Zjazd
Jesień to taki czas, w którym wielu z nas zalicza tak zwany zjazd do bazy. Najczęściej na własne życzenie, bo to wcale nie jest przypadłość sezonowa. Tak samo, jak postanowienia noworoczne wcale noworoczne nie są, a grypę można złapać również w lecie. Ot, odkrycie! Najpierw chrypka, potem grypka i zwolnienie z życia – do wiosny. Dawniej dobowy rytm życia człowieka, zwłaszcza na wsiach, wyznaczała natura. Dziś niby nadal to robi, ale nazywamy ją już inaczej. Reklamą. Czy można więc zareklamować pozytywnie jesienno-zimową aurę? Spróbuję.
Niewyraźna jesień
„Wyglądasz jakoś niewyraźnie. Jesteś chory? Teraz grypa panuje!” – takie stwierdzenia słyszę wokół siebie mniej więcej od połowy września aż do marca. Osiemdziesiąt procent z nich nie ma żadnej podstawy, ale przecież: „Witaminocea: powiedz grypie NIE!”. Pokolenie nie ma tutaj znaczenia. Użytkownicy VOD (jak ja), którzy nie mają od lat styczności z klasyczną telewizją, oglądają te same reklamy w serwisach streamingowych i na YouTube. Display adds także ma się u nas w kraju, niestety, nadal dobrze. Retoryka tych przekazów jest jedna: koniec lata. Będziesz chory. O, przepraszamy – już jesteś chory! Kup lek.
Tajemnicą nie jest, że zdolność do chłodnej oceny sytuacji jest dziś na wagę złota. Podobnie jak coraz częściej logiczne myślenie. Takie czasy? Może i takie, ale sami je sobie fundujemy. Za każdym razem, gdy godzimy się na to, aby dziecko brało antybiotyki na katar albo ból głowy. Za każdym razem, gdy wybieramy chemię zamiast naturalnego źródła witamin – czyli owoców. Tabletkę zamiast snu. W korporacjach widać to najlepiej. Owoce przyjeżdżają w poniedziałki i czwartki – około dwadzieścia pięć kilogramów. Przeróżne. Dostarczają, dosłownie, każdej z potrzebnych organizmowi człowieka, witamin. Około dwanaście kilogramów zostaje. Można je zabrać do domu, ale robią to dwie osoby na dwieście. Przecież owoc to nie burger albo ciastko. Owoc jest zbyt prosty. Przepraszam, gdzie się podziali hipsterzy?
Dopóki jakieś półtora roku temu nie zacząłem dbać o zdrowie, sezonowo żyłem na farmie. Farmie koncernów farmaceutycznych, które faszerowały mnie sproszkowaną paszą. Nie mówię przy tym, że każdy suplement diety, witamina, baton energetyczny czy lek, są złe. Nie są. Wielu należy dostarczać w tej czy innej formie, na przykład podczas intensywnych treningów. Zły jest brak myślenia. Brak konsekwencji w działaniu. Postawa typu: „Chcę być fit, ale tylko w lecie i tylko na moich warunkach”. Od około pół roku zjadam dziennie około cztery kilogramy owoców i warzyw (łącznie). W różnych postaciach. Nieprzetworzonych. Nigdy nie miałem lepszego poziomu witamin w organizmie niż w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. O aspekcie finansowym tych przyjemności już nie wspomnę. Kto wie, ile kosztuje kilogram jabłek, bananów, mango czy marchwi? Ktoś? Sprawdźcie. Warto.
Jesień i zima to wspaniały czas na hartowanie naszej odporności. Nigdy nie nauczysz się pływać, chodząc dookoła basenu w założonym na wszelki wypadek kole ratunkowym. Czy raczej – upadek. Owszem, nie każdy pobiegnie kilka kilometrów (choć polecam) o szóstej rano, przy temperaturze oscylującej wokół zera. Nie, spokojnie, nie nago. Jest do tego odpowiednia odzież biegowa. Czasem warto nie zakładać pięciu swetrów, idąc na zakupy do galerii, ponieważ za oknem są dwa stopnie. A: Różnica temperatury, jaką sobie wówczas serwujemy, jest jeszcze gorsza dla organizmu, niż jakbyśmy pobiegli tam nago. B: Średnio mnie interesuje, co wypada a co nie. C: Jak wiele razy narzekałeś już tej jesieni, że trzeba zakładać na siebie „tyle rzeczy”? Jesień i zima to czas próby dla tego, co wypracowaliśmy latem. To także wyraźny znak dla naszego wewnętrznego zegara, że pora przestawić wskazówkę…
Wyraźna jesień
Jesienią dzień jest krótszy. Nie, to nie znaczy, że siłownie nie pracują, na dworze wprowadzana jest po osiemnastej godzina „N” (Jestem na NIE), a przyjaciele z pewnością nie przyjadą w odwiedziny, bo „N”. Krótszy dzień jest dla mnie szansą do zakasania rękawów i wzięcia się za wszystko to, na co szkoda było czasu podczas upalnych, letnich dni i ciepłych wieczorów. Jak tam Wasze „półki wstydu”? Ile książek na nich jest 1 listopada 2016 roku? Sporo przybyło, prawda? U mnie też. Podobnie jak pozycji w Pocketcie, na listach Watch Later czy w trackerze zadań. Dokładnie w klastrze „Ważne, mało pilne” matrycy Eisenhowera.
Deszczowa i śnieżna pora roku to wyraźny znak dla organizmu nie o tym, że jest chory, ale że powinien bardziej o siebie zadbać. Więcej czasu na zastanowienie, tyle samo na sport, mniej na szukanie wymówek. Zawsze na jesień robię porządki. Tylko na jesień. Wiosny na to mi szkoda. Porządki w garderobie, porządki w zakładkach Safari, porządki w spisie serwisów i usług sieciowych, z których korzystam albo raczej nie korzystam. Martwe konta to zbędne konta. Za duże ubrania to zbędne ubrania. Nieużywane gadżety to utopiony kapitał. Otaczamy się niewyobrażalną ilością tego, co zbędne. Rozejrzyjcie się dookoła.
Dla mnie jesień i zima to nie zjazd, ale prawdziwy odjazd!
Odjazd!
Kończący się właśnie rok odjeżdża w przeszłość. Nieubłaganie i nic z tym nie możemy zrobić już pierwszego stycznia, czerwca czy grudnia. To się dzieje non stop. Wygrywa ten, kto, zamiast zastanawiać się jak zatrzymać czas, pyta siebie raczej: „Jak mogę swój czas poszerzyć? Jak zrobić więcej rzeczy w tym samym czasie?”. Nie ma za tym żadnej motywacyjnej ideologii a zdrowy rozsądek. Zamiast leżeć na kanapie i czytać książkę, idziesz na bieżnię i słuchasz audiobooka. Zamiast słuchać reklamowej papki w hipermarkecie, podczas zakupów, włączasz ANC w słuchawkach i słuchasz zaległych podcastów (kocham to!). W końcu, zamiast zastanawiać się, jak to beznadziejnie jest za oknem, siadasz przed kominkiem z kubkiem herbaty z korzennymi przyprawami i przenosisz się w świat ukochanej powieści, którą chciało się dokończyć od dawna.
Zjechać to można ze zjeżdżalni. To jest dopiero fun! Jesień to czas na to, aby dojechać z kończącym się rokiem do stacji o nazwie „Sylwester” i o 23:59 móc sobie powiedzieć: „Jedziemy dalej!”, a nie: „W końcu Nowy Rok”. Kalendarz i czas to tylko pewna umowa między ludźmi. Jedyny zjazd do bazy będzie wtedy, gdy umrzesz.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2016