Fenomen Apple
Nie ma drugiej takiej firmy jak Apple. Po prostu nie ma i już.
Nie minęło jeszcze pół godziny od rozesłania zaproszeń na imprezę 9.9.2014 a świat już wywrócił się do góry nogami. Pojawiły się nawet oferty sprzedaży (przestarzałych już przecież!) iPhone’ów 5s. Razem ze wszystkimi akcesoriami. Przecież Apple pokaże coś nowego. Co by to nie było, można brać w ciemno i najlepiej dwa – jedno dla siebie, a drugie dla kolegi.
Nabijam się teraz trochę, ale eventy Apple to wydarzenia magiczne. Nic nie budzi większych emocji, no chyba że oblewanie się wiadrem wody z kostkami lodu. Nie, to jednak bez porównania. Przepraszam, miałam już więcej nie żartować.
Chciałam powiedzieć, że teraz dopiero się zacznie. Ten cały fenomen polega na tym, że co by się nie stało, to i tak się zacznie. Bo w przypadku innych firm często kończy się, zanim się jeszcze zaczęło.
Jest też i inny fenomen, również z tej samej paczki: na początku wszyscy hejtują nowe pomysły Apple. Apple zrezygnowało ze stacji dyskietek! Hejt! Apple zabiło Classica! Hejt! Apple przeszło na Intela! Hejt! Apple zrobiło telefon! Hejt! Apple zrobiło iPada! Hejt! Apple zrezygnowało z CD! Hejt! Apple pokaże coś 9. września! Hejt! Hejt! Hejt! Następnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszyscy kupują to znienawidzone urządzenie i na ulicach widać dwie grupy przedmiotów – produkt od Apple i jego liczne podróbki. Jak to? Nie masz nowego iPhone’a?! No przecież wiocha i HEJT!
Cokolwiek Apple pokaże – większy telefon czy opasko-zegarko-podskórny chip na procesorze A10 – zaraz pojawią się głosy niezadowolenia, że to nie takie, jakie ktoś sobie wymarzył. „Ten nowy iPhone jest do kitu, po co oni zrobili taką krowę?! A na marginesie, który jesteś w kolejce a Apple Store w Londynie? Aaaa, jedziesz do Drezna? To do zobaczenia po powrocie!”
A wszystko to dlatego, że Apple rozesłało biało-szarą grafikę z datą i napisem: „Chcielibyśmy móc powiedzieć więcej”. No widział ktoś kiedyś coś takiego?
Ja zapewne też kupię ów tajemniczy produkt/produkty od Apple. Co ja mówię – na pewno kupię. No jasne, że tak. Zaraz potem, jak już zostaną przetestowane, sprawdzone i będą działały jak trzeba, czyli wyjdą z wieku problemów dziecięcych. Jak by na to nie spojrzeć, Apple ma największą pulę beta-testerów na świecie. Na dodatek takich, którzy chcą za możliwość testowania zapłacić spore pieniądze. No powiedzcie sami – która firma może się pochwalić tym samym? Gdyby Apple produkowało leki, wszyscy łykaliby drażetki z błogim uśmiechem na twarzy. Niech to jasny gwint.
Nie zrozumcie mnie źle – ja bardzo kocham produkty Apple. Wszystkie, jak jeden mąż. Natomiast w chwilach takich jak ta, w wirze przedpremierowego entuzjazmu, włącza mi się tryb ironiczno-sarkastyczny. Bo rozumiem ludzi, którzy zawodowo zajmują się produktami Apple. Jak chce się żyć, trzeba być na czasie. Trzeba pojechać, wziąć do ręki, zobaczyć jak leży, opisać. Bo przecież wszyscy będą chcieli o tym przeczytać. Taki zawód. Ale już użytkowników prywatnych, to zupełnie nie rozumiem. ZU telefon ma po to, żeby działał. Jest rzeczą wiadomą, że pierwsza iteracja nowego modelu cierpi zazwyczaj na różne dolegliwości, które poprawiane są w wersji drugiej. Nie lepiej zatem poczekać i zobaczyć, niekoniecznie na własnej skórze, czy te dolegliwości są czymś, z czym da się żyć? Zwłaszcza, że żeby z nimi żyć trzeba będzie najpierw zapłacić kilkaset dolarów/funtów/euro?
Więc ekscytuję się spokojnie i po cichu. Mam nadzieję, że Apple pokaże jednak wearables, zwłaszcza w kontekście współpracy z NIKE i nieukrywanego przywiązania Tima Cooka do fuelbanda. Taki produkt, niekoniecznie zegarek, jest potrzebny. Mam również nadzieję, że pokażą większego iPhone’a, w przeciwieństwie do wielu redakcyjnych kolegów, z wyłączeniem Dominika. Dominikowi przybijam piątkę – większy iPhone jest potrzebny. Mam nadzieję, że wszystkie te urządzenia będą ze sobą współpracowały bezproblemowo, dzięki czemu będziemy mogli zapomnieć o technikaliach i cieszyć się rozbudowanym ekosystemem. Ale z zakupem poczekam, aż nowe rozwiązania zostaną przetestowane i poprawione. Takie podejście nakazuje mi logika i zdrowy rozsądek.
Zostawiając za sobą ironiczno-sarkastyczne komentarze, obserwowanie reakcji tłumów na premiery nowych produktów Apple zawsze sprawia mi dziką przyjemność. Zwłaszcza, że Apple jest mistrzem w ocenianiu rzeczywistych potrzeb użytkowników. Microsoft zmienia systemy jak rękawiczki. Co chwila dzieje się coś, co reklamowane jest jako rewolucja a wychodzi jak zwykle. Apple zaś, jak zwykle dokonuje rewolucji. Drobna, semantyczna różnica. Czasem zastanawiam się nawet, czemu inne firmy zabijają się, żeby wypuścić nowe produkty na rynek zanim zrobi to firma z Cupertino. Przecież wystarczyłoby poczekać i starym zwyczajem skopiować rozwiązanie. Mają kiepskich menadżerów finansowych, te inne firmy. Ot, co.
Jeśli zajmujecie się Apple zawodowo, jedźcie i kupujcie. Przetestujcie dla nas te wszystkie tajemnicze cudeńka, o których Apple chciałoby powiedzieć więcej. Jeśli jesteście użytkownikami prywatnymi – poczekajcie na opinie tych, którzy będą testować – ci ludzie pozwalają Wam oszczędzić na nietrafionych zakupach.
A przede wszystkim – nie sprzedawajcie przed premierą swoich „starych” iPhone’ów. To jest naprawdę passé.
—
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2014
Komentarze: 1
“Apple zaś, jak zwykle dokonuje rewolucji. Drobna, semantyczna różnica. ” Powinno być chyba “ewolucji” tak?