Sabbatical, czyli jak wygląda miesiąc urlopu?
Coś, co uwielbiam w prowadzeniu swojej firmy, to fakt, że mogę wraz ze współpracownikami tworzyć własne reguły gry. Możemy budować nasz „idealny świat”. Śledząc firmę Nozbe, wiesz już, że stawiamy na najnowszą technologię (dlatego jestem „#iPadOnly”), pracę na odległość (nikt nie chodzi do biura – „#NoOffice”), do tego pracujemy pełną parą tylko cztery dni w tygodniu, a piątek poświęcamy na przegląd tygodnia i rozwój osobisty (tak zwany „piąteczek lub TGIF”)… i ciągle eksperymentujemy z różnymi innymi pomysłami.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2018
Mimo to mam problem: jako właściciel firmy, ciągle o niej myślę! Nie mogę przestać. Nawet kiedy jestem na wakacjach z rodziną, trudno mi nie myśleć o firmie, o przyszłości, o rozwoju, o zespole… Nie mogę tego wyłączyć.
Dlatego w tym roku spróbowaliśmy czegoś zupełnie nowego i – jak dla mnie – bardzo szalonego. Wysłaliśmy mnie na tak zwany „sabbatical”, czyli na długie, ponadmiesięczne wakacje!
Dlaczego aż miesiąc przerwy od pracy?
Od kiedy założyłem Nozbe w 2007 roku, nigdy nie brałem długich urlopów. Czasami udawało mi się na tydzień wyjechać, ale w większości przypadków i tak wieczorami sprawdzałem, „co się dzieje” i myślami byłem z firmą.
Co więcej, zaobserwowałem to też u moich współpracowników. Dlatego kilka lat temu zaczęliśmy na poważnie wdrażać coroczne przymusowe dwutygodniowe wakacje dla wszystkich. Wcześniej każdy brał dwu-, trzydniowe urlopy co jakiś czas, ale nigdy tak naprawdę nie odpoczywał od firmy. Wprowadziliśmy politykę dwutygodniowych obowiązkowych urlopów, aby wszyscy nauczyli się nabierać dystansu do pracy. To jest trudne, ale sprawia, że potem chętnie wracasz do „roboty” i masz więcej pomysłów, energii oraz dystansu do pewnych decyzji i to jest bardzo zdrowe.
No dobrze, pracownicy mają wakacje. Jeśli jednak szef ciągle myśli o sprawach zawodowych, to nadal nie jest to dobra sytuacja. Dlatego, inspirując się moim „guru”, Michaelem Hyattem, zacząłem na poważnie zastanawiać się nad tym, jak faktycznie odpocząć od pracy i zobaczyć, czy firma beze mnie da sobie radę.
Okazją do próby był fakt, że moi rodzice rok temu obchodzili 40-lecie ślubu. W prezencie od mojej żony i ode mnie dostali voucher na bilet do Nowego Jorku i orzekli, że do Stanów chętnie polecą, ale nie sami, tylko z nami! W ten sposób powstał misterny plan wyprawy w grupie siedmioosobowej. W jej skład wchodzą: moi rodzice, my i nasze trzy córki (dziewięcioletnia Milena, sześcioletnia Emilia i dwuletnia Liliana).
Po 11 latach od założenia Nozbe po raz pierwszy miałbym wziąć zatem ponad miesiąc wolnego. Nie dwa tygodnie. Nie trzy. W sumie ze wszystkimi podróżami i dojazdami wyszło mi sześć roboczych tygodni! Istne szaleństwo!
Ale, w sumie, dlaczego nie? Firma rozwija się świetnie. Poszczególni dyrektorzy są odpowiedzialni za „swoje” aspekty: produkt, technologię, zespół programistów, wsparcie klienta i finanse. Zespół marketingowy też nieźle ciągnie tematy. Już czas, abym nabrał trochę dystansu i nie myślał o pracy przez 24 godziny na dobę!
I tym sposobem te słowa piszę z małego domku nad jeziorami Muskoka w Kanadzie, a do końca urlopu zostało mi jeszcze 10 dni. I jest świetnie.
Jak się przygotować do takiej przerwy w pracy?
Zacznijmy od tego, że tygodnie poprzedzające ten wyjazd były szalone. Bardzo dużo pracy. W lipcu połowa firmy była na wakacjach, a ja pracowałem więcej niż dotychczas, aby przygotować plan marketingowy i inne plany na kilka miesięcy do przodu. Dla mnie już w tym momencie była to nowość i odkrywanie ciekawych rzeczy. Zawsze działam bardzo impulsywnie i choć myślę perspektywicznie, rzadko planuję na wiele tygodni w przód. Tym razem, mając wizję długich wakacji, musiałem zaplanować sprawy w Nozbe na kilka nadchodzących miesięcy!
Okazało się, że planowanie w takiej perspektywie czasowej udało mi się dużo lepiej i dużo sprawniej, bo miałem czas na zlecenie wielu przygotowań także reszcie zespołu! Niesamowite, prawda? Dlatego, mimo nawału pracy, lipiec wspominam bardzo dobrze. Przygotowałem firmę na czas mojego urlopu i nawet na później! Poczyniłem plany praktycznie do końca roku!
A co z planem wycieczki?
Plany urlopowe ustaliłem z rodziną wcześniej – zdecydowaliśmy, dokąd pojedziemy i co będziemy robić. Załatwiłem nam loty do USA i z powrotem oraz pierwsze lokum w Nowym Jorku. Resztę zostawiłem sobie już na czas wakacji.
Ważne jest to, że byliśmy zgodni co do tego, co chcemy zobaczyć i jakie są nasze możliwości, biorąc pod uwagę fakt, że moi rodzice są już po sześćdziesiątce, a moje dzieci są małe i szybko pewnym rzeczami będą się nudziły.
Ustaliliśmy, że przez pierwszy tydzień zwiedzamy Nowy Jork, a potem wynajmujemy minivana i jedziemy do Kanady (gdzie właśnie jesteśmy!). Następnie wracamy przez wodospady Niagara do Nowego Jorku, skąd mamy lot do domu. Tyle jeśli chodzi o założenia.
Jak to wyglądało w praktyce?
Po pierwsze, Apple Pay – dodałem moje wszystkie karty do Apple Pay, a jako że mam też kartę dolarową w mBanku, starałem się za wszystko płacić bezpośrednio w dolarach, aby uniknąć kosztownego przewalutowania. Problem jest taki, że Apple Pay w USA działa tak sobie. Często nie rozpoznaje lub nie uznaje mojej polskiej karty, muszę więc płacić po „staremu” za pomocą fizycznej karty.
Po drugie, warto zamawiać atrakcje online. Szczególnie w Nowym Jorku, który w sierpniu przeżywa najazd turystów. Tym sposobem zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu, który w innym razie spędzilibyśmy, stojąc w kolejkach po bilety. Wystarczyło kupić bilety online chwilę wcześniej – za pomocą iPada lub iPhone’a w naszym wynajętym mieszkaniu!
Z ciekawostek: bardzo mało muzeów czy atrakcji obsługiwało Apple Pay do płatności online i prawie żadne z nich nie wspiera Apple Wallet, aby trzymać tam bilety. Widać, że ciągle polegają na starych systemach i zajmuje im czas dostosowanie się do nowej mobilnej technologii. A szkoda!
Noclegi: albo korzystaliśmy z Airbnb, albo z Booking.com. Siedmioosobowej rodzinie znacznie wygodniej jest wynająć całe mieszkanie przez Airbnb niż dwa pokoje hotelowe za pomocą Booking.com. Ale czasami nie mieliśmy po prostu wyjścia. Tak czy owak, obie te aplikacje na naszych iPadach i iPhone’ach okazały się kluczowe. Jesteśmy zadowoleni z dotychczasowych wyborów: fajne mieszkanie w Nowym Jorku, typowy dom amerykański z gankiem i fotelem bujanym w małym mieście doliny rzeki Hudson, lokum w uroczej kamienicy w Montrealu i dom nad jeziorem, z którego piszę te słowa. Dzięki Airbnb te wakacje są dużo ciekawsze. Teraz czeka nas znalezienie mieszkania w Toronto, a potem w okolicy Niagara Falls.
Kiedy potrzebowaliśmy hotelu, aby przespać się pomiędzy punktem A a punktem B, Booking.com okazywał się najłatwiejszym sposobem szukania noclegu i po prostu braliśmy dwa pokoje hotelowe obok siebie.
Transport: aby pomieścić naszą siedmioosobową grupę i bagaże, wynajęliśmy typowego amerykańskiego minivana – Dodge Grand Caravan. Skorzystałem z oferty firmy Alamo, gdyż w jako jednej z niewielu, w cenie vana od razu było zawarte ubezpieczenie CDW – Collision Damage Waiver, które gwarantuje wynajmującemu, że nie odpowiada finansowo za samochód, który wynajmuje. Jeśli coś się stanie z autem, to nie jest mój problem.
Dostęp do internetu: aby być online, zarówno w USA, jak i w Kanadzie, wykupiłem pakiet 2 GB w GigSky, czyli tak zwany „Apple Sim” prosto z iPada. GigSky ma całkiem sensowne stawki i, co najważniejsze, obsługuje zarówno USA, jak i Kanadę. Do tego włączyłem Internet Hotspot i podłączyłem do iPada telefon. Oprócz tego w większości miejsc, w których zatrzymaliśmy się do tej pory, było darmowe Wi-Fi. Oczywiście, prawie każdy Starbucks i Apple Store oferują bezpłatne Wi-Fi, kontaktu ze światem mam więc pod dostatkiem.
I jak tam długie wakacje po ponad połowie czasu?
Muszę powiedzieć, że świetnie. Udało mi się zupełnie „wyłączyć” w kontekście myślenia o pracy. Skupiam się tylko na rodzinie i miejscu, które zwiedzamy. Jedynym wyjątkiem jest ten artykuł, który napisałem wieczorem w domku nad kanadyjskim jeziorem, kiedy już wszyscy poszli spać.
Przyznaję, że myślę czasem o pracy, ale bardziej długoterminowo. Zastanawiam się, jak powinniśmy robić rzeczy w przyszłości, jak rozwinąć firmę, w jakim kierunku powinna ona sama się rozwijać, gdzie widzę siebie za kilka lat, itp.
No i nie mogę się doczekać powrotu do pracy! Ale to dobrze, bo mam jeszcze prawie dwa tygodnie, aby cieszyć się życiem bez pracy i skupiać się na osobach mi najbliższych.
Cieszę się, że po 11 latach pracy nad Nozbe mam możliwość, aby nie myśleć o firmie przez ładnych kilka tygodni, a jak mi się spodoba, to może taką samą przerwę zrobię znowu za rok? Zobaczymy, ale na pewno wiem, że odpoczynek od pracy jest potrzebny, ponieważ daje dystans, wytchnienie oraz „kopa” do przodu, który przydaje się nawet przedsiębiorcom-pasjonatom, prawda?
Komentarze: 2
“Wprowadziliśmy politykę dwutygodniowych obowiązkowych urlopów,”
to jest obowiązek wynikający z Kodeksu Pracy…widać jak mocno prywatni przedsiębiorcy myślą kołchozem
Rozumiem, że nigdy nie prowadziłeś firmy więc nie wiesz jakie są realia – pomimo obowiązku wynikającego z kodeksu pracy, ludzie NIE CHCĄ brać dwutygodniowych urlopów… więc jak pisałem, że wprowadziliśmy taką politykę, to miałem na myśli, że siadamy z każdym pracownikiem na początku roku aby z nim taki urlop zaplanować, aby na koniec roku nie było tak, że on brał tylko małe urlopiki w ciągu roku.
To, że jest w kodeksie, nie znaczy, że ludzie o tym myślą i nie jest to wina pracodawcy, ale my proaktywnie i tak się za to zabieramy.
Może spróbuj zrozumieć, zanim zaczniesz trollować. Pozdrawiam :-)