Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu New York Times i prawa autorskie do gry Wordle

New York Times i prawa autorskie do gry Wordle

0
Dodane: 9 miesięcy temu

Wordle to dość prosta łamigłówka słowna. Gra stworzona przez The New York Times doczekała się mnóstwa klonów, ich twórcy otrzymują właśnie żądania usunięcia treści.

Wordle to nie tylko prosta gra, ale też zastrzeżony znak i produkt chroniony prawem autorskim. Ich właścicielem jest The New York Times. Ten znany na całym świecie tytuł rozsyła programistom, którzy opracowali bardzo podobne gry, żądania usunięcia treści z powodu naruszenia praw autorskich. Żebyśmy wiedzieli o czym mówimy, jeżeli nie znacie Wordle, zagrajcie sobie w oryginalne Wordle, wystarczy przeglądarka.

Jak widać, nie jest to jakaś zaawansowana gra, ot, prosta łamigłówka. Mamy zgadnąć 5-literowe słowo i mamy na to sześć prób. Jeżeli we wprowadzonym słowie są litery, które znajdują się w szukanym haśle, ale na niewłaściwych pozycjach, zostaną one oznaczone kolorem żółtym. Jeżeli pozycja litery jest właściwa, wówczas dany znak jest oznaczony na zielono.

Jak informują dziennikarze z niezależnego serwisu 404media The New York Times już złożył kilka żądań usunięcia treści. Co właściwie jest tu chronione prawem autorskim? Według New York Times chodzi o ogólną koncepcję i mechanikę gry (jak już mieliście okazję sprawdzić, dość prostą). Ponoć zielone płytki literek według NY Times też podlegają prawnej ochronie.

Choć żądań jest tylko kilka, to istotne jest, że jedno z nich dotyczy repozytorium kodu Reactle. Reactle to klon Wordle opracowany przez programistę Chase’a Wackerfussa. Wackerfuss opracował kod w React JS. Otóż to repozytorium dostępne na githubie zostało wykorzystane co najmniej 1800 razy do stworzenia różnego typu klonów Wordle w kilkudziesięciu językach.

Istotne jest też to, że Wackerfuss deklaruje, iż kodował Reactle z przyjacielem, zanim NY Times kupił w 2022 roku Wordle od programisty Josha Wardle’a za nieujawnioną dokładnie sumę. Wiadomo jedynie, że jest to kwota siedmiocyfrowa, w dolarach amerykańskich, czyli znaczna. Informował o tym serwis BBC.

404media cytuje słowa Wackerfussa, dla którego Wordle jest jak talia kart, niemniej programista po otrzymaniu informacji o żądaniu od serwisu GitHub po prostu usunął grę, nie miał ochoty wdawać się w spór prawny.

Szachy, poker, brydź, gra w okręty, chińczyk, warcaby, czy choćby proste krzyżówki, gier i łamigłówek które znamy od zawsze jest mnóstwo, istnieje też w cyberprzestrzeni mnóstwo implementacji popularnych łamigłówek. Czy powyższy przypadek nie oznacza, że ktoś kupi prawa do jakiejś popularnej gry i będzie później wysyłał żądania do programistów? Niekoniecznie. Wytyczne amerykańskiego Urzędu ds. Praw Autorskich brzmią: „Sama idea gry nie jest chroniona prawem autorskim, podobnie metoda lub metody przeprowadzania rozgrywki. Prawo autorskie chroni bowiem jedynie określony sposób wyrażenia w formie literackiej, artystycznej lub muzycznej. Ochrona nie rozciąga się na jakąkolwiek ideę, system, metodę, zaangażowaną w rozwój, rozprowadzanie lub korzystanie z gry. W momencie kiedy gra zostaje upubliczniona, żaden przepis prawa autorskiego nie zabrania innym stworzenia gry opartej na podobnych zasadach. Jednakże materiał przygotowany w związku z grą może być przedmiotem prawa autorskiego, o ile jest on wyrażony w wystarczający sposób w formie literackiej lub artystycznej. Np. tekst opisujący zasady gry czy elementy graficzne występujące w grze; plansza lub opakowanie.”

Wydaje się, że gdyby Wackerfuss się jednak postawił New York Timesowi, miałby spore szanse wygrać. Ale wszyscy wiemy jak jest. Prawnicy kosztują, a New York Timesa na nich stać.

 

 

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .