To dopiero koniec początku
Winston Churchill powiedział przed laty: „To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to dopiero koniec początku”. W taki momencie jest Apple u progu 2021 roku.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 12/2020
Trzy konferencje w dwa miesiące
Fakty mówią same za siebie. Apple zorganizowało trzy konferencje produktowe w ciągu dwóch miesięcy. Zarówno ich nowa forma, która od samego początku przypadła mi do gustu, jak i zachowanie samego Apple w obliczu globalnego kryzysu na tak wielu płaszczyznach zasługuje na słowa uznania. I to całkiem spore. Firm, nawet tych rozpędzonych i z dużym zapleczem finansowym, które są obecnie w takiej kondycji, w jakiej jest Apple, mamy naprawdę promil.
To jasne, że brakuje tej interakcji z publicznością zgromadzoną w Steve Jobs Theatre, ale z całą pewnością nie brakuje w tym roku nowości od Apple. I to przełomowych nowości. Można się śmiać z portfelika za 300 PLN, przeznaczonego dla nowych iPhone’ów 12, i złącza MagSafe, ale nie da się zignorować tego, że Apple w tym samym roku, w którym świat zmaga się z niewyobrażalną do tej pory skalą epidemiologicznego, społecznego, a na koniec dnia gospodarczego problemu, kolejny raz w swojej historii zmienia oblicze komputerów osobistych. I to na długie dekady.
Mała wielka przyszłość
Patrzę teraz na te wszystkie nasze branżowe dyskusje dotyczące tego, dlaczego Apple nie wkłada do swoich maszyn najnowszych, najszybszych, najbardziej prądożernych układów Intela, skoro cały rynek PC robi to w laptopach. Jakże w tym wszystkim brakło tego, dziś oczywistego, spojrzenia na całość z punktu widzenia ekosystemu. Całości, na którą składa się maszyna i oprogramowanie. Nierozerwalnie. Apple robiło to, co mogło, aby nadal zapewniać najlepsze doznania z użytkownika ich maszyn (mówię także o bryle), w kuluarach, patrząc o krok dalej. I działając o dekadę dalej. Bo widzicie, Apple tak już ma.
Jeśli widzi, że sprzęt ogranicza możliwości ich ekosystemu, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. I tak też, po raz trzeci w historii, Apple zmienia dostawcę procesorów, a właściwie to samo nim się staje. Debiut układów Apple M1 udowadnia, że przyszłość linii komputerów Mac jest więcej niż bezpieczna. Ona w niedługim czasie wyprzedzi (znacząco) całą, PC-tową konkurencję. Nie twierdzę, że już to zrobiła, bo to dopiero koniec początku, cytując wielkiego jegomościa ze wstępu. Apple zapowiedziało rozpoczęcie przejścia na własne procesory już w czerwcu tego roku, a dokonało tego formalnie jesienią; zaczynając od najmniej wymagających maszyn.
Jedna kostka krzemu, wykonana w technologii, której nie oferuje na rynku nikt inny. Zawierająca w sobie wszystkie te chipy i układy, które do tej pory Apple instalowało osobno, próbując zapewnić chociażby maksymalne bezpieczeństwo maszyn przy dalszym korzystaniu z procesorów Intela. Teraz jeden procesor zawiera nawet zaszytą pamięć RAM, kartę graficzną, wszystko. Dokładnie tak, jak w naszych iPhone’ach czy iPadach. I tak wielu już narzeka, że to ogranicza to czy tamto. Że RAM-u jest teraz mniej, a nie więcej. I znowu popadamy w tę samą krótkowzroczność, bo kiedy tabelki mówią jedno, działanie komputera Mac – podkreślę to jeszcze raz – czyli spójnej całości, na którą składa się elektronika i oprogramowanie, udowadnia coś zupełnie innego.
Pierwsze benchmarki już pokazały, jak nowe MacBooki Air i 13-calowe modele Pro odlatują innym komputerom z line-upu Apple. Nie wszystkim, to prawda, ale w niektórych zastosowaniach nawet tym, które na układach Intela potrafią kosztować kilka tysięcy złotych więcej. Czy to znaczy, że teraz będzie taniej? Na pewno będzie po stokroć więcej za tę samą cenę. Ja rozumiem, że profesjonaliści czekają na nowe iMaki Pro czy w końcu Maca Pro na układach Apple Silicon. To jasne i Apple będzie tego przejścia musiało dokonać w mądry sposób. Większość osób, które dziś pyta mnie o to, jakiego MacBooka wybrać dla siebie, stoi (w końcu) przed dość prostym wyborem. Przed pytaniem: MacBooka czy iPada? Jeśli faktycznie MacBooka, to właściwie możesz kupować Aira z 16 GB RAM na zapas. To tyle. W końcu wybór jest klarowny. I to jest wybór dla zwykłego użytkownika, który nie zajmuje się składem audio-video czy bardziej skomplikowanymi zadaniami.
Spójrzmy na to nawet pod kątem cenowym względem iPadów (Air lub Pro). Sensowna konfiguracja (LTE, min 128 GB SSD) iPada z dodatkową klawiaturą i Apple Pencilem cenowo zbliża się do MacBooka Air. I tutaj musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: Czym dla mnie jest komputer i gdzie z niego korzystam? Potem wybrać pod siebie i swoje środowisko pracy. Jeśli natomiast zależy nam na ekonomicznym rozwiązaniu, możemy nawet nabyć najtańszego iPada (Edu) za nieco ponad 1500 PLN i nadal mieć pełnoprawny komputer do podstawowych zadań. Albo więcej niż bardzo dobry sprzęt do nauki. Zobaczycie, jak to wszystko się uprości za dwa lata, kiedy z oferty całkowicie powinny zniknąć komputery z układami Intela. Portfolio produktów zacznie być tak przejrzyste, jak niegdyś. I to jest naprawdę piękny, długo wyczekiwany moment w historii tej firmy.
System, że palce lizać!
Zainstalowałem sobie macOS Big Sur już po jego oficjalnej premierze. Od kilku lat nie instaluję wersji testowych i ta zasada, na razie, przyniosła mi więcej niż mniej korzyści. Tym razem jednak zmiany w systemie były na tyle duże, że nawet Apple zdecydowało się oznaczyć go kolejną, pełną cyfrą, czyli macOS 11. I to widać.
Zacznę od plusów, bo te są przyjazne dla oka. Przede wszystkim dla mnie nowy macOS to przepiękny interfejs graficzny, którym Apple wraca do korzeni. Przypomina mi się cytat Steve’a Jobsa, który w trakcie projektowania pierwszego macOS powiedział do zespołu projektantów wprost: „Te ikony są tak piękne, że aż chce się je polizać”. W 2020 roku wróciliśmy to tego. Również pod kątem udźwiękowienia nowy macOS oferuje ogromną zmianę na lepsze. Zmieniono dosłownie wszystkie systemowe dźwięki i sygnały alertów. Sound design systemu jest teraz bardziej miękki dla uszu. Wrócił nawet słynny (nawiązujący do buddyzmu) gong, który słyszymy podczas uruchamiania maszyny.
Jest też szybciej. O wiele szybciej. Mój trzyletni iMac z topowym wówczas procesorem Intela, 32 GB RAM działa teraz tak szybko, że mam wrażenie, jakbym kupił co najmniej iMaca Pro. To po prostu trudno opisać. Widzę to przy renderingu audio-video, ale najbardziej przy prostych operacjach systemowych i ich płynności. Cokolwiek zrobili pod maską, wyszło z tego całkiem niezłe, wyścigowe auto. Już nie tylko sama błyszcząca karoseria. Takiego skoku pod względem optymalizacji nie widziałem dawno.
Nowy iMac ma przypominać Pro Display XDR, Mac Pro w dwóch wydaniach i tańszy Pro Display XDR
Nie ma jednak róży bez kolców ani dużych zmian bez okresu dopracowywania mniejszych lub większych błędów. Choć sama instalacja Big Sur przebiegła u mnie bez większych problemów, to po wyłączeniu iMaca ten nie uruchomił się na drugi dzień. Po prostu stał się cegłą. Okazało się, po krótkim śledztwie, że nigdy się nie wyłączył, tylko zawiesił w pełni. Dlatego próba uruchomienia go z przycisku Power lub przytrzymanie tego przycisku w celu twardego resetu nic nie dały. Pomogło dopiero wyjęcie wtyczki z gniazdka – tak, tego w ścianie – i podłączenie komputera na nowo do napięcia z sieci. Potem już nie miałem żadnych podobnych problemów.
Wojtek i Dominik mieli różne przygody po instalacji macOS 11. A to system pozmieniał ustawienia autostartu aplikacji, a to nie działo odblokowywanie systemu za pomocą Apple Watch. Ja tych problemów nie napotkałem, za to u mnie system postanowił sklonować mi domyślną drukarkę i zamiast jednej miałem w systemie dwie. Oczywiście usunąłem tę niepotrzebną.
Nie rozumiem natomiast (i nie jest to tylko moje zdanie) wielu niekonsekwencji w przypadku implementacji nowych funkcji. Po pierwsze – Control Center. Pomimo tego, że jest ono wzorowane na tym, które mamy w iPadOS i iOS, jego możliwości są o wiele bardziej ograniczone. Już nawet tvOS doczekał się Control Center w tym roku, w ramach którego możemy sterować urządzeniami HomeKit czy przypinać kontrolki poszczególnych urządzeń. Tymczasem na macOS 11 nadal mamy (ledwo działającą) hybrydową aplikację Dom. Dlaczego nie można było tych kontrolek umieścić tam, gdzie ich miejsce? Nie wie nikt.
Kolejna sprawa to fakt, że system nie zapyta mnie podczas instalacji, czy chcę przestawić jedno z kluczowych ustawień, dotyczących jego aktualizacji automatycznych. Dobrze, że to sprawdziłem po instalacji Big Sur, bowiem system uznał, że pomimo iż nie chciałem pobierać i instalować domyślnie nowych aktualizacji systemu (z wyjątkiem tych, które są krytyczne dla wymogów bezpieczeństwa – możecie to wybrać w Preferencjach Systemowych), postanowił mi je włączyć. Niczym Windows. Bardzo kiepskie doświadczenie i w mojej opinii nic go nie usprawiedliwia.
W macOS pojawiły się także widgety, znane z iPadOS. Celowo nie wspominam o iOS, bowiem tutaj także nie możemy ich umieścić w dowolnym miejscu na ekranie (tak jak w iOS). Nikt w sieci nie jest w stanie zrozumieć tej zależności. Niestety, drogie Apple. Wraz z pojawieniem się widgetów Apple usunęło kilka z nich, które były akurat przydatne. Nie ma np. widgetu Kalkulatora. Dlaczego?
Koniec początku
Kończy się ten zwariowany rok. Apple jest u progu kolejnego rozdziału w swojej historii. Rozdziału, w który wkracza silniejsze niż kiedykolwiek i spójniejsze, niż dotychczas. Widzimy znacznie pełniejszą wizję, która czeka wszystkie platformy w najbliższych latach. Patrząc na to, że coraz częściej sprzęt Apple kupujemy na kilka ładnych lat (trzy do sześciu), a ostatnio dotyczy to nawet iPhone’ów, to myślę, że nie muszę nikogo przekonywać do tego, że wybór nadgryzionych sprzętów może okazać się najtańszą opcją z możliwych. Wielu się ze mną w tym miejscu nie zgodzi, ale weźcie kartkę, ołówek i policzcie sobie na spokojnie. A wcześniej, wróćmy do podstawowego pytania: Czym dla mnie jest komputer?