Jednozadaniowość wielozadaniowa
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 02/2014
Ostatnio wiele czasu spędzam z iPadem. MacBooka otwieram wyłącznie wtedy, kiedy muszę usiąść do poważnej pracy.
iPad zmusza do iście buddyjskiej jednozadaniowości.
W zasadzie stało się to przypadkiem. Przy okazji czyszczenia i update’owania sprzętu postanowiłam pobawić się trochę iPadem. Instalowanie i wyrzucanie niepotrzebnych programów zajęło mi wystarczająco dużo czasu, żeby zauważyć, że było to wyjątkowo spokojne popołudnie. Bo na komputerze ciągle coś się dzieje. A jeśli nic się nie dzieje, to można się szybko postarać, żeby coś się działo, odwiedzając na przykład sieci społecznościowe. Oczywiście można to samo zrobić na iPadzie, ale… No właśnie. Żeby to zrobić, trzeba porzucić to, co robimy w danym momencie i otworzyć nową aplikację. Na komputerze robimy to w sposób naturalny, otwierając kolejne okienko, których na desktopie zmieści się wiele. iPad zmusza do iście buddyjskiej jednozadaniowości. Robisz albo to, albo co innego. I taka postać rzeczy przynosi prawdziwą ulgę.
Ale im bardziej się rozpraszamy, tym trudniej nam stosować się do zasad GTD.
Odkąd pamiętam, wszystko kręciło się wokół dążenia do coraz większej wielozadaniowości. Im więcej programów możemy uruchomić w tym samym czasie, tym lepiej. Dwa, trzy? Tyle możemy obsługiwać bez zbytniej utraty koncentracji. Ale im bardziej się rozpraszamy, tym trudniej nam stosować się do zasad GTD. W końcu czujemy się osaczeni koniecznością kontrolowania wszystkich procesów i praca na komputerze, zamiast przynosić radość, staje się nieprzyjemną koniecznością. Trzymamy stado srok za ogon i trudno się zdecydować, którą zająć się najpierw. Zwłaszcza kiedy czeka na nas sporo różnorodnej pracy.
Jego jednozadaniowość pozwala nam osiągnąć zaawansowany poziom personalnej wielozadaniowości
iPad zdecydowanie pomaga nam w skoncentrowaniu się na tym, co akurat robimy. Przy odpowiednich ustawieniach nie docierają do nas rozpraszające powiadomienia i informacje, który mogłyby odciągnąć nas od aktualnie wykonywanego zadania. I paradoksalnie jego jednozadaniowość pozwala nam osiągnąć zaawansowany poziom personalnej wielozadaniowości. Możemy ukończyć więcej czynności w krótszym czasie i lepiej zaplanować swoją pracę. Właśnie dzięki temu, że wykonujemy naraz tylko jedno zadanie, a tym samym koncentrujemy na nim swoją uwagę.
Dla przykładu – jeśli czytamy książkę i robimy w niej notatki, to mamy ją otwartą na pełnym ekranie. Nie kusi nas podejrzenie szybciutko, czym dzielą się akurat nasi znajomi w sieciach społecznościowych. Po prostu czytamy tak, jakby reszta programów wcale nie istniała.
Trochę gorzej jest z pisaniem, do którego w dalszym ciągu iPada nie polecam, przede wszystkim ze względu na brak odpowiednich programów prawidłowo obsługujących język polski. Ale z resztą czynności możemy sobie poradzić doskonale. Sprawdzanie poczty i odpisywanie na iPadzie jest prawdziwą przyjemnością. Nie musimy w tym celu taszczyć ze sobą laptopa. Kiedy bierzemy iPada do ręki, zajmujemy się tylko mailami i odpisywaniem na nie, nie zaś przeglądaniem drugim okiem newsów i portali informacyjnych. Na iPadzie świetnie sprawuje się Mailbox, zwłaszcza od chwili, gdy udostępniono możliwość dodawania nie tylko kont iCloud, ale również Gmaila i Yahoo. Na początku zniechęciłam się do niego, czytając niepochlebne opinie, jednak teraz nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego. Inbox zero – to mówi wszystko za siebie.
Na początku, korzystając z iPada, miałam nieprzyjemną świadomość, że coś mi umyka. Że odcięcie internetowego szumu sprawi, że coś przeoczę albo o czymś zapomnę. Nic takiego się jednak nie stało. Oczywiście zdarzyło mi się kilkakrotnie, że na maile odpowiadałam z opóźnieniem, bo skoncentrowałam się na robieniu czegoś zupełnie innego. Ale muszę przyznać, że mojej pracy wyszło to tylko na dobre. Na tyle, że zastanawiałam się nawet, czy na czas pracy nie odłączać MacBooka od sieci. Internetowej, oczywiście. Na szczęście przypomniałam sobie, że istnieje w Wordzie wyjątkowo piękny tryb pełnoekranowy i zaczęłam go ponownie używać. Drewniane biurko przesłaniające cały ekran podziałało prawie tak samo dobrze jak używanie iPada.
Postanowiłam więc zastosować prosty podział obowiązków pomiędzy moimi sprzętami.
Postanowiłam więc zastosować prosty podział obowiązków pomiędzy moimi sprzętami. MacBook został zaprzęgnięty do pracy i pracy tylko i wyłącznie. iPad przejął resztę obowiązków. Powiadomienia od większości aplikacji zostały wyłączone, ograniczyłam też liczbę zainstalowanych na nim aplikacji, zostawiając tylko te, których naprawdę używam. Resztę w razie potrzeby zawsze można ściągnąć z iClouda. Powiadomienia i komunikację ze światem utrzymuje iPhone, który stał się centrum przesyłowym. I nagle okazało się, że wszystko stało się dużo prostsze. A jeśli ktoś będzie chciał się ze mną pilnie skontaktować, zawsze pozostaje iMessage i pewność, że jeśli jakaś wiadomość dotrze do mnie tą drogą, będzie warta poświęconego jej czasu.
Efektem ubocznym takiego postępowania okazało się to, że oglądanie biurka komputera stało się czynnością zbędną. A iPada wkładam do torebki i udaje się ze mną wszędzie tam, gdzie się wybieram. Nie wspominając już o tym, że waży niewiele i można na nim pracować godzinami. Dodatkowy bonus z upraszczania setupu.
Paradoksalnie do tej pory większość czasu spędzałam na rozwijaniu mojego stanowiska pracy. Teraz nieskrywaną przyjemność sprawia mi jego upraszczanie i dobieranie właściwych aplikacji. Jednej do każdego wykonywanego zadania. Nie tylko na iPadzie, ale również na starym, wysłużonym MacBooku. I jak tak dalej pójdzie, to będzie mi służył jeszcze długo, głównie jako maszyna do pisania.
Uprzątnięcie całego bałaganu to bardzo satysfakcjonująca czynność – porównywalna do otwierania nowiutkiego komputera, prosto z Apple Store. I to czynność, którą wszyscy możemy się cieszyć, nawet jeśli nie stać nas na nowy sprzęt. Sprawia, że stajemy się bardziej skoncentrowani i robimy to, co faktycznie mamy do zrobienia. A jeśli, podobnie jak ja, w wyniku przesiadki nie odwiedzicie sieci społecznościowych przez tydzień, to tylko lepiej dla Was. Świat się od tego nie zawali.
Serdecznie zachęcam Was do pobawienia się swoimi setupami i przyjrzenia się im krytycznym okiem. Może się okazać, że stosując kilka prostych tricków, staniecie się wielozadaniowi. Przy wykorzystaniu jednozadaniowości, oczywiście.
Komentarze: 1
Zdradzasz z jakich aplikacji korzystasz na iOS?