I tak wszyscy kupicie Apple Watcha
Jesteśmy już po premierze aWatcha i jak każde prototypowe urządzenie ze stajni Apple wzbudza on wiele kontrowersji.
Nie, nie kupiłam jeszcze Apple Watcha, nawet go nie zamówiłam, chociaż mogłam. Gdyby Apple udostępniło go zaraz po pierwszej konferencji, pewnie natychmiast znalazłby się na moim nadgarstku. Z czasem jednak pojawiły się refleksje i wątpliwości – nie odnośnie samej przydatności tego produktu, bo tu dyskutować nie będę, ale w kwestii kompromisów, na jakie będziemy musieli się zgodzić, kupując jego pierwszą wersję. Mowa oczywiście o baterii, eksploatacji, podatności na uszkodzenia i czasokresie życia produktu, który nie jest jeszcze do końca znany. Dlatego też z zainteresowaniem śledzę doniesienia naszych redakcyjnych kolegów, opowiadających o tym, jak sprawują się ich zegarki.
Wiemy już, że z samą baterią nie jest najgorzej, ale wiemy też, że w modelu 42 mm bateria jest nieco lepsza niż w 38 mm. To dla mnie istotna informacja, bo planowałam zakup mniejszego zegarka. Wiemy też, że stalowy model rysuje się jak każdy inny – kto ma, ten wie. Kto nie wie – afera gotowa. Wiemy też, że w tej chwili zegarek dość znacznie drenuje baterię w telefonie – to kolejny przykład, który upewnia mnie, że dokonałam właściwego wyboru, wstrzymując się z zakupem. Mój 5s prawdopodobnie miałby z tym problem, dlatego zanim zakupię zegarek od Apple, będę musiała przeskoczyć na 6.
Ale nie o tym chciałam dzisiaj napisać – o samym zegarku przeczytacie u tych z naszych kolegów, którzy go już mają. W tej chwili najbardziej interesuje mnie ogólny odbiór produktu przez użytkowników, czyli wrażenie, które wywołał na rynku. I muszę powiedzieć, że nie różni się ono specjalnie od tego, co można było obserwować za każdym razem, gdy Apple wypuszczało prototypowy produkt.
Oczywiście duża grupa użytkowników stwierdza, że jest to produkt „nie dla nich”. Uśmiecham się na myśl, że to samo mówiono o pierwszym iPhonie i pierwszym iPadzie. Ba! Sama nawet wyraziłam taką opinię w stosunku do tego pierwszego. Gdy pojawił się iPad, byłam już ostrożniejsza w ferowaniu opinii, chociaż dość długo czekałam z zakupem. Nie jestem osobą, która lubi mieć gadżety tylko dlatego, żeby je mieć. Lubię, jak przedmioty mają przeznaczenie. Wstyd się przyznać, ale po dość impulsywnym zakupie iPada przez ponad rok leżał nieużywany na półce, zanim spłynęło na mnie ostateczne olśnienie i włączyłam go w konkretnym celu do domowego setupu. Myślę, że tak samo będzie z zegarkiem. Każdy z nas jest inny i każdy z nas ma inne potrzeby, dlatego sam przedmiot musi być dość uniwersalny i pozwalać na szeroki zakres personalizacji. Dlatego część z nas będzie używała go do celów biznesowych, część do celów fitnessowych, a jeszcze inni – czysto rozrywkowych. Ale wydaje mi się (i jestem pewna, że się nie mylę), że w kwestii zegarka nie ma już odwrotu, nie jest to produkt, który zniknie z rynku. Następny model będzie dwa razy cieńszy i będzie trzy razy dłużej działał na baterii. Nastąpi ewolucja, nie wymieranie gatunku.
Kiedy ucichnie wrzawa i rynek przywyknie do obecności aWatcha, nastąpi kolejny etap, który zwykle jest bardziej ekscytujący niż sam przedmiot. Ewolucja usług. To dokładnie to, co sprowokował pierwszy iPhone. Na początku nie bardzo wiedzieliśmy, do czego miałby służyć, bo nie było przeznaczonych dla niego usług. Zbudowanie tej bazy zajęło kilka lat, ale dzisiaj praktycznie wszystkie drobne czynności możemy wykonać bez użycia komputera. I teraz część z tych funkcji może przejąć aWatch. Pomyślmy o wszelkiego rodzaju biletach, które dodajemy do PassBooka. Pomimo tego, że wielu producentów ciągle bagatelizuje jego istnienie, zegarek może sprawić, że powróci do łask. Będziemy mogli dzięki niemu zakupić bilet tuż przed przyjazdem autobusu czy pociągu, czy wejściówkę w drzwiach kina. Popularyzacja zegarków sprawi, że będziemy mogli się nimi posiłkować podczas wizyty u lekarza czy w trakcie rozmowy z osobistym trenerem fitness. Po raz kolejny Apple udostępnia nam urządzenie, które samo w sobie jest niczym, a cały jego potencjał drzemie w rynku i tym, do czego będzie on w stanie je wykorzystać.
Dlatego ani mi się śni twierdzić, że zegarek od Apple nie jest dla mnie. Jedyne, co mam im za złe, to liczba możliwych kombinacji. Aluminiowy, stalowy, Edition… No dobra, zapomnijmy o Edition. Aluminiowy czy stalowy, duży lub mały. Pasek. W końcu to urządzenie o osobistym charakterze. Dlatego czekam, aż sytuacja na rynku się unormuje i będzie wiadomo konkretnie, jakie wady i zalety ma każdy z dostępnych modeli.
Nie ukrywam, że nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła przetestować swój własny zegarek i zobaczyć, do jakich czynności uda mi się go zaprząc. Z pewnością może zastąpić mojego JawBone UP w zakresie mierzenia aktywności i przeszkadzać w śniadaniu, pokazując wiadomości od RedNacza. Reszta jest tajemnicą i czekam z niecierpliwością, co zrobią z nim dostawcy różnorakich usług.
Wracając do początkowego twierdzenia, mogę powiedzieć jedno: prędzej czy później każdy z Was będzie miał aWatcha lub inną formę inteligentnego zegarka tak samo jak teraz większość z Was ma smartfony. W ciągu niecałych 10 lat zmieniła się zupełnie nasza kultura użytkowania urządzeń elektronicznych i powinniśmy się spodziewać, że pojawienie się aWatcha będzie tylko kolejnym motorem do wprowadzania bardziej zaawansowanych, bardziej codziennych rozwiązań. Złośliwi powiedzą, że przecież na rynku są już inteligentne zegarki, Apple nie jest pierwsze na liście. To nie szkodzi – odpowiadam. Gdy Apple pokazało pierwszego iPhone’a, na rynku były już „inteligentne” telefony. Ale dopiero pojawienie się produktu Apple spowodowało prawdziwy bum i rozpaliło wyobraźnię zarówno użytkowników, jak i dostawców usług. Bo Apple nie bawi się w drobne kroczki i wypuszczanie półproduktów, testujących rynek i znikających potem w odmętach zapomnienia. Apple konstruuje produkty raz a dobrze i jestem przekonana, że w testach są już dwa kolejne modele aWatcha. Trzymajcie się za portfele.
Z rozsądku czekam na opinie, gdzieś tam serce się wyrywa. Tak, Wasze też. Może jeszcze o tym nie wiecie, ale Wasz zegarek już na Was czeka.
Możecie mi wierzyć.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 05/2015
Komentarze: 6
Jest szansa że się nie mylisz. Bankowo jednak nie będę właścicielem pierwszej generacji zegarka. Dla mnie to wyrzucone w błoto pieniądze na chwilę obecną. Żeby to jeszcze wyglądało obłędnie. Nie zrozum mnie źle, jestem opór fanem spęrzętu apple i pół chaty mam w jabłka, ale do zegarka póki co mi nie prędko.
A ja się nie zgodzę!
Po prostu ubóstwiam mechaniczne zegarki i nie wyobrażam sobie mieć jakiegokolwiek smartwatcha na ręce ( :
Jest tez coś dla ciebie, hybrydowe zegarki greckiej firmy Kairos łączące mechaniczny zegarek z modułem smart wyświetlającym dane na szkiełku zegarka (szkiełko ma transparentny wyświetlacz). Zegarki zapewne są produkowane w Szwajcarii https://kairoswatches.com/watches/
“każdy z Was będzie miał aWatcha lub inną formę inteligentnego zegarka tak samo jak teraz większość z Was ma smartfony (…)”
Przeczytaj raz jeszcze swoje zdanie i pomyśl nad nim. Nie, nie każdy musi mieć najnowsze zabawki. Są jeszcze ludzie którzy w zakupach kierują się rozsądkiem, a nie sloganami. Wciąż mam komputer z 2009 roku – mini. Troszkę unowocześnione bo z SSD ale tyle wystarcza do moich potrzeb. Jednego iPada dałem rodzicom, drugiego zgubiłem i chociaż wydawało mi się, że zaraz kupię następny to po 5 miesiącach bez niego poważnie zastanawiam się jedynie nad wymianą komputera na iPada Pro na jesień.
Nie mam, nie miałem i nie planuję w najbliższej przyszłości zakupu smartfona, obojętnie czy z iOS czy z Androidem. Nie oferują na razie nic co mogłoby mnie zachęcić. Tym samym nie planuję zakupu żadnego “smart” zegarka – bez telefonu w kieszeni to tylko “czasowskazywacze” z zerową funkcjonalnością jak dla mnie.
Nie, nie jestem pustelnikiem. Administruję na co dzień dużą siecią publiczną, dużo fotografuję i bardzo dużo podróżuję, sporo piszę. Życie bez iZabawek jest jak najbardziej możliwe, szczególnie gdy zamiast nam pomagać zajmują czes. Bo to czas, a nie pieniądze jest największym ograniczeniem w życiu. Nie stać mnie na jego marnotrawienie.
Apple watch nie ma nic co by wzbudzało zainteresowanie u zwykłego użytkownika nie fanboja i śliniącego się lansera.
A ja dalej podtrzymuję, że Apple Watch będzie bodajże jedynym ich sprzętem, którego nie kupię:)) Zegarek porządny na co dzień do garnituru posiadam, a do sportu…. no cóż – do pływania się nie nadaje, na triale enduro też go nie zabiorę, bo nie wytrzyma tam długo, a i bateria nie sprosta. Maratonu też z nim przebiec nie zamierzam, bo nie będę dźwigał iphona, żeby to jakoś działało:)
Może do fitnessu by się nadał, tylko po co?