Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Teledomy

Teledomy

1
Dodane: 7 lat temu

Niebawem rozpoczniemy sezon świąteczny. Niezależnie od wyznania czy kręgu kulturowego okres od 1 listopada do 31 grudnia nie jest zwyczajny. Przechodząc dowolną ulicą miasta – tego rzeczywistego i tego, które nazwałbym szklanym miastem – w otoczeniu dziesiątków salonów międzynarodowych marek, nie sposób zapomnieć o dyniach, szkieletach czy grubym gościu z brodą. Nie ma w tym nic złego, bo radości każdemu z nas potrzeba dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Tylko tej prawdziwej, a nie kupionej.

Kalendarz wyznacza rytuały, których bardzo często w ogóle nie potrzebujemy, ale które od dziesiątek lat z maniakalnym uporem kultywujemy, bo przecież „tak wypada”. I tak właśnie przyjeżdża felietonista do rodzinnego domu w poszukiwaniu magii i nostalgii, o której czytał w opasłych tomiszczach, a znajduje nierzadko co? No powiedzmy, że taki oto „PeMoc” – rewelacyjny proszek z formułą aktywnej bieli – bielszej niż śnieg. Ten też za oknem miał być, a go nie widać.

Teledzień

Do istnej pasji doprowadzają mnie wszelkiego rodzaju rodzinne wizyty, gdy wchodząc do czyjegoś domu, słyszę w tle bezcelową kakofonię dźwięków kanałów informacyjnych przeplataną co jakiś czas nierzadko bezwarunkowym wtórowaniem któregoś z domowników. Niemal cały dzień, od śniadania po moment odejścia do krainy Morfeusza, telewizjer chodzi na pełnych obrotach.

Spoglądamy przez niego na świat. Dalej szukamy w tym świecie magii, którą nam obiecano. Zgadnijcie, co dalej? Zgadliście – niczego nie znajdujemy, oprócz tęsknoty za wykreowaną rzeczywistością, która nigdy nie nadeszła. Najbardziej przykre jest to, że choć nikt nie potrafi zdjąć z głowy wspomnianego telewizjera, to też prawie nikt nie umie podać powodów tego, dlaczego w ogóle go nosi.

Ja wiem, że jako osoba, która od siedmiu lat nie ma w domu kablówki, a ramówkę układa sobie sama na bazie usług VOD, mogę mieć nieco skrzywiony sposób patrzenia na te sprawy, ale doprawdy nie rozumiem sytuacji, w której, telewizjer gaśnie, a dookoła niego zapada niezręczna cisza.

Martwa cisza

Przez ostatnie siedem lat nieco bardziej świadomego niż za czasów technikum życia zauważyłem, że coraz częściej tracimy podstawowe, międzyludzkie zdolności, gdy pozbawi się nas pewnych bodźców. Wyłączenie pracującego non stop w tle telewizora powoduje u niektórych zatracenie zdolności komunikacji. Niemal całkowicie.

— Dlaczego to wyłączyłeś? — zapyta ktoś zdenerwowanym głosem.

— Bo przecież nie oglądałeś — odpowiem i usłyszę w kontrze:

— No i co z tego? Przecież coś musi gadać!

Istotnie „coś”, a coraz rzadziej „ktoś” i to jest w nadchodzącym okresie świątecznej wyjątkowości najsmutniejsze. To doprawdy dziwne uczucie, gdy spróbujemy na chwilę wyskoczyć z pędzącej autostrady informacji i nagle okazuje się, że znaleźliśmy się na totalnym pustkowiu. I jesteśmy tam totalnie sami. Ty i Ty, twarzą w twarz to dla wielu najstraszniejsza możliwa tortura. Nie dziwi mnie fakt, że jesteśmy gotowi płacić kilkadziesiąt tysięcy złotych za to, że ktoś zabierze nam wszelką elektronikę i zamknie nas na pustelni. Cisza i przebywanie samemu ze sobą stało się dawno towarem luksusowym – wyzwaniem, dla prawdziwych wariatów.

Gdy telewizjer jest wyłączony, nikt nie mówi już co, po co i że „na wczoraj”, w sumie, po co się więc w ogóle odzywać? Dziwne te święta i dziwne wspominki tych, którzy już na zawsze zdjęli cyfrowe wizjery, gdy, siedząc przy jednym stole, częściej dywagujemy na temat formuły aktywnej bieli niżeli legend anieli, którzy w tym czasie pukają do drzwi.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2017.

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 1