Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Jedna chwila i wszystko się zmienia

Jedna chwila i wszystko się zmienia

6
Dodane: 5 lat temu

Jedna chwila i wszystko się zmienia. W moim przypadku tą chwilą był trudny zjazd na trasie maratonu MTB. Przeceniłem swoje możliwości. Mam tak często. Po chwili leżałem wraz z rowerem. Podniosłem się szybko i pojechałem dalej. Ramię bolało i miałem wrażenie, że ból jest coraz mocniejszy. Prześwietlenie po tygodniu od feralnego upadku rozwiało wątpliwości. Złamanie wielołamowe w okolicy guzka większego. Nie mogę podnieść ręki.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 08/2019


Trenowałem od początku grudnia, by w tym roku ukończyć zawody triatlonowe. Uczyłem się pływania i jazdy na rowerze szosowym. Trenowałem właściwie każdego dnia. Wszystko w swoim życiu prywatnym podporządkowałem jednemu celowi – ukończyć triatlon. Jednak, jak to często u mnie bywa, życie zweryfikowało mój cel.

Ręka boli okrutnie. Na początku optymizm mnie nie opuszczał, ale po kilku dniach, gdy ból nie pozwolił mi sięgnąć do schowka w samochodzie, popłynęły łzy. Łzy bezsilności i bezradności. Poczułem się przegrany. Przegrałem ze sobą. Jednak, im więcej czasu mija, tym bardziej moje spojrzenie na to wszystko się zmienia.

Po pierwsze. Moje dążenie do realizacji założonych celów. Wszystko, czemu się poświęcam, musi mieć jakąś metę. Od wielu lat tak żyję i nie wyobrażam sobie innego scenariusza. Nie wiem, jak można żyć z dnia na dzień. Nijak ma się to do filozofii mindfulness. Cele muszą być w życiu, by nasze działania miały sens. Ja jednak chyba zbyt wysoko i zbyt optymistycznie zawieszałem sobie poprzeczkę. Może powinienem zaczynać od małych kroczków i celem pierwszym powinno być: nauczyć się pływać, nauczyć się jeździć na rowerze czasowym itd. A dopiero jak zbiorę wszystkie składowe, powinienem wyznaczyć cel, jakim jest ukończenie zawodów triatlonowych.

Po drugie. Znaleźć pozytywy w tym, co się stało. Raczej nie rozpatrywać wszystkiego jako porażki. Zobaczyć, ile dobrego w trakcie drogi do celu udało się osiągnąć. Jak dobrze się czuję mimo moich 47 lat. Gdy robię analizę składu ciała i wieku metabolicznego, jestem o 7 lat młodszy niż moja metryka. To ogromny plus.

Po trzecie. Być SISU. To jest właśnie test, czy się nim jest. Czy dajemy sobie radę z przeszkodami i przeciwnościami losu? Jak można być SISU, jeśli wszystko przychodzi nam łatwo.

Po czwarte. Organizm. Starzeję się. Jednak to tylko moje ciało, a nie ja sam. Przeciwdziałam upływowi czasu. Staram się spowolnić ten proces. Prawidłowym odżywianiem się oraz aktywnością fizyczną, mam nadzieję, że mi się to uda.

Po piąte. Jeszcze ciągle mogę wszystko, żyję przecież. Teraz rehabilitacja i wracam do treningów. Zresztą, cały czas to robię z wyłączeniem pływania, które na razie jest poza moim zasięgiem.

Co mówi mi ta sytuacja? Że jestem tylko człowiekiem. Mam jednak słabości i swoje wady. Nie wszystko też przychodzi prosto i łatwo. Dzięki temu osiągnięcie tego, czego pragnę, będzie lepiej smakowało i będzie cenniejsze.

Jest jeszcze jeden aspekt, który cały czas rozważam. Osiąganie wyników. Każdemu startującemu nagle włącza się rywalizacja. W wielu przypadkach jest to niezdrowa rywalizacja. Jesteśmy amatorami. Żyjemy i trenujemy jak amatorzy. Za to chcemy osiągać wyniki jak zawodowcy lub mieć progres jak zawodowcy. To jest błędna droga. W wielu przypadkach powinniśmy walczyć tylko ze sobą. Ja sam wiem, że nie pokonam nigdy maratonu poniżej 3 godzin, trenując i żyjąc tak, jak teraz. Musiałbym przestać pracować i zatrudnić trenera. Dla mnie ważniejsze jest, by wystartować i ukończyć. Kończyłem biegi zimowe na 10 km z ogromnymi podbiegami na ostatnim miejscu, będąc bardzo szczęśliwym. Tego właśnie sobie i każdemu życzę. By wszystko, czego chcemy, można było zrobić z uśmiechem na ustach i szczęściem w sercu.

Adalbert Freeman

Fotoreporter i dziennikarz. Zakochany w krajach arabskich i islamie. Użytkownik nadgryzionych jabłek.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 6

Dzięki za wpis. Trenuję zupełnie inną dyscyplinę i wiem jak dołujące potrafią być okresy kontuzji. Ale po latach wiem ze to właśnie “danie sobie na wstrzymanie” i nie pogłębianie urazu w tym okresie działa najlepiej. Zdrowia i powrotu do treningów.

Dzięki za wpis. Trenuję zupełnie inną dyscyplinę i wiem jak dołujące potrafią być okresy kontuzji. Ale po latach wiem ze to właśnie “danie sobie na wstrzymanie” i nie pogłębianie urazu w tym okresie działa najlepiej. Zdrowia i powrotu do treningów.