Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Nie jest łatwo być mężczyzną

Nie jest łatwo być mężczyzną

12
Dodane: 4 lata temu

Tak naprawdę nigdy nie było. To na nas spoczywał obowiązek utrzymania i ochrony rodziny, przewodniczenia plemieniu i rządzenia całymi narodami. Jakbyśmy na to nie spojrzeli, to cholernie trudne.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 09/2019

Role, jakie od zarania dziejów przypisuje się mężczyznom, nie należą do najprostszych, ale, powiedzmy sobie szczerze, niosły ze sobą też sporo przywilejów. Większość społeczeństw w historii świata to społeczeństwa oparte na patriarchacie, gdzie to właśnie mężczyzna stoi na szczycie drabiny władzy. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale były to… wyjątki. Dlatego patrząc wstecz na ludzkość, należy otwarcie powiedzieć, że jednak trudniej było (i jest nadal) być kobietą. A jak byłyście dzieckiem i dziewczynką, to już w ogóle miałyście przechlapane. Dziś jednak wiele się zmienia i choć do pełnego równouprawnienia trochę nam brakuje, to jesteśmy na dobrej drodze, by w końcu to osiągnąć – o ile nie zaczniemy żyć w „Mad Maksie”, na jałowej Ziemi, gdzie płeć i tak nie będzie miała już najmniejszego znaczenia.

Dlaczego o tym piszę? Zacząłem się ostatnio zastanawiać, jaki powinien być mężczyzna w 2019 roku. Zostałem wychowany, jak zapewne wiele osób z mojego pokolenia, w przekonaniu, że facet(!) to ma być „pan domu”, „król dżungli”, że ma zarabiać na chleb, utrzymywać rodzinę i płodzić potomstwo. Nie bez powodu się mówi, że prawdziwy samiec ma „zbudować dom, spłodzić syna i posadzić drzewo”. Do dziś nie do końca wiem, jak płodzenie „następcy tronu” ma się do sadzenia roślin, ale chodzi ogólnie o to, że mamy być twardzi i stawiać fundamenty pod wszystko, co mamy wokół. Prawdziwy chłop nie płacze, nie okazuje emocji, bo tylko „baby” tak robią. Nie popełnia błędów, a jeśli już, to się do nich nie przyznaje. Błędy to oznaka słabości. Gdy byłem jeszcze chłopcem, z jakiegoś powodu się popłakałem i usłyszałem pytanie, czy jestem jakąś „ciotą”, by to robić? Tak byli postrzegani mężczyźni kiedyś, ale są często i dziś. Jeśli tylko któryś z nich będzie bardziej wrażliwy, będzie okazywać uczucia, mówić o nich, a także (o zgrozo!) nie będzie chciał uprawiać sportów, od razu jest postrzegany jako gorszy, a często jako homoseksualista. Co oczywiście nie ma nic ze sobą wspólnego.

Pomimo to, że lubiłem pobiegać po podwórku za piłką, skakałem po drzewach, sporo blizn sobie narobiłem, to nigdy nie byłem ani typem sportowca, ani tym macho. Nie byłem też nigdy specjalnie uzdolniony manualnie, żeby np. posługiwać się narzędziami, przez co przez wiele osób byłem nazywany ciamajdą, melepetą lub łamagą. Wszystko, co nie wpisywało się w pojęcie silnego samca, było uznawane za słabość, za miękkość i było dalekie od nazywania mężczyzną. Odnoszę wrażenie, że trafiłem w najgorszy możliwy moment, jeśli chodzi o dorastanie. Osoby z mojego pokolenia mogły już nieco bardziej pokazywać to, jakimi są naprawdę, ale wciąż wisiała nad nimi definicja „prawdziwej męskości”.

Pisząc te słowa, nie jest mi łatwo (co może być widoczne w lekkim chaosie zebrania myśli). Jako drugi syn często byłem porównywany i najczęściej wychodziłem na o wiele gorszego. Zawsze byłem niski, chudy i nieco wycofany. Już od pierwszego dnia na tym świecie, na który przyszedłem, ważąc niecałe 1,5 kilograma. Dziś czasy są inne; medycyna się rozwinęła, przypadki małych dzieci są powszechne, ale ponad trzy dekady temu od razu bano się, czy przeżyję. Zapewne jakbym urodził się kilka wieków wcześniej, to decyzją starszyzny wioski zrzucono by mnie ze skały. Przez lata marzyłem, by być inny, by sprostać wymaganiom, jakie stawiała przede mną rodzina, społeczeństwo. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, że tak się nie stanie.

Gdy patrzę wstecz na ostatnie 10 lat mojego życia, widzę, jak bardzo trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Po wielu, wielu latach uczucia bycia gorszym, postanowiłem zmierzyć się ze sobą, ze swoimi demonami, poszedłem na terapię. Nic, żadna inna decyzja w moim życiu nie zmieniła go tak, jak właśnie odwiedzenie gabinetu. Następne kilkanaście miesięcy to była droga przez mękę. Czasami, żeby coś naprawić, trzeba to najpierw rozwalić i tym to właśnie było. Rozbijaniem mnie na kawałki i później uważnym składaniem. W domu nie byłem bity, nie fizycznie. Przemoc psychiczna jest jednak o wiele gorsza, zostawia większe blizny, które gorzej się goją. Samo to, że dla człowieka, który sprowadził Cię na ten świat, okazywanie miłości kończy się na zrobieniu przelewu, byś kupił sobie coś na poprawę nastroju, a „tych dwóch słów” nie słyszałeś od przynajmniej dwóch dekad, potrafi wejść pod skórę bardzo głęboko. Dlaczego to wszystko pojawia się po tym, jak na początku napisałem, że nie jest łatwo być dziś mężczyzną? Kiedyś role były z góry ustalone, wszyscy znali zasady i się ich trzymali. W międzyczasie wiele zaczęło się zmieniać, zaczęliśmy próbować być tacy, jacy chcemy, a nie jakimi widzą nas inni. Jednocześnie jesteśmy stworzeni tak, że pobieramy wzorce i żyjemy według nich w przyszłości. Dlatego też współczesnym mężczyznom w moim wieku ciężko może być dobrymi mężami, ojcami i kumplami, którzy nie będą tylko i wyłącznie „prawdziwymi samcami”.

Idąc dalej, można powiedzieć, że po prostu trudno jest być innym i być sobą. Kobiety w dalszym ciągu spotykają się brakiem równouprawnienia, mobbingiem czy molestowaniem. Osoby o innym kolorze skóry niż biały często traktowane są jako gorsze, a o osobach LGBT+ już nawet nie będę wspominał. Każdego dnia staram się być dobrym mężem, dobrym przyjacielem i człowiekiem. Nie jest łatwo, bo jak rozejrzymy się wokół, to wciąż czujemy widmo toksycznej męskości.

Popularny w naszym społeczeństwie model męskości jest tak głęboko zakorzeniony, że niezwykle trudno jest z nim walczyć. Większość z nas musi to robić każdego dnia, na każdym kroku. Udowadniamy, przede wszystkim sobie samym, że opiekuńczość, szczerość i umiejętność okazywania uczuć, to są cechy prawdziwego mężczyzny. Musimy uczyć się otwartości, przyznawania się do błędów, rozmawiania o nich. Mówić: „przepraszam”, „dziękuję” i „proszę”. Pewnie wielu osobom wydaje się banalne, a tak naprawdę jest to bardzo trudne, zwłaszcza jeśli nie miało się z tym do czynienia, gdy wchodziło się w rolę mężczyzny.

Powyższe słowa są dla mnie okazją na oczyszczenie pewnych rzeczy, które chodzą po mojej głowie od dłuższego czasu. Jeśli ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, poczuł się urażony, że robię to publicznie na łamach naszego magazynu, to przepraszam. Znam wielu wspaniałych ludzi, wspaniałych mężczyzn, którzy są świetnymi tatusiami, dalekimi od bycia twardymi ojcami. Gdy na nich patrzę, to cieszę się, że im się udało. Nie weszli w schemat i wzór, jaki był im wpajany. Patrzę i zazdroszczę, bo pomimo wszelkich starań, boję się, że ja nie jestem w stanie. Każdego dnia czuję, jaki miało na mnie wpływ to, że mój najbliższy wzorzec mężczyzny jest zimny jak lód.

Jan Urbanowicz

🎬 Kino, filmy, seriale.  Apple user od 2006 roku. 🎙 Podcaster z 10-letnim stażem. Chcesz posłuchać o popkulturze? 👉🏻 www.innkultura.pl

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 12

iMagazine to takie dziwne miejsce, gdzie poza technologią i lifestyle trafiają się takie inne teksty, życiowe i ważne. Dzisiaj to drugi tego rodzaju, na który tutaj trafiłem. Dzięki!

Praktycznie nie udzielam się w internecie :), ale tym razem musiałem, świetny artykuł z którym osobiście się utożsamiam. My, pokolenie wychowanych przez surowych “samco-ojców”. Sam walczę o to samo każdego dnia – I dumny jestem z Ciebie że ty też walczysz. Dzieki za artykul. Super się czytało zwłaszcza przez ten “nieformalny” sposób spisania myśli. Powodzenie i duzo sil.

“The best is yet to come” – pod warunkiem, że zostawimy za sobą przykre wspomnienia tego, co było, a czego już nie ma. To trudne, ale konieczne. Gratuluję wykonanej pracy i przyłączam się do życzeń. Dzięki!

iMagazine to takie dziwne miejsce, gdzie poza technologią i lifestyle trafiają się takie inne teksty, życiowe i ważne. Dzisiaj to drugi tego rodzaju, na który tutaj trafiłem. Dzięki!

Praktycznie nie udzielam się w internecie :), ale tym razem musiałem, świetny artykuł z którym osobiście się utożsamiam. My, pokolenie wychowanych przez surowych “samco-ojców”. Sam walczę o to samo każdego dnia – I dumny jestem z Ciebie że ty też walczysz. Dzieki za artykul. Super się czytało zwłaszcza przez ten “nieformalny” sposób spisania myśli. Powodzenie i duzo sil.

„The best is yet to come” – pod warunkiem, że zostawimy za sobą przykre wspomnienia tego, co było, a czego już nie ma. To trudne, ale konieczne. Gratuluję wykonanej pracy i przyłączam się do życzeń. Dzięki!