Przerażający Apple Event
Podczas ostatniego Apple Event kilka razy zadawałem sobie jedno pytanie: „Dlaczego?”. Nie będzie to tekst o tym, że #AppleSięKończy, ale raczej o zmianach, które widać gołym okiem i które dla mnie osobiście są smutne. Zacznę od skąpanego w czarnych chmurach logo Apple rozpoczynającego konferencję o 1:00 w nocy, 31 października 2023 r.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 12/2023
Niewidoczny ekosystem kontra marketing
To, czego Apple nie da się odebrać, to fakt, że firma z Cupertino stworzyła najbardziej rozbudowany ekosystem usług i sprzętu w historii. Ekosystem oparty na całkowitej kontroli procesu projektowania, produkcji i działania każdego kawałka elektroniki, który sygnuje swoim nadgryzionym logo. Od lat przecież piszemy i mówimy o synergii software’u z hardware’em i tego Apple nikt nie odbierze. Ba, nikt szybko nie doskoczy do poziomu, który firma założona przez dwóch Steve’ów wyznaczyła dla całego rynku. Apple ma się czym chwalić, bo „magia”, o której mówimy przy okazji tak błahych procesów, jak, weźmy na to, parowanie słuchawek – nie jest żadną magią, a wynikiem pracy najlepszych inżynierów i projektantów. Przede wszystkim jednak jest wynikiem DNA firmy, w którym na jednym z czołowych miejsc jest potrzeba zmiany status quo.
To na tej potrzebie Apple opiera swój cały marketing, pokazując, jak ich produkty zmieniają pracę i życie twórców, ale przede wszystkim – zwykłych-niezwykłych ludzi. Wyjątkiem od tej reguły był film otwarcia ostatniego Apple Event, na którym zobaczyliśmy nowe MacBooki Pro i rodzinę procesorów Apple M3. Dlaczego „wyjątkiem”?
Nie mam bladego pojęcia, dlaczego ktoś zapomniał w Apple, za co je kochamy i zamiast storytellingowego klipu pokazującego prawdziwe życie, zafundowano nam wyreżyserowany do granic absurdu materiał reklamowy, w którym liczba umieszczonych instrumentów muzycznych jest wprost proporcjonalna do osób wyglądających, jakby wygenerowała ich generatywna sztuczna inteligencja, a fundamentem tego wszystkiego jest wielki napis: „Kup nowego Maca, bo jest najlepszy”. Nie dlatego kupujemy Maki i nie tego chcemy w przekazie Apple. Spójrz na dwa klipy otwierające konferencje produktowe Apple sprzed kilku lat:
Co jest ich wspólnym mianownikiem? Człowiek. Człowiek jest tam w centrum, pomimo tego, że otaczają go komputery Mac. Jego pasja. Praca. Nauka. Trud codzienności, który łagodzi ekosystem Apple (np. w kontekście osób z niepełnosprawnościami). Człowiek, dla którego Apple tworzy produkty.
A teraz spójrz na ostatni klip, którym Apple otworzyło konferencję 31 października.
Zamiast surowości i minimalizmu, który mówi więcej niż efekty specjalne, dostaliśmy hollywoodzki pastisz. I tak należy o tym mówić. Byłem skrajnie rozczarowany tym, jaki kierunek obrało Apple w tym przypadku. Całość konferencji przypominała jedną wielką reklamę i niestety tak jest od czasów, w których firma przeszła na model offline, realizując te spoty dużo wcześniej, a nie prezentując nowości na żywo.
It Already Does That
To tytuł reklamy Apple Watch Series 6, która była w kontekście psychologii sprzedaży tym samym, co Apple próbowało zrobić w październiku tego roku. Profesjonalna realizacja i powracające stwierdzenie „To jest już zrobione”, w kontekście fantazjowania nad przyszłymi-teraźniejszymi funkcjami elektroniki użytkowej.
Tylko zauważ, że całość jest skupiona wokół tego jednego pytania. Nie wytracą naszej uwagi milionem efektownych przejść ani reklamą Messiego zaraz po scenie w laboratorium biochemicznym. Prowadzą uwagę widza, a potem konsumenta, od A do Z. Od świata bez Apple do lepszego świata z ich produktami. Czujemy, że chodzi o sprzedaż, ale nie razi nas to, ponieważ w tle stoi ciekawa opowieść.
Tymczasem nie zdziwię się, jeśli w czerwcu, WWDC 2024 otworzy klip reklamowy, w którym programistami będzie gang fistaszków.
Wielka szkoda, Apple.