Australia #11: CeBIT i Sydney
W ubiegłym tygodniu ponownie odwiedziłem Sydney – przede wszystkim po to, by pojawić się na australijskiej edycji technologicznych targów CeBIT, ale również dla chwilowej zmiany otoczenia i ostatniego w tym roku powrotu do kilku ulubionych punktów tego miasta.
Vlog z wypadu do Sydney:
https://www.youtube.com/watch?v=OP_bqVnPkco
Wyjazd do stolicy Nowej Południowej Walii był dosyć spontaniczny. Chociaż już kilka miesięcy temu otrzymałem akredytację prasową na konferencję CeBIT, to przez natłok obowiązków w Brisbane do ostatniej chwili nie widziałem, czy będę w stanie wziąć w niej udział. Decyzję podjąłem dopiero kilkanaście godzin przed wylotem – dzięki milom zebranym za podróże liniami Emirates mogłem z tak małym wyprzedzeniem zarezerwować bilet-nagrodę u partnerskich linii Qantas. Podróż w obie strony kosztowała mnie 16,000 mil oraz kilkanaście dolarów podatku. Warto zaznaczyć, że była to standardowa stawka – taka sama w przypadku rezerwacji dokonanej dzień, jak i tydzień czy miesiąc przed lotem. Według ogólnej zasady bilet kupiony w ostatniej chwili za gotówkę będzie bardzo drogi, z kolei ten kupiony za mile – często będzie kosztował dokładnie tyle samo.
Poranny, dziewięćdziesięciominutowy lot z Brisbane do Sydney upłynął szybko i przyjemnie. Było to zasługą znakomitej pogody, która sprzyjała fotografowaniu, ale również świetnej obsługi na pokładzie samolotu linii Qantas. O ile latając tradycyjnymi przewoźnikami europejskimi czasem ciężko jest mi odróżnić ich od tanich linii, o tyle w Australii różnice te są bardziej widoczne. Załoga Qantas sprawiała bowiem niezwykle profesjonalne wrażenie, podczas lotu oferowane były przekąski i napoje, a w zagłówkach siedzeń wbudowano ekrany systemu rozrywki znanego z większych, dalekodystansowych samolotów. Dokładając do tego odprawę w oddzielnej, ładniejszej części terminala oraz darmowe 30 kilogramów bagażu rejestrowanego, produkt oferowany na trasach krajowych Qantas stoi na naprawdę wysokim poziomie. Niestety, o ile nie podróżujemy za mile, to za te udogodnienia przyjdzie nam słono zapłacić – bilety na loty wewnątrz Australii kosztują nawet 2-3 razy więcej niż u tanich linii Jetstar lub Tigerair.
Po lądowaniu w Sydney miałem okazję po raz pierwszy skorzystać z kolejki łączącej lotnisko z centrum miasta. Rozwiązanie to jest niezwykle wygodne, gdyż cała podróż trwa zaledwie 15 minut. Niestety, cena biletu, chociaż normalna jak na warunki australijskie, jest dosyć wysoka – 18 dolarów za przejazd w jedną stronę. Warto pamiętać, że podróżując w dwie lub więcej osób bardziej będzie się opłacało zamówić Ubera – taka podróż to koszt około 30 dolarów. Do centrum dotarłem wczesnym popołudniem, dlatego od razu po zameldowaniu w hotelu zlokalizowanym w starej dzielnicy Pyrmont udałem się do International Convention Centre w rejonie Darling Harbour, gdzie odbywały się targi CeBIT.
Australijska edycja konferencji CeBIT to największe wydarzenie adresowane relacjom B2B w rejonie Azji i Pacyfiku, które przyciągnęło w tym roku ponad 15,000 uczestników oraz kilkuset wystawców. Trzydniowe targi łączą w sobie osiem konferencji, których tematem są między innymi rozwiązania w chmurze, fintech, big data i cyfrowego bezpieczeństwa. Towarzyszył im szereg mniejszych wydarzeń adresowanych do startupów prezentujących swoje pomysły, a także seria paneli i przemówień znanych postaci z branży IT, nowych technologii, ekonomii i polityki. Wśród zaproszonych gości znalazły się takie postaci jak Eugene Kaspersky, CEO Kaspersky Lab, Greg Williams z magazynu WIRED czy Dennis Andrucyk z NASA. Chociaż targi znacząco odbiegały skalą od relacjonowanej przeze mnie konferencji Web Summit, to dobór uczestników paneli i prezentacji okazał się niezwykle interesujący – szczególnie w części poświęconej trendom na rynku telekomunikacji, innowacjom dzięki sztucznej inteligencji, czy rozwiązaniom w chmurze.
Oprócz udziału w targach, krótka wizyta w Sydney była także doskonałą okazją do odwiedzenia kilku moich ulubionych punktów miasta. Jeżeli chodzi o atrakcje, są to przede wszystkim okolice Opery oraz terminala promowego, z których roztacza się znakomity widok na finansowe centrum miasta oraz zatokę, wjazd na kultową szpilkę, czyli punkt obserwacyjny Sydney Tower, ogrody botaniczne, a także zabytkowe rejony The Rocks. Podczas spaceru przez centrum warto zahaczyć o Gumption – niewielką kawiarnię w pięknym pasażu Pitt Street Mall serwującą doskonałej jakości kawę, a także Menya Noodle Bar – odkryty dopiero podczas tej wizyty lokal ze znakomitymi przysmakami kuchni japońskiej (polecam Shoyu Ramen).
Podsumowując, wypad do Sydney należał do mojego ulubionego typu podróży – krótkich, ale bardzo produktywnych, podczas których w ograniczonym czasie udaje się odwiedzić wiele różnych miejsc. Chociaż uwielbiam poznawać nowe miasta, to ponowne wizyty w dobrze znanych zakątkach świata również sprawiają mi ogromną przyjemność – szczególnie tam, gdzie znalazłem już swoje ulubione miejsca i atrakcje, a mimo to za każdym razem odkrywam coś nowego. W tę definicję idealnie wpisuje się Sydney, do którego na pewno wrócę jeszcze wielokrotnie, chociaż na kolejną wizytę przyjdzie mi teraz poczekać co najmniej kilka miesięcy.
Więcej zdjęć z Australii znajdziecie na Twitterze, a poprzednie artykuły – tutaj.