Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Niedostępność

Niedostępność

0
Dodane: 6 miesięcy temu

Ostatnie wydarzenia związane z Twitterem skłoniły mnie ponownie do refleksji na temat, który krąży nad nami, mam wrażenie, od kilku lat. Chodzi o to słynne pytanie, pozostające w dziwny sposób bez odpowiedzi. Czy można się po prostu wypiąć z sieci? Spróbujmy do tematu podejść inaczej.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 8/2023


Status: Niedostępny

Pamiętacie, jak na Gadu-Gadu ustawialiśmy statusy? Niektórzy należeli do drużyny tych, którzy są niewidoczni, ale każdy od razu wiedział, że tak się tylko krygują. Inni uwielbiali znikać w brutalny sposób. Dla nich niedostępny oznaczało „poszedłem grać w piłkę i nie zabrałem ze sobą PC-ta”. A potem przyszła era mediów społecznościowych.

Zacytuję Wam fragment pewnej książki, a będą to słowa Smartiego:

„Nie można się było ze mną skontaktować, bo nie było jeszcze telefonów komórkowych, więc znikałem i zjawiałem się jakoś po południu, jak już nasyciłem głód wiedzy. Chciałem poznawać i doświadczać miasta, we wszystkich jego różnych postaciach. […] Chodziłem w różne miejsca tylko po to, aby popatrzeć, jak się ludzie ubierają. […] Papugowało się ludzi i po swojemu przerabiało ich styl”.

Dzisiaj włączylibyśmy Google lub Instagram, a po jakichś trzydziestu minutach, z poszukiwaczy spodenek na lato, stalibyśmy się posiadaczami zimowej kurtki, w letnim odcieniu. Bo akurat była na nią przecena. Byłoby tak? Bardzo możliwe.

Współczesność powoli, ale skutecznie zabierała nam niedostępność. Trochę przypominając przykre wnioski ze słynnego eksperymentu z gotowaniem żaby. Nie czuliśmy tego od razu, ale dekadę później kłócimy się o to, gdzie emigrować, gdy Twitter powoli dogorywa – i robimy to właśnie na Twitterze. Naśladujemy albo raczej – wracając do użytej wcześniej kalki językowej – papugujemy innych, którzy robią to samo. Bo przecież gdy dzieje się coś ważnego, nie wypada ustawić „Niedostępny”, prawda?

Głód wrażeń

Pocieszające w tej dość ponurej obserwacji jest to, że z roku na rok (licząc od „końca” pandemii) obserwuję coraz większą intensywność pozwalania sobie na niedostępność. Sam staram się o to dbać, choć nieustannie przekonuję się, jak wiele wysiłku to kosztuje. Zaczyna się od naprawdę błahych i prostych technicznie do wdrożenia spraw, jak korzystanie z trybów skupienia, skoro już mamy je na nadgryzionych sprzętach, a kończy na nieodbieraniu telefonów.

Przykładowo, każdego dnia do 9:30 nikt (oprócz dosłownie dwóch osób) nie ma drogi, którą mógłby się ze mną skontaktować. Ani dalsza rodzina, ani najlepszy przyjaciel, ani bank czy klienci. Powiadomienia są niewidoczne, ekrany inne niż po 9:30, a dźwięki wyciszone. W domu pracują tylko wybrane sprzęty, aby nie zakłócać poranka. Podobnie dzieje się po 21:45.

Świata nie zatrzymamy, ale mamy wpływ na to, co będzie znajdowało się i w jakich okolicznościach z tych funkcji skorzystamy w naszej liście statusów. Żyjąc w świecie pełnym technologii, polecam wykorzystywać ją w taki sposób, aby służyła nam, a nie my jej. To trudne i przekonuję się o tym każdego dnia. Wątpię jednak, choć mogę się mylić, że jest inna droga. Nawet jeśli wyjedziesz na koniec świata – w końcu zobaczysz jakiś kawałek elektroniki. I co wtedy?

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .