Mastodon

Survival Guide – zdążyć przed końcem świata

1
Dodane: 12 lat temu

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 7-8/2012

Podobno, w gwatemalskiej świątyni w La Corona odkryto inskrypcje potwierdzające, że koniec świata nastąpi jednak w tym roku. Najwyższy czas zatem, odpowiednio się do niego przygotować. Dwa miesiące wakacji to świetny moment, by zgromadzić zapasy, spakować plecak i przygotować się na nadejście ostatecznej zagłady.

Gwałtowne burze, zmiana klimatu, tornada, tsunami i wybuchy wulkanów. Trudno powiedzieć, co spowoduje koniec świata – ludzka głupota czy naturalna katastrofa. Tak czy inaczej, bez względu na podstawowy czynnik, o ile ziemia nie rozpadnie się w proch, ktoś przetrwa. Niewielkie kolonie pozbawione nowoczesnych zdobyczy techniki, pojedyncze rodziny, samotni wędrowcy. Tak naprawdę, nie trzeba nam wiele – wystarczy, żeby… z gniazdek zniknął prąd.

Zastanawialiście się kiedyś, do jakiego stopnia nasza nowoczesna cywilizacja jest zależna od elektryczności? Z pewnością, przypominają nam o tym krótkie przerwy w dostępie prądu. Gdzieś zrywa linię i na godzinę czy dwie, zapada ciemność. To jedna z nielicznych okazji, gdy sąsiedzi otwierają drzwi swoich mieszkań i spotykają się na klatce lub na ulicy, wymieniając gorączkowe informacje. Bo nie ma światła, telewizor nie działa i z szuflady trzeba wyciągnąć dawno zapomniane świece i zapałki.

Taka sytuacja nie budzi niczyjego niepokoju. Wiadomo bowiem, że w ciągu kilku godzin linia zostanie naprawiona i wszystko wróci do normy. Co jednak, jeśli sytuacja okaże się globalna i bez szans na naprawę? Czy poradzimy sobie w takiej rzeczywistości?

Bez pieniędzy, paliwa i komputerów

Na pierwszy rzut oka, nic takiego. Po prostu nie ma prądu. Po głębszym przyjrzeniu się sprawie – absolutny i ostateczny koniec cywilizacji. Elektryczność, tak oczywista w naszych czasach, jest bowiem wszędzie.

Ot, taka prosta sprawa, jak zakupy. Żeby nabyć podstawowe artykuły, potrzebujemy pieniędzy. Pieniądze znajdują się na wirtualnym, bankowym koncie i aby z nich korzystać, musimy udać się do bankomatu lub użyć karty. Teoretycznie mamy, praktycznie – bez prądu nie dostaniemy się zdeponowanych środków. A nawet jeśli trzymamy je pod poduszką, to przecież kasy już dawno przestały być analogowe, więc sklepy zastaniemy zabite deskami. Zgromadzona w nich żywność szybko się wyczerpie, zwłaszcza, że nie działają lodówki i zamrażarki. Ale to jeszcze nie wszystko. Ustaje komunikacja, bo samochody będą jeździć tak długo, na jak długo wystarczy im benzyny w baku. Przecież dystrybutory paliwa na stacjach również potrzebują prądu. Z pieniędzmi czy bez nich – jesteśmy uziemieni. Nie jeżdżą pociągi, nie latają samoloty – pozostają nam własne nogi i rowery.

We wszystkich sprawach polegamy na Internecie. Jak bardzo? Za bardzo! Google już dawno stał się synonimem wielkiej, internetowej wyroczni encyklopedycznej. Internet dostarcza bieżącej informacji, wiedzy, służy komunikacji. Nie działa jednak bez dostępu do elektryczności. Zostajemy więc ślepi i głusi, z tą wiedzą, która mieści się w naszych głowach. Nowoczesne gadżety  – iPhone’y, iPady i komputery stają się nagle zupełnie bezużyteczne. I okazuje się, że najlepiej przystosowani do przetrwania są ci ludzie, którzy nie powierzyli swojego życia wszechobecnej technice.

Na własnym grzbiecie

Jeśli próbowaliście kiedyś survivalu lub chociażby wybraliście się na obóz wędrowny w górach, macie pojęcie o tym, jak należy się przygotować. Zasada jest prosta – wszystko, czego potrzebujesz do przeżycia musisz mieć w plecaku, zaś plecak musi ważyć tyle, byś mógł się z nim swobodnie poruszać. Przygotowanym trzeba być na każdą okoliczność – ciepło i zimno, wiatr i deszcz, a nawet nocowanie pod chmurką. Aktualna moda i trendy mają tu niewielkie znaczenie – duże ma natomiast zdolność do logicznego myślenia i przewidywania, a to weryfikuje się dość szybko. Skupimy się więc na tym, jak skompletować konieczny ekwipunek, pożywienie i wodę, zadbamy również o te elementy nowoczesnej technologii, z których możemy skorzystać w warunkach polowych.

Najbliższa ciału koszula

Przebywając w trudnych warunkach szybko okazuje się, że nie ilość jest ważna, ale jakość. Tu nie sprawdzą się tanie, chińskie podkoszulki i klejone buty. Wybierając survivalowy ekwipunek, koniecznie musimy skupić się na przydatności i uniwersalności jego elementów. Zaopatrzyć się więc musimy w porządne, szyte buty za kostkę, które uchronią nas przed skręceniami i zwichnięciami. Najlepiej dwie pary, jeśli aktualnie noszoną zdarzy się nam zamoczyć w rwącym nurcie strumienia. Przemoknięte buty to zaproszenie dla choroby, a chory człowiek ma marne szanse na przetrwanie w starciu z naturą.

Następnym elementem będą spodnie – również sztuk dwie. Tu najlepiej sprawdzą się porządne wojskowe „bojówki” – nie ze względu na modny wygląd i krój, tylko praktyczność. Nie wybieramy ciuchów „bojówkopodobnych” – chodzi o jakość wykonania i trwałość.  Do tego ciepła kurtka – może być wojskowa, lub sportowa, plus odpowiednie zabezpieczenie przed deszczem i wiatrem, w przypadku mniej chłodnej, ale mokrej pogody.

Najlepiej sprawdzają się naturalne podkoszulki i t-shirty – bawełna nie powoduje podrażnień i odparzeń. Wybieramy te z grubej bawełny, szyte podwójnym szwem. Nie zależy nam przecież, na dodatkowych wywietrznikach. To samo odnosi się do „niewymownego” tematu bielizny. Prosty, sportowy krój i naturalne materiały będą odpowiednie. Nie zapominajmy również o spakowaniu zwykłego swetra i ocieplaczy czy kamizelki. Wszystko razem gwarantuje, że będziemy przygotowani na każdą pogodę i każde warunki atmosferyczne.

Ekwipunek mistrza survivalu

Poza ubraniami, w plecaku muszą znaleźć się odpowiednie narzędzia. Przede wszystkim noże, bo bez noża – ani rusz! Najlepiej dwa – duży i mały, przeznaczone do wykonywania różnych czynności. Mały, kieszonkowy, podręczny scyzoryk i sporej wielkości maczeta. Scyzoryka nie kupujemy na bazarze, bo rozleci się w ciągu krótkiej chwili. Przy okazji pamiętamy, że prawo zabrania spacerowania po mieście z ostrymi przedmiotami. Z używaniem ich najlepiej poczekać na nadejście końca świata.

Równie ważna jest możliwość rozpalenia ognia. W survivalowych sklepach możemy zakupić odpowiednie zestawy, jednak nie wszyscy będą potrafili ich używać, bo wymaga to pewnej wprawy, tak samo, jak rozpalanie ogniska przy pomocy dwóch patyczków. Lepiej więc zaopatrzyć się w pudełko zapałek, umieszczone w plastikowym, nieprzemakalnym woreczku lub kilka gazowych zapalniczek. Zarówno jedno, jak i drugie, kiedyś się skończy, zyskujemy jednak trochę czasu, zanim nauczymy się rozpalać ogień przy pomocy krzemieni.

Do bocznych kieszeni plecaka lub spodni, spakować trzeba latarkę (najlepiej taką, która nie wymaga baterii, tylko siły własnych rąk) oraz kompas, który ułatwi nam poruszanie. Pamiętamy przy tym, że kompas w iPhone’ie szybko przestanie działać, gdy skończy się nam bateria, a to następuje, jak wszyscy wiemy, bardzo szybko. Nie wiadomo też, czy satelity nie spadły na ziemię – wtedy wbudowany GPS z zasady przestaje być użyteczny.

Jeśli już o gadżetach mowa – możemy zaopatrzyć się w prostą ładowarkę słoneczną – jeśli uważamy, że będzie z nich jakiś pożytek. Na przykład, jeśli nasz iPad, iPhone czy czytnik, zawiera kilka atlasów roślin jadalnych lub instrukcje budowania szałasów. Jeśli potrzebujemy dostępu do zgromadzonych na nim informacji – ładowarka słoneczna to przedmiot „must be”. Do ładowania przy pomocy nowoczesnych urządzeń nie jest konieczna bezpośrednia operacja słoneczna, więc najwyżej sam proces potrwa nieco dłużej. W sumie, jeśli cywilizacja się skończy, będziemy mieli mnóstwo czasu.

Na koniec, pakujemy metalową menażkę, kubek, butelkę na wodę, sztućce, karimatę i śpiwór. W ten sposób, nasz ekwipunek jest kompletny i możemy czuć się w miarę bezpieczni. Jeśli zostało nam trochę miejsca, dokładamy pled, dla dodatkowej ochrony przed nocnym zimnem.

Woda, pożywienie i leki

Jeśli zauważyliście z powodu braku prądu przestały działać oczyszczalnie ścieków i zakłady wodno-kanalizacyjne. Nie każde ujęcie wody nadaje się więc do wykorzystania zwłaszcza, że tak oczywista rzecz jak kran, staje się bezużytecznym kawałkiem metalu, wbudowanym w ścianę. Jeśli zabieramy ze sobą wodę, to w butelkach. Gorzej, gdy woda się skończy i musimy polegać na naturalnych zasobach. W tym przypadku, o ile nie nastąpiło skażenie chemiczne, używamy deszczówki lub strumienia, nigdy wody stojącej. Wodę nabieramy zawsze w najwyższym, możliwym miejscu, powyżej miejsc, gdzie gromadzą się gnijące liście i inne zanieczyszczenia. W zimie, możemy posiłkować się płatami czystego śniegu – szczególnie zwracamy uwagę na wszelkie ślady obecności zwierząt, które mogą być źródłem groźnych zarazków.

Gromadzimy pożywienie uwodnione. Woda jest zbyt cenna, by marnować ją na dodawanie do jedzenia. Żywność mrożona i chłodzona popsuła się już dawno, pokarmy sypkie, jak suchy ryż i makaron wymagają marnowania zbyt dużych zasobów wody i energii. Pozostają więc puszki, mające długą datę przydatności do spożycia i jadalne rośliny, które możemy spotkać na swojej drodze. Przyda się nam więc zdolność rozpoznawania grzybów i jagód. Zawsze zużywamy najpierw mniej trwałe zapasy, pozostawiając resztę jako racje awaryjne.

Poruszanie się w trudnych warunkach wymaga wiele energii, którą nie zawsze możemy szybko uzupełnić z pożywienia. Dobrze zabrać ze sobą cukier, czekoladę (mniej trwała) lub pastylki glukozy. Świetnym połączeniem jest też glukoza z kofeiną, którą możemy kupić w aptekach. Na filiżankę kawy trudno liczyć w takich warunkach. Jeśli preferujemy środki naturalne, sprawdzą się też tabletki z guaraną (bez słodzika!).

Należy zaopatrzyć się również w apteczkę, zawierającą środki opatrunkowe i dezynfekujące, środki przeciwgorączkowe (aspiryna, paracetamol), przeciwbólowe (ibuprofen) oraz – w końcu szykujemy się na koniec świata – antybiotyki, gdyby zaszła ostateczna konieczność. Nie zaszkodzą też witaminy i suplementy wzmacniające.

Jestem przygotowany?

Mieszczuchy zapewne skorzystają z powyższych porad, jednak mieszkańcy okolic wiejskich muszą czuć się dość bezpiecznie – nic bardziej mylnego! Posiadanie naturalnych zasobów wody i pożywienia może okazać się niebezpieczne. Wyobraźcie sobie bowiem, że macie własne pola, ogródki i szklarnie – w sytuacji zagrożenia, staniecie się pierwszym celem przestraszonych, spanikowanych tłumów. W starciu z katastrofą naturalną, zmieniają się normy społeczne i to, co twoje, staje się nasze – chcesz, czy nie. Pola nie ochroni nawet najwyższy płot!. Warto o tym pamiętać, bo gdy przestaje działać narzucony przez państwo aparat kary, przestają również działać zahamowania, wynikające ze strachu przed konsekwencjami. Człowiek, jak każda inna istota, ma wrodzony instynkt przetrwania. Każdym kosztem i w każdych okolicznościach. Lepiej więc dmuchać na zimne, niż obudzić się z ręką w … temblaku.

There’s an app for that!

Macie jeszcze czas, by zaopatrzyć się w programy, które pomogą Wam przetrwać w trudnych warunkach. O ile oczywiście wcześniej zakupiliście słoneczne ładowarki. Survival jest bardzo popularnym tematem w App Store, więc jest z czego wybierać! Przydadzą się programy, dotyczące udzielania pierwszej pomocy, mapy (offline) oraz atlasy roślin jadalnych. Możecie również wybrać typowo survivalową pozycję, jaką jest na przykład SAS survival guide, który dostarczy wam kompleksowych informacji w każdych warunkach, za jedyne 4,99 Euro. Aplikacja jest dostępna na wszystkie mobilne platformy i systemy. Zawiera atlasy roślin, kompas słoneczny, podręczną listę ekwipunku i wiele więcej. Serdecznie polecam. A jeśli koniec świata jednak nie nastąpi, to możecie ją wykorzystać w czasie wakacyjnych wędrówek i obozów, na campingu lub do czysto rozrywkowych zastosowań. W sumie – wiedza nie boli!

Życzę Wam wszystkim udanych wakacji, bez komputerów i gadżetów. Do przeczytania we wrześniu!

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1

Proponuje również zakup lokalizatora :) A po co, a bo czasem rozbijesz obóz a następnie oddalisz się od niego by znaleźć coś do zjedzenia, po czym zaczynasz się gubić w gąszczu lasu :) Ja niestety już tak mialem i przez 4 godziny szukałem swojego obozu, teraz mam takie cudeńko: http://www.sztucer.pl/i3836_lokalizator_gps_bushnell_backtrack_g2_black_green_360411.html dzięki któremu zawsze wiem, gdzie jest mój obóz :) Gorąco polecam wszystkim osobom korzystającym z dóbr natury :)