Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Twoja muzyka vs argumentum ad store

Twoja muzyka vs argumentum ad store

0
Dodane: 9 lat temu

Od premiery Apple Music – usługi streamingowej rodem z Cupertino, minęły dwa miesiące. Przez ten czas pojawiło się kilka mniej lub bardziej uzasadnionych zarzutów pod jej adresem, ale wszystkie one mają wspólny mianownik. Jest nim zdziwienie (głównie Youtuberów) faktem dużej integracji sklepu iTunes Store z Apple Music i zamknięcia tych dwóch źródeł muzyki w jednej aplikacji na OS X. Mówi się, że jest nieczytelnie, że się miesza, że trudno cokolwiek znaleźć. Wszyscy oczekiwali chyba kopii Spotify, a dostali coś innego. I bardzo dobrze, choć to „inne” miejscami bywa niedoskonałe.

iTunes Store – rewolucja rynku sprzed lat

Od czasu, gdy 28 kwietnia 2003 roku, Apple zaprezentowało światu iTunes Music Store (potem nazwę skrócono) minęło dwanaście lat. Przez ten czas Apple zmieniło nie tylko nasze postrzeganie kupowania muzyki, ale przede wszystkim całą filozofię globalnego rynku muzycznego. To jednak wiemy. Skupmy się na trzech aspektach, które pozwoliły odnieść iTunes sukces. Były to moim zdaniem: natychmiastowość – muzykę mogliśmy kupić jednym kliknięciem, spójność – wszystkie, zakupione albumy trafiały do naszej biblioteki i były ładnie prezentowane; posiadały okładki; sprawiały wrażenie prawdziwej półki z muzyką, cena – pojedyncze utwory były tak tanie, że nie opłacało się ich pozyskiwać nielegalnie; szkoda było czasu.

Do dziś natychmiastowy dostęp do największej na świecie bazy muzyki, integracja iTunes oraz cena są motorem napędowym Apple na rynku muzycznym. Argumentem, który w ostatnim miesiącu spotykałem w Sieci, jest wypominanie Apple, że wchodzi na rynek usług streamingowych jako ostatnie. Owszem, ponieważ nie musiało tego robić wcześniej. iTunes zapewniał i jeszcze długo będzie zapewniał zyski nieporównywalnie większe, niżeli jakikolwiek serwis muzyki na żądanie. Ten model wykreowało Apple i nadal to ono czerpie z niego największe korzyści.

Twoja muzyka

Podczas, gdy inni nagrywali swoje odcinki, w których żelaznym argumentum ad store była zbytnia integracja Apple Music z iTunes Store, dla mnie to była pierwsza rzecz, którą „pokochałem” w nowej usłudze Apple. Dlaczego?

Gdy po raz pierwszy wybrałem opcję „Add My Music”, a dany album znalazł się wśród pozostałych sześciuset w mojej bibliotece, było to tak naturalne, że miałem wrażenie, iż przed momentem ów album kupiłem. No dobra, była to oczywiście Taylor Swift „1989”, dodana dla testów. Nie zaczynałem od zera, ponieważ cała moja dotychczasowa biblioteka nadal znajdowała się: w tej samej aplikacji, w tych samych miejscach, na tych samych playlistach, a ja mogłem dodać do niej coś nowego. Bez kupowania, choć czepiając się szczegółów – nawet pasek pobierania piosenki przy zapisie jej do odsłuchania w trybie offline jest taki sam, jak po zakupieniu jej w iTunes. Po prostu – wziąć, obejrzeć, odczuć, znaleźć tej rzeczy miejsce na półce. Do dziś uważam, że to po prostu moja muzyka i za to wielki ukłon w stronę Apple.

Nie wyobrażam sobie, że Apple wydaje cztery, osobne aplikacje Apple Music – OS X, Windows, iOS i Android – które w żaden sposób nie integrują się z tym, co było, z tym, co kupiliśmy przez te wszystkie lata w iTunes albo synchronizuje te rzeczy pomiędzy iTunes, Apple Music i chmurą. Droga tak pokrętna, że do prawdy nie wiem, dlaczego tego oczekiwano. Wiecie, jakby to wyglądało w praktyce? Dodajesz do playlisty coś w Apple Music, potem nie wiesz skąd to odtwarzać – czy z iTunes, czy z Apple Music, czy może wgrać na iPhone. Nonsens.

Oczekiwano, mam wrażenie, że Apple weźmie Spotify, przemaluje i doda metkę Music. Nie. Tak zrobił już Jay-Z: miało być łatwo, doskonale, a wyszło… Siłą Apple Music jest po raz kolejny natychmiastowość – dostosowana do XXI wieku za pomocą streamingu i cyfrowej biblioteki muzycznej w chmurze, spójność – ponieważ to ciągle jedna biblioteka i niezależnie od tego, gdzie zaczniemy szukać; czy kupimy, czy posłuchamy, czy zripujemy z płyty CD do iTunes – skończymy w tym samym miejscu, w tej samej bibliotece. I w końcu taniość – za niecałe dwadzieścia dwa złote, wszystkie nasze albumy mamy w chmurze, dostępne z dowolnego miejsca na ziemi, podane w tej samej formie, jaką widzimy, siedząc przed Mac’iem w domowym zaciszu.

Niedoskonały początek = normalny początek

Nie ma róży bez kolców. Apple Music zawiera jeszcze masę błędów (także tych logicznych), a integracja z całą biblioteką i sklepem działa niedoskonale. To fakt i nie ma co tego tematu unikać. Osobiście kompletnie nie podoba mi się wygląd niektórych elementów aplikacji dla iOS (przypuszczam, że z Androidem będzie to samo, bo nie sądzę, że material design uda się Apple od początku). Gigantyczne i zawierające prawie dziesięć pozycji listy, z czerwoną, niemałą czcionką przyprawiają o oczopląs. Kompletnie nieczytelne, zabierające cenne sekundy na rozszyfrowanie i zdecydowanie, co chcemy z nich wybrać. To samo jest z ikoną użytkownika na navigation barze (lewy, górny róg), która nie potrafi zassać profilowego zdjęcia, tylko zawsze wyświetla anonimowego ludka. Tak samo dzieje się w iTunes na OS X. Usługa bardzo osobista, a szczegółu dopracować się nie da. Szkoda.

Nie do końca dobrze działa także Apple Music przy pierwszym wybraniu opcji używania biblioteki muzycznej iCloud. Metoda jest jedna. Należy całkowicie usunąć muzykę, która była w iPhone (odznaczając opcję synchronizacji w panelu telefonu w iTunes) a dopiero potem synchronizować. Wcześniej oczywiście dając czas iTunes, aby wysłał do chmury to, czego w Apple Music nie znajdziemy, a co mamy w naszej bibliotece (działa tak samo, jak iTunes Match). Gdy próbowałem połączyć lub zastąpić istniejące utwory (te dwie opcje mamy do wyboru wyrażając pierwszą zgodę na użycie iCloud) zawsze kończyło się to tak samo. Albo Apple Music nie dodawało niczego do My Music, albo zapominało słuchane stacje radiowe i playlisty, albo utwory nagle znikały z iPhone. Sprawdziłem to na kilku urządzeniach, które wcześniej były zsynchronizowane ręcznie z iTunes – sytuacja była identyczna. Czego więc zabrakło? Prostego tutoriala, który zaleciłby wykonanie kilku dodatkowych kroków, aby mieć pewność, że użycie iCloud zadziała poprawnie. Tak jak działa u mnie dziś.

Jeśli chodzi o wersję iTunes na OS X, z pewnością zgodzę się z Pawłem Opydo, że nie ma jasnej logiki co do tego, jak ma się zachować aplikacja po kliknięciu w nazwę wykonawcy. Raz odsyła do iTunes Store, innym razem do Apple Music i panelu wykonawcy, jeszcze innym nie robi nic. To samo dotyczy łatwego dodawania pojedynczych utworów do My Music. Tak jakby nie można było dołożyć dodatkowego plusika obok każdej piosenki. Mógł być jeden krok, a jest ikona trzech kropek i dwa kroki.

New – trudno jeszcze cokolwiek ocenić, ponieważ ciągle przybywa treści, wrócę do tego zapewne w okolicach września. Podobnie postaram się opisać For you i działanie algorytmu doboru muzyki.

Connect – czyli serwis społecznościowy, w którym – przynajmniej w teorii – udzielają się sami artyści. Formuła i pomysł dobry. Widać, że się przyjmie już po ilości komentarzy i reakcji, jakie tam obserwujemy, ale żeby nie podzielił losów Ping’a (ktoś pamięta tę próbę Apple?), potrzeba mu zmiany UI. Na 27 calowym monitorze wygląda to po prostu tragicznie, jak cały „serwis” zajmuje 1/4 okna aplikacji iTunes. Wszystko jest za małe i nieczytelne.

Radio – ta usługa działa, jak dotąd niezawodnie, i jest to najlepiej przemyślany interfejsowo element aplikacji dla iOS i OS X. Nie mam uwag.

Ścieżka jest prosta

Wiecie, co najlepiej wyjaśnia sens integracji Apple Music z iTunes? Pasek zadań w tym drugim. Mamy na nim kolejno: My Music, Playlist, For You, New, Radio, Connect, iTunes Store. Podsumowując: Twoja muzyka, którą zgromadziłeś, Twoje ulubione składanki, które przygotowałeś, lub które przygotowano dla Ciebie, nowości – które możesz odkrywać i szybko uzupełniać o nie bibliotekę, radio – gdy nie możesz się zdecydować, Connect – gdy chcesz podzielić się swoją opinią oraz iTunes Store – gdy czegoś nie znalazłeś lub chcesz mieć to na własność.

Dajmy czasowi czas, jak mawia mój przyjaciel. Apple Music pokaże, na co je stać. Myślę, że wystarczą mu na to niecałe dwa lata.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 08/2015

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .