Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Trolle mieszkają pod mostem

Trolle mieszkają pod mostem

4
Dodane: 9 lat temu

Hejterzy i trolle to jedni z najstarszych mieszkańców internetu. Chociaż zgodnie z legendą zamieszkują pod mostem i łupią podróżnych, to najczęściej można ich spotkać na internetowych forach i grupach dyskusyjnych.

Swoich pierwszych hejterów pamiętam dokładnie, chociaż w tamtych czasach nikt nie używał pojęcia hejter. Na internetowych szkodników mówiło się po prostu: troll. Troll, czyli paskudne indywiduum z kaprawymi ślepiami i obrzydliwie wykrzywioną gębą. Oczywiście w przenośni, bo fizycznie  wygląd trolla mógł nie odbiegać od aparycji zwykłego człowieka. Na co dzień można by go uznać za prawidłowo funkcjonującą jednostkę o przeciętnej inteligencji, wiodącą całkiem normalne życie. IRL (in real life) mógł posiadać rodzinę i przyjaciół, a nawet kota. Albo złote rybki. Albo chomika. O rodzinę dbał, z przyjaciółmi pił a zwierzęta karmił. Wszystko się jednak zmieniało, kiedy zasiadał przed ekranem komputera.

Pod wpływem tajemniczych wibracji i prądów elektromagnetycznych twarz zaczynała mu puchnąć, oczy kurczyły się i zapadały w głąb mózgoczaszki, a z ust sypały się jadowite komentarze. Tak właśnie wyobrażam sobie internetowego trolla. Bo musimy przecież pamiętać, że piękno człowieka płynie ze środka. Brzydkie wnętrze, brzydki ryj. Metaforycznie.

Cała rzecz wypłynęła ostatnio na Twitterze, kiedy jeden ze starych znajomych zapytał, skąd się bierze hejt. W 140 znakach? W 140 znakach to się można najwyżej w czoło postukać albo zrobić facepalm. Albo zjeść własną klawiaturę. Zmusiło mnie to jednak do zastanowienia się nad tematem i podjęcia próby wejścia w skórę trolla. Skóra to z lekka przyciasna i trochę smrodliwa, ale czego się nie robi dla starych znajomych. Spróbowałam wyobrazić sobie, kim musiałabym być, żeby zamienić się w hejtującego trolla. W pierwszej chwili mój umysł wypełniła lepka mgła. Następnie zobaczyłam obraz przerośniętego gościa z wielką pałą, czającego się pod mostem. Potem skurczył się i została tylko wielka, nadmuchana pała, trzymana przez obdartego krasnoludka. Rozejrzałam się nieco po jego legowisku i co widzę? Ciemno, szaro, wilgotno. Leże zasłane starą szmatą, powietrze stęchłe, gdzieniegdzie kępki rachitycznej trawy, bo bez odrobiny słońca nawet trawa w końcu zdechnie. Pomyślałam, że w takich okolicznościach przyrody, nikomu by się nie chciało rozsiewać wokoło serduszek i uśmiechów. Doszłam też do wniosku, że troll musi nie lubić samego siebie i dlatego napada ludzi z tą swoją wielką pałą. Prawdziwy troll dziabie złoto i kosztowności, a troll internetowy? Oczywiście to, czego mu brakuje najbardziej – poczucie własnej wartości i pewności siebie. Bo idzie sobie taki internetowy podróżnik po infostradzie – tu do kogoś zagada, tam się uśmiechnie, gdzie indziej komuś pomoże. Idzie i nikomu nie wadzi. Aż tu nagle spod mostu wypada troll i dalejże nawalać: „Ty głupi baranie, ty kuternogo, ty pinglarzu, ty tłuściochu z wielkim nosem, ty głupia pyto, ty tępa dzido w za małych butach, ty!”. Staje nasz podróżnik i ma kilka możliwości. Może się na przykład przestraszyć. Może zrobić mu się smutno, przykro i źle. Może znaleźć sobie pierwszą ciemną jaskinię po prawej stronie i zaszyć się tam do końca życia. Może trolla zignorować. Może mu splunąć pod nogi i pójść dalej. Może się też odwinąć i wystrzelić kopniaka w to miejsce, gdzie najbardziej boli i posłać drania do piachu. W zależności od tego, co zdecyduje podróżnik, kreatura albo dostanie to, co chciała, albo nie. W grach zobrazowano by to pewnie w następujący sposób: Troll krzyczy i krzyczy, jego twarz się nadyma i rośnie a podróżnik staje się coraz mniejszy i mniejszy. Chyba że ma w zanadrzu jakąś magiczną miksturę albo zaklęcie z piątego poziomu. Wtedy może machnąć magicznym kosturem i w trolla strzela jasny szlag, w postaci potężnej błyskawicy. Na polu boju zostaje podróżnik i kupka prochu. Problem w tym, że zazwyczaj zaskoczony internauta próbuje z trollem rozmawiać w tym guście: „Przepraszam, ale szanowny Pan zapewne mnie z kimś pomylił? Zakładam, że wcale nie chciał mnie Pan obrazić i przyjmuję Pana słowa za dobrą monetę! Kontempluję tu Pańskie przepiękne okoliczności przyrody!”. Zbójowi to tylko w graj, bo dostaje kolejną szansę, żeby niuchnąć odrobinę wartościowego kruszca: „Ty zakichany inteligencie, ty! Ty magistrze, ty! Ty ekspercie, ty! Zaraz będziesz prosto pluł!”. W ten oto sposób troll dostaje trzy dodatkowe punkty do lansu, a podróżnik kartę wysyłającą go na ruchome piaski. Hejter czuje się wielki i wspaniały a intenauta – malutki. Sytuacja ta będzie trwała i trwała, aż ktoś w końcu kreaturę odstrzeli. Pojawia się więc leśniczy – pan i gospodarz lasu. Most jest w lesie, o czym zapomniałam napisać na początku. Leśniczy wyciąga z torby wielką księgę i czyta, co z tym stworzeniem począć. No i okazuje się, że na początku stoi jako żywo paragraf o wolności słowa. Że niby w lesie i pod mostem każdy może mieć opinię, jaką zechce. I że za ograniczanie wolności do lżenia jest 5 lat. A że opinia nieprzyjemna? Przecież nikt nie obiecywał, że będzie miło. Więc siada i obserwuje. Przychodzi następny podróżnik i widzi taki obrazek: leśniczy pod drzewem, troll czerwony i aż mu żyłka na skroni pulsuje, jakiś koleś tonie w ruchomych piaskach. Nawet mnie nie pytajcie, skąd się wzięły ruchome piaski w lesie obok mostu. Jak się coś nie podoba, to podmieńcie sobie na bagno, czy inne uroczysko. Zdejmuje więc przechodzień z ramienia Messengera, naparza trolla po głowie, wzywając jednocześnie na pomoc leśniczego i przechodzącego obok drwala. Drugą ręką wysyła SMS-a do Puchatka oraz Krewnych i Znajomych Królika, alarmując ich, by natychmiastowo stawili się na skraju Stumilowego Lasu. Sytuacja staje się nielogiczna i niebezpiecznie abstrakcyjna, więc pojawia się królik i Alicja. Królik pędzi do norki, wpada w nią głową w dół i spada przez co najmniej godzinę, podczas gdy Alicja pieczołowicie zamurowuje wejście i sadzi przed nim czerwone pelargonie. Kamera wykonuje zwrot w tył i widzimy, że akcja odbywa się na najnowszym iPadzie Air 2. Z bocznej krawędzi wysuwa się pasek menu i ręka administratora wybiera gumkę myszkę. Rysik rytmicznie porusza się po ekranie (Steve Jobs by na to nie pozwolił!) i cały obraz znika. Przez chwilę widać jeszcze wykrzywioną wściekłym grymasem twarz trolla.

Trochę bez sensu, nie?

Dokładnie tak samo, jak działalność internetowych hejterów. Dokładnie tak samo, jak wchodzenie w interakcję z trollem. Na początku, wszystko wygląda normalnie i zwyczajnie. Jest wymiana poglądów, jest dyskusja. I nagle, jak za uderzeniem wielkiej pały trzymanej przez obdartego krasnoludka, wszystko traci sens. Znika logika, znika kultura, uczestnicy debaty zaczynają biegać w kółko, wymachując rękami. Pojawiają się Krewni i Znajomi, walący na odlew wszystko, co się rusza. Gdzieś w pobocznym wątku Alicja sadzi kwiatki. Steve Jobs przewraca się w grobie i łamie rysik, a Apple wypuszcza nowego iPada. Czy ta abstrakcyjna historia do czegoś prowadzi? Z powyższego wątku możemy wysnuć kilka wniosków, które pozwolą na nam bezpieczniej poruszać się po internecie. Po pierwsze – trolle mieszkają pod mostem. Jest im źle i smutno, więc odbijają to sobie na przechodniach. Po drugie, nawet jeśli wydają się wielkie i silne, to tak naprawdę są krasnoludkami z nadmuchanymi pałami. Po trzecie – cała siła trolla w tym, co sobie pogada. Po czwarte – Apple wypuści nowy tablet z rysikiem. Po piąte – leśniczy powinien mieć dubeltówkę. Po szóste – prawdziwym czarnym charakterem jest Alicja. Królik pije, co, jak wiadomo, jest uznaną jednostką chorobową.

Jednocześnie oświadczam, że tekst ten napisałam w pełni władz umysłowych, nie będąc pod wpływem środków odurzających, psychotropowych ani nawet leczniczej marihuany. Tekst może zawierać wątki społeczne, polityczne i okołologiczne. Pozdrawiam wszystkich hejterów. Liczę na to, że mądry naród dokona mądrego wyboru. Referendum ogłoszę niebawem.

Z poważaniem.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2015

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 4

Bardzo zgrabnie napisane ;) Podoba mi się, więc niniejszym wysyłam kwiatki, cukierki i serduszka ;)

Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie miał jakiegoś “ale”, a konkretnie dwóch “ale”:

ALE #1: Znakomita część internautow ma problem z zaakceptowaniem tego, że istnieją jednostki mające bardzo szeroką wiedzę ogólną, oraz posiadający nie jedną, nie dwie dziedziny swoich zainteresowań, lecz na ten przykład około kilkudziesięciu. Oczywistym jest, że nie są mistrzami, bo być takimi nie mogą, w każdej z tych dziedzin. Ale wiedzę ogólną i pojęcie mają.

Ale jak to odbiera “szeregowy” internauta? A no tak, że najpewniej dana jednostka jest mądralą, który wie wszystko najlepiej, chociaż nie wie, a swoje wypowiedzi wywysa z palca. Bo przecież niemożliwym jest, aby ktoś posiadał nawet szczątkową wiedzę na tematy tak odległe od siebie. Z tego powodu jest z automatu zaliczany do trolli i – oczywiście – hejterów, którzy są przemądrzali.

ALE #2: Wyrażanie negatywnej opini na jakiś temat (oczywiście w sposób kulturalny, aczkolwiek stanowczy i bezpośredni). To również jest jakby z automatu zaliczane do działu “troll & hejt”. Bo w obecnych czasach nie można już powiedzieć, że coś jest kiczem, albo, że firma wypuszcza babole, niedoróbki i ogólnie pojęty “syf” zamiast produktów wartościowych i pozbawionych wad. Dzisiaj trzeba mówić, że firma starała się bardzo, ale niestety wdały się pewne “drobne” uchybienia, o których w zasadzie nie trzeba wspominać, a dla dobra ogółu należy je zaakceptować z uśmiechem na twarzy…

Problem jednak w tym, że ja się z takim podejściem nie zgadzam, bo to powoduje wielkie szkody. Ale to osobny temat do opisania… Sęk w tym, że takie “rozanielone” wiecznie pozytywne jednostki, nie znoszące słów “nie, sprzeciwiam się, wątpię, nie lubię, nie podoba mi się” itd. automatycznie uznaje takie negatywne opinie za hejt. Tyle, że to nie jest hejt, a raczej opinia. Negatywna – to fakt – ale opinia.

Powstaje zatem pytanie – uważam, że dosyć istotne: Gdzie kończy się negatywna opinia, a zaczyna się trolling i hejt?

Dzięki za kwiatki i serduszka, przyjmuję też inne drobne przejawy wdzięczności ;-) Ad meritum – to nie jest rozprawka, ani praca naukowa, tylko felieton (Felieton (fr. feuilleton – zeszycik, odcinek powieści) – specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający – często skrajnie złośliwie – osobisty punkt widzenia autora.- wiki). W moim, skrajnie złośliwym punkcie widzenia, opinia negatywna kończy się w momencie, w którym zaczynamy rozmawiać nie o przedmiocie dyskusji, a o walorach osobistych osób, które ją podzielają – patrz: cyt. “Aż tu nagle spod mostu wypada troll i dalejże nawalać: „Ty głupi baranie, ty kuternogo, ty pinglarzu, ty tłuściochu z wielkim nosem, ty głupia pyto, ty tępa dzido w za małych butach, ty!”. ” Wolność jednej osoby kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. I tak w łańcuszek. Na temat hejtu można napisać i pracę doktorską, popartą badaniami i wąsami, jednak należałoby ją umieścić w księgozbiorze naukowym, nie na łamach lajfstajlowego iMaga ;-)