Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Słowa, czasy i Bonifacy

Słowa, czasy i Bonifacy

0
Dodane: 3 lata temu

Każde pokolenie mówi: „Czasy, w których żyjemy, są wyjątkowe”. Rodzice, za co im do dziś dziękuję, przypominali mi o tym średnio kilka razy w ciągu roku, odkąd pamiętam, czyli od początków gimnazjum. Wtedy jakoś tak naturalnie zacząłem zadawać dość niewygodne pytania, wtedy pojawiło się w moim życiu Apple, wtedy też zrozumiałem, że czerpanie frajdy z pisania opowiadań w podstawówce może być czymś więcej niż tylko oceną wpisaną w rubryczkę w książkę, którą ktoś nazwał dziennikiem i którego zawartość o czymś ma decydować. Bo tak umówił się inny ktoś i ogólnie świat.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 4/2021


Zdanie to nie było jednak pojedyncze, a najczęściej złożone i brzmiało: „Czasy, w których żyjemy, są wyjątkowe, bo… myśmy nie mieli internetu, my w Twoim wieku nie mogliśmy umówić się z kolegami, dzwoniąc przez telefon komórkowy, my nie myśleliśmy, kim chcemy zostać i co jest naszą pasją, ale jak zarobić na chleb, my żyliśmy w zupełnie innych czasach”. Tak mniej więcej brzmiała jego druga część. W domu słyszałem to, w szkole często coś zupełnie odwrotnego, jak np.: „Dawniej było lepiej, spokojniej, świat nie pędził, ludzie ze sobą rozmawiali”. I bądź tu człowieku mądry.

„I słowa, słowa, słowa…”

Tak śpiewa Andrzej Poniedzielski w utworze „Bawitko”. A dalej: „Słowami bawimy się w miłość, słowa składamy w kwiatach…”. Bo widzicie, strasznie łatwo jest się nam dzisiaj pogubić w tej istnej kakofonii słów. I nie chcę tutaj wytaczać armaty z napisem: „Internet jest zły, bo można w nim trafić na kłamstwa i dużo się tam dzieje”, bo równie dobrze takie samo zdanie mógłby napisać człowiek żyjący w wiktoriańskiej Anglii lub wcześniej, zamieniając jedynie pierwszy wyraz. Wybaczcie lekką ignorancję, ale upatrywanie źródła całego zła w kłamstwie jest sporym niedopowiedzeniem. Aż prosi się o słowa fikcyjnego klasyka: „Wszyscy kłamią” (dr House). Sam nie jestem tutaj wyjątkiem i dlatego chcę zwrócić Twoją uwagę na jedną, znowu – dość oczywistą, jak powtarzane przez lata zdanie – kwestię.

Otóż moment, w którym konstruujemy myśli, a potem wyrażamy je w formie tej czy innej, raczej wiele się nie zmienił. Zmienił, a właściwie dość radykalnie skrócił się natomiast czas, jaki mija od chwili pojawienia się danej myśli czy emocji do momentu jej wyrażenia w tej czy innej formie. Bodziec – reakcja, czyli relacja, której większość swojego heroicznego życia poświęcił Wiktor Frankl (polecam przeczytać minimum raz „Człowieka w poszukiwaniu sensu”), całkowicie się zmieniła. Mam wrażenie, że nawet ja potrafię wskazać znaczącą różnicę w dynamice wypowiadania się osób dorosłych np. podczas spotkań, porównując zapamiętane wizyty przyjaciół rodziców sprzed ponad 20 lat, a nasze obecne rozmowy ze znajomymi. Mówimy więcej, szybciej, praktycznie nie pozostawiając sobie przestrzeni na niewypowiedziane „ale”. Na zadanie niemego pytania: „Dlaczego? Jak? Po co? Co?” chcę teraz powiedzieć, napisać, pokazać. Nasze ciała też w końcu non stop komunikują.

Wróćmy jednak do słów. Kiedyś pisania miała uczyć szkoła. Dziś znam już dzieci, które nauczyły się, wpisując tytuły bajek do wyszukiwarkę YouTube’a, ponieważ rodzice postawili przed nimi takie wyzwanie. Albo się nauczysz i samodzielnie bajkę znajdziesz, albo bajki nie obejrzysz. I tak czterolatkowie nagle zaczęli płynnie czytać, a potem pisać. Tak sobie myślę, że dzisiaj pisać uczymy się już na poziomie komunikacji w iMessage. Jest ona jednak tak oczywistą i podstawową formą, że bardzo rzadko zwracamy uwagę na to, co przerobiliśmy na elektroniczne znaczki, zanim nacisnęliśmy przycisk „Wyślij”. Mogła tam trafić skrajna emocja, mogło znudzenie, mogło też lakoniczne „Tak” lub „Nie” – które było odpowiedzią na jakieś pytanie. Bo widzicie, myśmy słowa zaczęli traktować jak zadania. Jak obowiązek, bo skoro ktoś pisze, to oczekuje odpowiedzi w ciągu sekundy, a nie minuty, godziny czy dnia lub więcej. A czasem warto, żeby się nie okazało, że „Nie, nie”, nagle ktoś zrozumiał jako: „Tak”.

Bonifacy

– Bonifacy! Co ty tu robisz?

Bonifacy zrywa się, jakby mu ktoś wrzątku na ogon nalał, i zaczyna chodzić sprężystym krokiem, w tę i z powrotem, niczym żołnierz na warcie.

– Jak to, co robię?! Nie widzisz, że pilnuję! Dziadek kazał mi tego pilnować, żeby myszy nie zjadły.

– A ja myślałem, że spałeś – mówi Filemon.

– Coś podobnego! – wykrzykuje oburzony Bonifacy.

Ten cytat, a właściwie scena przypomniała mi się po ponad 24 latach. Niesamowite, jak działa ludzki umysł. Myślę, że dobrze jest dziś podejść do sprawy jak Bonifacy. Nie, nie chodzi o to, aby teraz do sprawy podejść tak radykalnie, że nagle wyjedziemy w wysokie Pireneje, zamkniemy się w chatce i zaczniemy szukać sensu życia. Chodzi raczej o zaprzestanie ciągłego nazywania wymyślonego wroga innym imieniem. Jak nie plotka, to szum, jak nie szum, to internet, jak nie internet, to sztuczna inteligencja. Trzeba zachować czujność, bo słowa mają naprawdę wielką moc. Mógłbym rozpocząć dalszą część tego krótkiego spojrzenia na ogromną i ważną sprawę, pisząc choćby o ludzkim: „Kocham Cię”, lecz już samo „proszę, dziękuję czy fajnie” mogą uderzyć z równie silną mocą. No może to ostatnie niekoniecznie, bo co właściwie znaczy: „Fajnie”?

–  „Zasnąć na warcie, to niesłychane! Posłuchaj mały, czasem dobrze jest udać śpiącego. Wtedy mysz staje się mniej ostrożna, podchodzi pod sam nos, żeby najeść się pszenicy, a ja ją, oczywiście, cap!” – rzekł Bonifacy.

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .