Mastodon

Małe fetysze

1
Dodane: 10 lat temu

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 05/2014

Miejsce pracy to swego rodzaju sanktuarium. Zmieniając je, zmniejszamy lub zwiększamy swój kreatywny potencjał.

Zawsze marzyłam o zaprzyjaźnionej knajpce.

Zawsze marzyłam o zaprzyjaźnionej knajpce. Niewielkiej, z podłą kawą i drewnianymi ścianami. Takiej, do której przychodzisz, zaszywasz się w kącie i nikt nie napada cię co pięć minut, żeby zapytać, czy składasz zamówienie, czy też tylko bezproduktywnie zajmujesz krzesło. Siadasz więc przy swoim stoliku, wyjmujesz komputer i dłubiesz, co tam masz do wydłubania. Albo nic nie robisz. I nikt nie zwraca na ciebie uwagi.

Zupełnie inaczej pisze się w sieciowej kafejce, o dużych, przeszklonych oknach. Wszędzie dookoła gwar, na stoliku papierowy kubek z flamastrem wypisanym imieniem. W sam raz dla yuppies, tworzących kolorowe prezentacje i śniących o wspinaniu się po szczeblach korporacyjnej kariery.

A skoro już o korporacji mowa, to warto wspomnieć jeszcze o klaustrofobicznych corpoboksach – szarych, jednoosobowych pudełkach, w których najlepiej tworzą się nudne zestawienia danych i marketingowe raporty.

Niektórzy lubią pracować w ogrodzie, ale mnie to się nigdy nie udaje. Atmosfery ogrodowej nigdy nie umiałam dopasować do konkretnego tematu – może gdybym pisała o sielskich, wiejskich klimatach. Tym, którzy potrafią nie obserwować, jak trawa rośnie, składam gratulacje.

Jest taka teoria, że profesjonalista nie potrzebuje niczego – ani weny, ani natchnienia, ani konkretnego miejsca. Taki jest „przeprofesjonalny”, że robotę odwali na kawałku papieru, ściśnięty w wagoniku warszawskiego metra. Guzik prawda! Większość kreatywnych twórców ma swoje małe fetysze, bez których trudno im zmusić się do pracy.

Część autorów może pisać tylko w domu, inni – tylko poza domem. Jedna z autorek, o której kiedyś czytałam, do pisania zakładała szpilki, nawet jeśli właśnie siedziała w piżamie. Popularne są też konkretne kubki i napoje – chyba najbardziej oczywiste pomoce kreatywne.

Jedni muszą pisać w miejscu, które jest posprzątane i zorganizowane. Drugim potrzebne jest biurko, na którym nie ma nic innego poza kartką papieru lub komputerem.

No i oczywiście stanowiska pracy domowej. Jedni muszą pisać w miejscu, które jest posprzątane i zorganizowane. Drugim potrzebne jest biurko, na którym nie ma nic innego poza kartką papieru lub komputerem. Jeszcze inni nie mogą obyć się bez kreatywnego bałaganu. Są tacy, którzy potrafią odciąć się od odgłosów codziennego życia, inni oczekują sterylnej ciszy. Przy okazji pora dnia też ma znaczenie. O ile pamiętam, jeden z najbardziej znanych felietonistów makowych – Kuba Tatarkiewicz – pisywał felietony rano, a następnie, przed wysłaniem ich do redakcji, przekazywał do przeczytania swojej żonie. I taką rutynę stosował przez kilkadziesiąt lat.

Wszyscy mamy swoje małe fetysze. Do niedawna, kiedy czekało na mnie większe wyzwanie, w ramach przygotowań kręciłam włosy i zakładałam buty na wysokim obcasie. To był strój „na wojnę”, zupełnie jak w „Ojcu chrzestnym”.

Istnieje duża tradycja pokazywania nie tylko tapet i pulpitów, ale również setupów komputerowych, biurek i niekonwencjonalnych rozwiązań. Jednym z największych makowych serwisów, którego sukcesu (ani też spektakularnego upadku) nikomu chyba nie udało się powtórzyć, był SpyMac. W zamieszczanych tam zdjęciach można się było zagubić na wiele godzin, szukając inspiracji i marząc o własnym idealnym setupie.

Nie wydaje mi się, żeby drobne fetysze były syndromem braku profesjonalizmu.

Wracając jednak do miejsc, w których tworzymy. Nie wydaje mi się, żeby drobne fetysze były syndromem braku profesjonalizmu. Strefa twórcza to strefa komfortu, w której powinniśmy się czuć dobrze. Jeśli więc czujemy się dobrze w szlafroku i szpilkach, z wielkim kubkiem w dłoniach, szczęśliwym długopisem i wielkim pluszowym misiem, to moim skromnym zdaniem – nikomu nic do tego!

Trzeba tylko pamiętać, że jeśli określona przestrzeń zajmowana jest przez więcej niż jedną osobę, zarówno w domu, jak i w pracy, to musimy jednak spróbować ograniczyć nasze kreatywne zapędy tak, by inni też mogli czuć się w niej swobodnie. Sterta „rzeczy do zrobienia” w salonie nie zawsze musi odpowiadać drugiej połowie zwłaszcza wtedy, gdy zaczyna już zapuszczać korzenie i istnieje podejrzenie, że gdzieś pomiędzy kupkami dokumentów wyrasta nowa, całkowicie nieznana forma życia.

Ja jednak ciągle marzę o tej knajpie, w której można stać się stałą częścią wyposażenia.

Ja jednak ciągle marzę o tej knajpie, w której można stać się stałą częścią wyposażenia. Cóż, zapewne realia takiego układu byłyby dużo mniej przyjemne niż świat wyobrażony. Na przykład mój były chłopak uważał, że pisanie odbywa się jak w filmie „Miłość, szmaragd i krokodyl”, kiedy autorka zamyka się gdzieś w pokoju, siedzi przed komputerem, łzy ciekną jej po twarzy, a wokół walają się zasmarkane chusteczki higieniczne. Serio? Aż tak romantycznie?

Gdziekolwiek lubicie pracować, postarajcie się, żeby było to Wasze miejsce – bez względu na to, co tworzycie.

Gdziekolwiek lubicie pracować, postarajcie się, żeby było to Wasze miejsce – bez względu na to, co tworzycie. Linijki kodu, wpisy blogowe, ilustracje, projekty przestrzenne – w dzisiejszych czasach większość użytkowników komputerów coś wytwarza. Jeśli pracujecie w typowym, biurowym środowisku, w nawet najbardziej rygorystycznej firmie znajdzie się miejsce na własny kubek, byle nie z napisem: „Mój szef jest idiotą!”. Sami rozumiecie – istnieją granice wolności i indywidualności.

Ja, w oczekiwaniu na ową idealną knajpę, dzielę swoją przestrzeń kreatywną z pluszową sową, czarnym kotem i nadpobudliwym huskym. I po cichu przyznaję, że to działa, mimo że co jakiś czas żywa część inwentarza ładuje mi ogon prosto w twarz albo natarczywie dopomina się o swoje prawa.

Ale za to zimą świetnie grzeje w stopy. Taki układ, proszę państwa. Taki układ.

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1