Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Cisza jak TA…

Cisza jak TA…

8
Dodane: 5 lat temu

…śpiewała niegdyś „Budka Suflera. Wielu z Was może teraz pomyśleć, że to tani wstęp do równie taniego tekstu, o tym, że warto w okresie świąt Bożego Narodzenia odciąć się od świata. Otóż – nie.

Cisza narzucona

Rok do roku nasz drogi internet dzieli się na tych, którzy w okresie bożonarodzeniowej gorączki uciekają, jak najdalej się da od Ojczyzny, tych, którzy automagicznie odkrywają wówczas misję nawracania innych oraz tych, którzy po prostu spędzają święta tak samo od lat i nie czują większej potrzeby dzielenia się tym faktem ze światem. Ci ostatni wrzucą jednak fotkę z prezentami, które znaleźli pod choinką, często z radości, ale zamiast radosnej odpowiedzi spotkają się z hejtem. Oczywiście hipokryzją podszytym, bo przecież „wziąłbyś się, rodziną zajął, a nie Instagramem!”– napisał ten, co w tym samym czasie i w tym samym miejscu… Normalność dziś kosztuje.

Kosztuje emocje. To najdroższa z walut. W dobie, w której partnerki za radą psychoterapeutów zza rogu zostawiają swoich mężów, narzeczonych czy inne ukochane osoby, każdy próbuje znaleźć złoty środek na bycie tym, który odkrył prawdę. Prawdę prawd, o której zapomnieli ci źli z internetu. W przypadku Bożego Narodzenia zazwyczaj sięgamy po ciszę. Kwestia nośna, bo można kogoś zachęcić do praktykowania medytacji, do zamknięcia się na tydzień na pustelni (all inlusive oczywiście) za jedyne dziesięć tysięcy, wszak każdy w tym czasie powinien się wyciszyć!

Efekt często jest opłakany. „Ktoś nie ma czasu”, bo „w końcu należy mu się wolne”. Inny na święta „by przyjechał, ale bilety/korki/strajki pilotów/śnieg/brak śniegu”. Czasy są takie, że cisza nas uwiera. Gdy jej brak, narzekamy, że czas jakoś tak śmie upływać. Gdy jej nadto – że samotność uwiera tu i ówdzie. Gdy jednak ktoś z tych słynnych internetów powie nam, że cisza to „Mindfulness” – biegniemy ślepo z portfelem, błagając, aby ten czy inny kurs, ta czy inna aplikacja lub metoda zarządzania czasem – odmieniła nasze życie. Tymczasem – niespodzianka – życie się wydarza non stop.

Cisza zastana

Niektórzy mają trudniej – to fakt. Niektórym naprawdę doskwierają okoliczności, samotność czy choroba. Nie śmiem tego negować. To są fakty. Tak jak faktem jest to, że świat zwolni na te dwa i pół dnia. Czy tego chcemy, czy nie, czy nam to pasuje, czy nie, czy za to zapłacimy, czy nie, w cokolwiek i gdziekolwiek wierzymy.

Cisza Bożego Narodzenia to po prostu czas, w którym Ebenezer Scrooge i Grinch znowu poniosą porażkę, Kevin zrozumie, że rodzina jest ważna, a jakiejś kobiecie w delegacji spóźni się ostatni samolot i wigilijny wieczór spędzi w terminalu, słuchając „Cichej nocy”. Skoro to wszystko wydarza się od lat, co roku, to i jak co roku, we wszystkich tych przypadkach, na te kilkadziesiąt godzin, świat się zatrzyma.

Może więc dobry człowieku, zamiast wydatkować energię na wylewanie swoich smutków na facebookowej tablicy i oznajmianie światu niezależności czy próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie „Jakim cudem on się tak dorobił!?”,po prostu usiądziesz dzisiaj wieczorem lub wcześnie rano (polecam!), gdy świat będzie smacznie spał i spokojnie uświadomisz sobie, że – no właśnie – że cisza nie jest tak ekskluzywnym towarem, jakim ją świat dziś próbuje sprzedać. Cisza jest tam, gdzie jest nasza zgoda na stwierdzenie jej „bycia”, właśnie.

Cisza jak TA

Czy warto zatem rozumieć ją dosłownie? Na co dzień lubisz pójść na trening, poleniuchować wieczorem, poczytać książkę lub chciałbyś po prostu dłużej i na spokojnie pogadać z ukochaną? To teraz, idąc za radą mędrców z internetów, co masz zrobić w Święta? Oznajmić sobie i światu lukratywną niedostępność w imię świętego spokoju? To trochę tak, jak z radami dotyczącymi wyspania się. Każdy organizm ma swój cykl dobowy. Każdy potrzebuje innej ilości snu. Zapytaj kogoś, komu wystarczy pięć do sześciu godzin, jak się czuje, gdy śpi dziesięć. Nie będzie zapewne w jego odpowiedzi optymizmu. Oczywiście w innym przypadku może być zupełnie odwrotnie. Całe to gadanie o świętym, świątecznym spokoju z bliskimi można o kant stołu rozbić, jeśli będzie sztuczne, wymuszone i doprawione sarkazmem. I jasne – drugi, który jest obok nas, powinien być ważny, tylko aby taki był – nie sposób zarezerwować na to tylko dwóch dni w roku.

Dla mnie cisza świąt to uczucie, gdy siadasz w fotelu z kubkiem gorącego kakao i otwierasz książkę, na której kartach delikatnie odbijają się zmatowione refleksy choinowych światełek. Gdy idziesz na długi, mroźny spacer, trzymając ukochaną mocno za dłoń, a po powrocie serwując jej rozgrzewającą herbatę z cynamonem, którą tak kocha. To moment, gdy idziesz na trening, bo wtedy masz szansę spotkać się ze samym sobą w ciszy właśnie (!), a biegnąc, mijasz domy, z których słychać kłótnie w imię „normalnych świąt”. Chwila, gdy możesz pomóc wybrać prezenty kumplowi, bo sam zadbałeś o ich wybranie i przygotowanie na kilka tygodni wcześniej. Bo czemu nie, skoro nie chcesz robić tego na ostatnią chwilę? Czy zrobiłeś lepiej niż ten kumpel? Nie. Zrobiłeś po swojemu. Jak czułeś. Wypadkową życia w zgodzie ze sobą jest też gotowość odpowiedzi i akceptacji kompromisów. Wtedy to działa. Taki prezent w zamian za dobre wydatkowanie energii. Co czujesz teraz? Cisza jak ta czy jak tamta, to Twoja cisza. Spróbuj w te święta po prostu być [wstaw swoje imię]. Najlepszego!

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 8