu przedstawia tradycyjne modele wychowania – autorytarny, autorytatywny i permisywny, starając się w każdym z nich dostrzec zarówno wady, jak i zalety, by w końcu przedstawić metody alternatywne, będące dostosowanymi do współczesnych potrzeb systemami wychowania. Lewis jest przekonana, że:

Dzisiejsi rodzice szukają trzeciej drogi, prowadzącej między dawnym modelem wychowania autorytarnego a permisywizmem lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Ponieważ jednak podchodzą z dużym sceptycyzmem do karania dzieci i stawiają na wzajemne porozumienie i szacunek, w ich podejściu często brakuje ważnego elementu, jakim jest dyscyplina.

Dyscyplina to słowo znienawidzone wśród zwolenników wychowania bezstresowego (permisywnego) i nadużywane wśród rodziców autorytarnych, oczekujących od dziecka bezwzględnego posłuszeństwa i wykonywania poleceń bez szemrania. Ani jedno, ani drugie podejście nie jest korzystne dla rozwijającej się osobowości młodego człowieka. Wychowanie permisywne stworzyło pokolenie, które zupełnie nie radzi sobie ze stresem w kontakcie z otaczającym go światem. Łatwo sobie bowiem wyobrazić, że gdy wychowujemy dziecko w przekonaniu, że jest wspaniałe i może robić, co chce, to gdy w końcu opuści bezpieczną bańkę, może się okazać, że otoczenie ma na ten temat inne zdanie. Nie doświadczając wcześniej konieczności samokontroli, popada w niepotrzebny stres i depresję, które stają się powodem tak powszechnych w dzisiejszym świecie zaburzeń psychicznych. Lewis podaje wiele przykładów z życia wziętych, w tym opinii naukowców, wychowawców i nauczycieli:

[Współczesne dzieci] Nie potrafią grać uczciwie. Nie rozumieją, że jeśli chcą być traktowane z szacunkiem, same muszą okazać komuś szacunek. Uważają, że wszystko musi się odbywać po ich myśli. I tak zachowują się w klasie. Mają problem z wykonaniem najprostszego polecenia, w rodzaju „Połóżcie ołówki na stole”. Zamiast to zrobić, rozmawiają, tak jakby uważały, że mówię do kogoś innego, nie do nich. Dawniej w klasie było jedno dziecko lub dwoje, które trzeba było upominać, teraz jest to większość. One nie zdają sobie sprawy, że są częścią czegoś większego, że mogą zrobić coś, by świat stał się lepszy. Są egocentryczne. Domagają się natychmiastowej gratyfikacji. Nie prowadzą ze sobą rozmów. Inny liczy się tylko wtedy, gdy można coś od niego uzyskać.

Skoro to bezstresowe wychowanie doprowadziło do tego stanu, czy powinniśmy więc cofnąć się do wychowania autorytarnego, gwarantującego posłuch i dyscyplinę? Oczywiście, że nie. W dzisiejszych czasach, wymagających kreatywności i elastyczności, dzieci wykonujące bezbłędnie i co do joty polecenia, nie mają wielkich szans na szczęśliwe i spełnione życie. Na szczęście mamy jeszcze model autorytatywny (często mylony z modelem autorytarnym), który jest świetnym punktem wyjścia do stworzenia nowej metody wychowania.

Model autorytatywny polega w dużej mierze na rozmawianiu z dzieckiem i tłumaczeniu mu, dlaczego oczekujemy od niego wykonania konkretnych zadań. Wszyscy jednak wiemy, że do dzieci, w szczególności tych młodszych, możemy mówić, ile tylko chcemy. Nie gwarantuje to jednak tego, że wysłuchają i wykonają naszą prośbę. Kluczowym elementem staje się więc doświadczanie konsekwencji swoich wyborów. Jeśli tłumaczymy dziecku, że ma założyć kurtkę, bo jest zimno i się przeziębi, a dziecko odmawia jej założenia, wychodzimy z nim bez kurtki. Trzeba jednak pamiętać, że musimy zaakceptować jego wybór i przestać rozmawiać na ten temat. Jeśli zaś w trakcie spaceru zaczyna narzekać, że jest mu zimno, powinniśmy powstrzymać się od pouczających komentarzy, bo jak twierdzi autorka, dziecko zapamięta nie chłód, ale karcącego go rodzica. Jeśli podejdziemy do sprawy rozsądnie i ze spokojem, jest duża szansa na to, że następnym razem dziecko samo założy kurtkę i w ten sposób nauczy się pojęcia konsekwencji. To główna różnica pomiędzy podejściem autorytarnym, wymagającym bezwzględnego posłuszeństwa a podejściem permisywnym, broniącym dziecko przed każdym potencjalnym niebezpieczeństwem, zarówno fizycznym, jak i emocjonalnym. Aby zrozumieć zasady funkcjonowania w społeczeństwie, dzieci muszą doświadczać wszelkich przejawów konsekwencji – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych.

Nie obędzie się również bez wskazania na nowoczesne technologie jako jednego z winowajców:

Retic [jeden z cytowanych ekspertów – przyp. aut.] widzi przyczyny tych zjawisk nie tylko w przemianach społecznych, ale także w nieustannym korzystaniu z urządzeń elektronicznych w domu i szkole. Dzieci spędzają coraz więcej czasu w pozycji siedzącej, bez ruchu, zarówno podczas lekcji, jak i po szkole. Społeczne interakcje wymagające podejmowania odpowiedzialności, do których w naturalny sposób dochodzi wśród dzieci bawiących się na podwórku, zostały zastąpione przez sesje sam na sam z telefonem lub tabletem.

Oznacza to, że dzieci chronione przed realną konsekwencją swoich wyborów przez świecący ekran, nie zyskują podstawowych umiejętności społecznych, pozwalających im na komfortowe i produktywne uczestniczenie w życiu społecznym. Aby zaradzić sytuacji i wprowadzić w życie efektywny model wychowania, należy wziąć pod uwagę wszystkie te czynniki tak, aby zagwarantować dziecku zarówno poczucie bezpieczeństwa i więzi z rodzicami, jak i realne doświadczenia, które pozwolą mu na samodzielne wysnuwanie wniosków i podejmowanie odpowiedzialnych i racjonalnych decyzji.

Książka Katherine Lewis jest podzielona z grubsza na dwie części, z których pierwsza przedstawia założenia teoretyczne i badania wraz z przykładami z codziennego życia, druga koncentruje się na metodach i programach, których możemy użyć, by poprawić swoje relacje z naszymi dziećmi. Ze swojej strony uważam, że to bardzo dobry poradnik zarówno dla młodych rodziców, jak i dla tych, którzy mają już nieco doświadczenia z wychowaniem.

Książkę wydało niewielkie wydawnictwo Linia w serii Biała plama, w której możecie znaleźć również inne książki dotyczące wychowania, aspergera oraz autyzmu.

Polecam!

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2

Pani Kingo, dziękuję za fajny, merytoryczny tekst. Nie jestem co prawda rodzicem (i pewnie jeszcze długo nim nie będę), ale tego rodzaju opisy otaczającej nas rzeczywistości są zawsze pouczające. Na takim zwykłym, ogólnoludzkim poziomie. Odnośnie zakończenia, to pozwolę sobie podlinkować niedługi kawałek o zamieszaniu związanym z zespołem Aspergera: https://www.fatherly.com/health-science/aspergers-vs-autism-and-hans-asperger/. Pozdrawiam!

Pani Kingo, dziękuję za fajny, merytoryczny tekst. Nie jestem co prawda rodzicem (i pewnie jeszcze długo nim nie będę), ale tego rodzaju opisy otaczającej nas rzeczywistości są zawsze pouczające. Na takim zwykłym, ogólnoludzkim poziomie. Odnośnie zakończenia, to pozwolę sobie podlinkować niedługi kawałek o zamieszaniu związanym z zespołem Aspergera: https://www.fatherly.com/health-science/aspergers-vs-autism-and-hans-asperger/. Pozdrawiam!