Licznik rowerowy – poleca Adalbert Freeman
Gdy zaczynamy jeździć rowerem trochę więcej, rodzi się w nas potrzeba zapisywania i analizy naszych wypraw, wycieczek czy przejażdżek. Fajnie jest widzieć, z jak zawrotną prędkością jedziemy z górki i czy faktycznie jest to górka. Przyjemnie też jest pokazać na platformach treningowych, jak aktywnie spędziliśmy weekend. Do tego można użyć telefonu lub zegarka. Jednak najlepszy jest licznik rowerowy, a już w ogóle najlepiej, gdy dostaniemy go od najbliższych na święta.
Obecnie mam u siebie pięć liczników. Są to najwyższe modele z firmy Garmin i Wahoo w wersji najnowszej i poprzedniej oraz nowość na rynku – iGPSport. Liczniki Wahoo są moimi prywatnymi urządzeniami, tak samo Garmin Edge 1030 Plus. Licznik Garmin Edge 1040 Solar otrzymałem na testy z firmy Garmin, a licznik iGPSport 630 na testy długoterminowe z firmy Trezado.
Do omówienia zatem mam Garmin Edge 1040 Solar, Garmin Edge 1030 Plus, Wahoo Element Roam, Wahoo Element Roam v2 oraz iGPSPort IGS630. Nie chcę w tym opisie liczników wchodzić w specyfikację, opisuje, jakie najlepiej się sprawdzają podczas wyścigów ultra. Jadąc 500 km, i to z kilkoma licznikami, wydaje mi się, że mam na tyle doświadczenia, że mogę je opisać. Jedynym wyłączeniem są funkcje treningowe. Trenuję najczęściej w domu, na platformie treningowej Zwift, przy użyciu trenażera. Sam system Zwift ma plany treningowe i na nich polegam.
Wszystkie pięć liczników to, jak pisałem, najwyższe modele i tak są właśnie zbudowane. Wykonane z dobrych materiałów. Jest jednak kilka znaczących różnic. Wszystkie nowe liczniki mają gniazdo ładowania USB-C, czyli najczęściej występujące w urządzeniach elektronicznych. Licznik EDGE 1030 Plus od Garmina i Wahoo Roam mają starsze złącze USB micro. Przy złączach warto też zobaczyć, gdzie są umiejscowione. Niewiele osób na to zwraca uwagę, a ja, z racji startów w ultra, mam już w tym doświadczenie. Liczniki Garmina i Wahoo mają złącze z przodu, a licznik IGP na „pleckach”, w przedniej części. Przestrzeń w licznikach na uchwytach zintegrowanych pomiędzy licznikiem a kierownicą jest zbyt mała, by umieścić tam przewód ładowania. IGS nie ma tego problemu, bo kabel ma od dołu. Na zawodach wiele razy widziałem osoby, które jechały z licznikiem zamontowanym do góry nogami, by podładować go i nadal mieć nawigację.
Mocowanie Garmina jest najbardziej popularne na świecie. Tu należy pochwalić IGP630, który ma swój uchwyt, ale jest on kompatybilny z Garminem. I spokojnie założymy go do uchwytu Garmina, co niestety nie uda nam się z licznikami od Wahoo. Wahoo promuje swoje mocowanie. Ja używam go z przejściówką na Garmina. Skutkuje to jednak mniejszą solidnością, choć nie to jest dla mnie najgorsze, ale brak przylegania do licznika. Wahoo ma takie wycięcie na uchwyt, które scala się z obudową. Przy specjalnym uchwycie wygląda to ładnie i bardzo aerodynamicznie. Ale w innych przypadkach wygląd nie jest fajny, sprawia wrażenie, jakbyśmy zgubili jakąś część obudowy. Garmin Edge 1040 Solar ma uchwyt aluminiowy, co pewnie ma znaczenie przy jazdach po nierównościach. Garminy także mają piny do ładowania przez mocowania, gdzie z drugiej strony uchwytu możemy zamontować powerbank. Nie jest on jednak tani i na zawodach nie widziałem takiego rozwiązania, zważywszy, że najczęściej pod licznikiem montujemy lampki. Ważne dla mnie jest jeszcze, by każdy z liczników miał mocowanie i smycz w zestawie. Przekładam ją przez kierownicę lub uchwyt i mam zabezpieczony licznik przed upadkiem lub, co ważniejsze, przed kradzieżą. Jedynie przy Wahoo smycz trzeba dokupić oddzielnie z elementem plastikowym i śrubką. Do każdego z liczników można nabyć etui ochronne, których osobiście nie lubię, lubię za to szybki. Teoretycznie każdy z producentów stosuje szkło odporne na zarysowania, ja jednak podczas pierwszej jazdy złapałem rysy na Wahoo w pierwszej wersji. Tu znowu brawo dla iGP630, bo taka szybka jest już w zestawie. Do innych liczników musimy dokupić je oddzielnie.
Ekrany – nie chcę wchodzić w szczegóły, jednak największe ekrany mają Garminy, a najnowszy w wersji Solar ma doładowywanie solarne. Niestety, licznik do testów otrzymałem późną jesienią i nie mogłem sprawdzić, czy podczas całego dnia faktycznie będzie to miało wpływ na zużywanie się baterii. Wszystkie liczniki mają ekrany wystarczające do nawigowania i wyświetlania potrzebnych nam informacji. W każdym liczniku zainstalowane mapy są dokładne i nie widziałem potrzeby ich wymiany na inne, choć jedynie w Garminie jest taka możliwość, w pozostałych licznikach nie odkryłem takiej funkcji. Garminy mają też jako jedyne ekrany dotykowe. To, co do zabawy wydaje się fajne w domu, to podczas jazdy przed kilka godzin, jeszcze gdy pada deszcz, staje się problemem. Ekran dotykowy, gdy go nie zablokujemy, po kilku kroplach deszczu przełącza się na inne funkcje. Przerzucanie stron też nie jest takie wygodne, bo bardzo często zdarzało mi się uruchamiać niepotrzebne funkcje. System manualny z przyciskami sprawdza się dużo lepiej. W Wahoo mamy trzy przyciski umiejscowione na przodzie licznika w dolnej części. Są one duże i wygodne. iGP630 ma z lewej strony włącznik, a sterujące pozostałe trzy przyciski z prawej strony. Są wygodne, ale jednak najlepiej pasują mi przyciski z Wahoo Roam v2, nieco zmienione w stosunku do wersji pierwszej.
Baterie we wszystkich urządzeniach są wyjątkowo duże. Garmina Edge 1030 Plus, jadąc ultra, przeważnie musiałem podładowywać w nocy, czyli około 20 godz. bez problemu działał. W Wahoo było delikatniej gorzej, bo wieczorem licznik potrzebował podłączenia, a w obu wyścigach startowałem o 7:00 rano. Licznik iGP630 w specyfikacji ma 35 godz. czasu pracy na baterii, czyli realnie powinno być podobnie. Potwierdzenie tego będę miał na wiosnę, na najbliższych zawodach nowego sezonu.
Pierwsze uruchomienie. Każdy z liczników potrzebuje telefonu. Wszystkie aplikacje są i dla Androida, i dla telefonów Apple. Jednak podejście do wykorzystania telefonu w każdym przypadku jest trochę inne. W Garminach mamy na zapleczu cały system Connect, gdzie możemy mieć podłączone zegarki, wagi tego producenta. Ze wszystkich tych urządzeń zbierane są dane i dzięki temu mamy więcej informacji o naszej kondycji. Licznik w takim przypadku po rozpoczęciu treningu pokazuje, w jakiej kondycji jesteśmy. Wahoo i iGPSort ma jedynie liczniki i nie jestem w stanie określić, czy też zbierane są informacje o naszej kondycji. Powiem nawet więcej: nie wyobrażam sobie innej opcji zegarka jak Garmin. Jedynie Wahoo nie ma aplikacji, którą można wyświetlić na komputerze i tylko w Wahoo wszystkie operacje (z wyłączeniem podłączania zewnętrznych czujników), musimy wykonać w telefonie. Gdy jeszcze dodamy do tego, że licznik ten nie posiada języka polskiego, może to być problem dla wielu użytkowników. Garmina i iGP możemy używać, nawet nie podłączając do telefonu i dostosować do swoich preferencji.
Powiadomienia z telefonu w każdym przypadku możemy dokładnie skonfigurować. Ja sam używam tylko powiadomień o połączeniach i SMS. Gdy jadę rowerem, chcę odpocząć, chcę odczuwać wszystko wokoło i nie chcę rozpraszać się setką powiadomień. Jest to problem, gdy ktoś do nas dzwoni czy wysyła informacje, gdy jesteśmy na trudnym fragmencie drogi i część ekranu zostaje przykryta informacjami. Ja używam jeszcze jednej funkcji z powiadomieniami. Często zapominam pić i jeść podczas jazdy na ultra, co jest kluczowe w wyścigach. Często żartujemy, że to nie jest wyścig rowerowy, ale wyścig w „jedzeniu i piciu rozgrywany w głowie”. W każdym liczniku możemy ustawić takie alerty, jednak w Wahoo jest możliwe ustawienie tylko związane z czasem jazdy – podczas wyścigów ustawiłem sobie picie co 30 minut i co 60 jedzenie… Potem przestawiłem na 55 minut jedzenie, bo komunikaty picia i jedzenia się pokrywały. Dodatkowo komunikat sam się nie wyłącza i musimy go kliknąć przyciskiem. Tak można ustawić w Garminie. Jednak najlepiej ma to rozwiązane iGP, bo możemy wybrać aż cztery parametry i teraz mam ustawione, że piję co 30 minut, a jem co 150 zgubionych kcal.
Czujniki zewnętrzne. Wielu kolarzy nie ma potrzeby używania zewnętrznych czujników. Ale dla mnie pierwszym czujnikiem zewnętrznym jest GPS. Do tej pory najlepszy pod tym względem był Garmin, jednak znowu chiński licznik zaskoczył mnie liczbą obsługiwanych systemów. iGP chwali się użyciem szwajcarskiego procesora M10 i obsługą GPS, BeiDou, GLONASS, GALILEO, QZSS. Garmin i najnowszy Wahoo mają podobną listę obsługiwanych systemów, jednak starsze Wahoo było pod tym względem mocno ograniczone, szczególnie gdy jechałem w dosyć gęstych lasach liściastych, traciłem zasięg i możliwość poprawnego nawigowania. Także w przypadku starszych wersji były problemy z poprawnym wyświetlaniem prędkości. To wymusiło na mnie zastosowanie mierników prędkości montowanych na piastę koła. Używam tego rodzajów czujników nawet teraz. Gdy chcemy monitorować zużycie kalorii, potrzebujemy licznika tętna. Wszystkie mają łączność WLAN, Bluetooth®, ANT+. Gdy jeździmy dużo i chcemy być bezpieczni, polecam najlepszy czujnik od Garmina – Varia Radar. Żaden ze znaczących producentów nie ma odpowiednika tego urządzenia. Jednak w tym przypadku wszystkie liczniki, nawet te nie ze stajni Garmina, posiadają obsługę Radaru. Ja używam także czujnika wmontowanego w pomiar mocy, jaką generuję, by kontrolować jazdę i nie „spalić się” na początku wyścigu. Garmin jeszcze ma obsługę lampek rowerowych, jednak po początkowym zainteresowaniu teraz uważam, że jest to zbędny gadżet.
Wgrywanie tras. W Wahoo oraz iGP najprościej to działa. Pobieramy plik .gpx na telefon i otwieramy go w aplikacji Element od Wahoo czy iGPSport. Mapę mamy w systemie i możemy jednym przyciskiem zsynchronizować z licznikiem. Garmin ma z tym problemy. Ja dla swojego spokoju pobieram na telefon plik i wchodzę do systemu Connect przez stronę w Safari. Tam wgrywam jako kurs i z aplikacji synchronizuję. Natrafiłem podczas Gravmageddon na problem z pobraniem trasy, ponieważ zepsuła się mapa w Edge 1040 Solar i dopiero podłączenie przez kabel z laptopa pozwoliło na synchronizację. Być może był to tylko błąd wczesnej wersji, ale miałem taki przypadek. Wahoo, choć chwali się, że u nich wszystko jest proste, ma problem z wielkością i liczbą punktów na trasie. Gdy do Garmina i iGP630 bezproblemowo wgrałem trasę wyścigu 560 km Poland Gravel Race od Przemyśla do Zakopanego, to nawet najnowszy Wahoo Roam v2 nie pozwala jej wgrać, ponieważ za dużo jest tam punktów. To dla mniej doświadczonych osób może być problem. Rozwiązaniem jest podzielenie pliku .gps w zewnętrznym edytorze.
Menu. Garmin Edge 1030 Plus ma starszy wygląd menu, Edge 1040, już w nowej odsłonie, upodabnia go do tego, co mamy w zegarkach. Nie jestem do tego przekonany. Ale faktycznie mamy podgląd naszych parametrów. Wahoo to szczyt minimalizmu. Nie mamy wyboru profili, nie wyświetla się ekran ogólny. Mamy tylko ekrany z danymi i za to wiele osób go chwali. Ja jednak wolę mieć profil, np. Szosa i Gravel – bo w każdym z profili mam inne parametry, które są mi potrzebne na każdym z tych rowerów. iGP jak ma menu początkowe trochę staroświeckie, ale czytelne i proste – 6 ikonek i mamy wszystko, co nam jest potrzebne. W iGP jedynym minusem jest tłumaczenie na język polski niektórych określeń. Ważne, że menu jest w naszym języku, czego brakuje w Wahoo. Szybkość działania w Garminie jest OK, powiedzmy – taki Mercedes – dostojny, jednak szybki, zaś iGP jest jak taki napompowany szybki samochód z Japonii. Za to Wahoo to raczej jakiś SUV lub samochód rodzinny. Jedna uwaga – klawisze sterujące na boku w Wahoo działają ciężej niż w iGP630, co wpływa na takie odczucia.
Ważna jest możliwość dzielenia się swoimi osiągnieciami, treningami z trenerami czy ze znajomymi. Każdy z liczników synchronizuje się ze Stravą i TrainingPeaks. Każdy z liczników obsługuje segmenty Stravy, na których możemy się ścigać. Garmin jednak dzięki systemowi budowanemu od wielu lat ma najlepiej i najwięcej możliwości podłączenia do zewnętrznych aplikacji. Wahoo, jako producent świetnych trenażerów rowerowych, też ma całkiem dużą możliwość synchronizacji. W przypadku każdego urządzenia istnieje możliwość tradycyjnej metody eksportu i importu plików .gpx czy .fix.
Ostatnią kwestią jest cena. Urządzenia nie są tanie. I tak Garmin Edge 1040 Solar kosztuje ponad 3 tys. zł. Wersja bez opcji solarnej około 2,5 tys. zł. Starszy licznik Garmin Edge 1030 Plus w polskich sklepach to wydatek około 2,3 tys. zł. Garmin to najdroższe modele liczników. Oczywiście Garmin w swojej ofercie ma też tańsze i mniejsze urządzania, które już kiedyś w iMagazine opisywałem. Wahoo Element Roam v2 sam kupiłem za 1,8 tys. zł, a starszy Wahoo Element Roam nabyłem w cenie około 1,5 tys. zł, gdy był w promocji. Teraz cena może być niższa. Hitem za to dla mnie jest chiński licznik iGPSport iGP630. Licznik ten w Polsce wyceniony jest na kwotę 999 zł. W każdym przypadku jest możliwość zakupu wersji rozszerzonych o czujniki tętna, uchwyty itp. Ceny wtedy są o około 100–200 zł wyższe.
Jakiego ja licznika używam? Od zawsze jeździłem z Garminem, jednak w ubiegłym roku postanowiłem sprawdzić liczniki Wahoo. Kupiłem specjalnie, tylko by opisać ten licznik. Przejechałem z nim cztery wyścigi. Podoba mi się mimo wielu wad w porównaniu do Garmina. I gdy wyszła wersja druga, też ją kupiłem, by sprawdzić, czy usunięto to, co mnie w nim irytowało. Użytkowanie Wahoo – może to tylko poszukiwanie czegoś innego. Licznika iGP630 używam od kilku miesięcy podczas jazd treningowych. Jestem nim zauroczony. Zobaczyłem go u jednego z zawodników i zaciekawił mnie, dlatego skontaktowałem się z Trezado. Chciałem go tylko zobaczyć na kilka dni przed zakupem. Liczniki tej klasy nie zawsze są potrzebne każdemu. Do roweru miejskiego pewnie wystarczy zegarek sportowy lub telefon. Jeśli jednak pokonujesz więcej kilometrów, chcesz wiedzieć, jak jeździsz, gdzie jeździsz lub jeździć po określonej trasie i tym się dzielić ze znajomymi, to prosty licznik już nie wystarczy. Te liczniki to topowe modele. Można znaleźć prostsze i tańsze, jeśli jednak chcemy trenować, jeździć długie, nawet kilkudniowe trasy, to polecam właśnie takie liczniki.
Jeśli mamy mniejszy budżet lub jesteśmy świadomi co do wykorzystywania możliwości i nie jesteśmy przywiązani do określonej marki, to odkryciem jest dla mnie iGP630. W ciągu następnego roku na kilku zawodach będzie to mój podstawowy model, a zaczynam już w kwietniu takim sprintem ultra na 260 km.