Mastodon

Co można zrobić z ebookiem? Cz. 2

4
Dodane: 10 lat temu

Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 9/2013

W pierwszej części artykułu (zob. iMagazine 6/2013) starałem się odpowiedzieć na pytanie, czy i w jakim zakresie ebooki można kopiować oraz udostępniać innym osobom.  W drugiej części skoncentruję się na kontrowersyjnym zagadnieniu prawa do „odsprzedaży” ebooków.

Rozważając kwestię prawa do odsprzedaży ebooków ograniczamy się oczywiście do ebooków legalnie zakupionych. Prawnie skuteczna „odsprzedaż” ebooków pozyskanych nielegalnie nie jest w ogóle możliwa.  Jednak nawet w przypadku ebooków nabytych legalnie istnieją poważne wątpliwości i rozbieżności poglądów co do możliwości ich dalszej odsprzedaży.

Do niedawna dominował wśród prawników pogląd o niemożności dalszego odsprzedawania ebooków nawet jeśli zostały one legalnie kupione, np. w księgarni internetowej.  Pogląd ten był wywodzony z rzekomo istotnych różnic pomiędzy sprzedażą egzemplarza papierowej książki a sprzedażą książek w postaci plików prowadzoną online.  W przypadku papierowej książki, prawo jej odsprzedawania zostało nam zagwarantowane przez wyraźny przepis prawa opisujący tzw. wyczerpanie prawa autorskiego.  Mówiąc w pewnym uproszczeniu, zgodnie z tym przepisem wprowadzenie do obrotu egzemplarza utworu wyczerpuje prawo zezwalania na dalszy obrót takim egzemplarzem.  Taki egzemplarz może zatem podlegać dalszemu obrotowi bez konieczności uzyskiwania zgód od osób posiadających prawo autorskie do utrwalonego na tym egzemplarzu utworu.  Dzięki temu papierową książkę kupioną w księgarni możemy odsprzedać dowolnie wybranej osobie i nie naruszymy w ten sposób praw autorskich.  Według przeciwników prawa do odsprzedaży ebooków, powyższy przepis nie powinien znaleźć zastosowania do sprzedaży online ponieważ w takim przypadku nie dochodzi ich zdaniem do wprowadzenia do obrotu egzemplarza utworu.  Dodajmy, że w tradycyjnym ujęciu „egzemplarz utworu” rozumiany jest przez prawników jako materialny nośnik, na którym utrwalony został utwór, np. papierowa książka, płyta CD, płyta winylowa itp.  Nie ulega przy tym wątpliwości, że w przypadku sprzedaży online, książka przesyłana jest w postaci elektronicznej, zaś do obrotu nie jest wprowadzany żaden nośnik materialny utworu.  Z tego powodu nie można mówić o wyczerpaniu praw autorskich do przesłanego utworu i nie można również dokonywać dalszego nim obrotu.

To konserwatywne ujęcie, zakorzenione w dwudziestowiecznym rozumieniu instytucji egzemplarza utworu oraz wyczerpania prawa autorskiego, jest w ostatnich latach poddawane coraz częstszej krytyce. Czy rzeczywiście różnica pomiędzy sprzedażą tradycyjną a sprzedażą online ma tak fundamentalny charakter, że nabywcy online nie powinni korzystać z prawa odsprzedawania tego co legalnie kupili?  Czy rzeczywiście słowo „egzemplarz” należy koniecznie rozumieć w sposób tradycyjny, jako utwór zapisany na materialnym nośniku?  Czy egzemplarzem utworu nie można zatem nazwać elektronicznego pliku, który został przygotowany dla konkretnego nabywcy (np. oznaczony znakiem wodnym) i przetransferowany na jego komputer?  Można twierdzić, że w warstwie znaczeniowej słowo egzemplarz wcale nie narzuca wymogu „materialności” utworu, które jest raczej efektem utrwalonej interpretacji prawniczej tego sformułowania niż jego rzeczywistego znaczenia.   Dodajmy, że przepisy unijne dotyczące wyczerpania prawa autorskiego posługują się w wersji angielskojęzycznej słowem „copy”, czyli kopia, które – jak można sądzić – w swej warstwie znaczeniowej obejmuje również kopie tworzone w drodze transferu online.

Przełom nastąpił w lipcu 2012 roku, kiedy to Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) wydał orzeczenie w sprawie UsedSoft GmbH przeciwko Oracle International Corp. (orzeczenie UsedSoft, sprawa C-128/11).  W orzeczeniu tym ETS uznał, że prawo do rozpowszechniania kopii programu komputerowego zostaje wyczerpane, jeśli uprawniony z tytułu praw autorskich, który zezwolił na pobranie tej kopii z Internetu na nośnik danych, przyznał nabywcy w zamian za zapłatę ceny prawo do nieograniczonego w czasie korzystania z tej kopii.  Mówiąc nieco prościej, jeśli kupimy online i ściągniemy na własny komputer program komputerowy, z którego mamy prawo korzystać bez ograniczeń czasowych, to możemy również – zdaniem ETS – odsprzedać osobie trzeciej tak nabytą kopię programu.  Orzeczenie to spotkało się ze skrajnie odmiennymi komentarzami prawników, w tym również krytyką, jednak dość powszechnie uznaje się je za rewolucyjne.  Choć w orzeczeniu mowa jest o programach komputerowych, już można zaobserwować jego wpływ na interpretację przepisów o wyczerpaniu praw autorskich do pozostałych rodzajów utworów sprzedawanych online.  W gruncie rzeczy trudno doszukać się istotnych powodów, dla których wypracowane przez ETS zasady nie miałyby mieć zastosowania do ebooków, muzyki i innych utworów nabywanych i ściąganych przez Internet.

Choć dopuszczalność odsprzedaży ebooków nie została jeszcze przesądzona w polskim orzecznictwie, jej zwolennicy uzyskali dzięki powyższemu orzeczeniu dodatkowe argumenty.   Dziś trudno jest jednoznacznie wykluczyć, iż odsprzedaż jest jednak możliwa na gruncie istniejących przepisów.   Sprawa pozostanie jednak niejednoznaczna do czasu ukształtowania się jednolitej linii orzeczniczej w tej sprawie albo do czasu ingerencji ustawodawcy, który rozstrzygnie istniejące wątpliwości poprzez zmianę przepisów.

Gracjan Pietras

Autor jest adwokatem i wspólnikiem w kancelarii „Doktór Jerszyński Pietras” w Warszawie. www.djp.pl

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 4

Wydaje mi się, że ludzie za dużo o tym myślą… Skoro prawnicy są tacy mądrzy, to co powiedzą jak nagram utwór zakupiony online na płytę i sprzedam ?? Jest nośnik ?? Jest. Legalnie nagrałem ?? Tak… Pora zacząć myśleć logicznie i życiowo, a nie mieć zaślepki na oczach. Poza tym, uważam, że serwisy po prostu powinny dawać taką możliwość odsprzedaży, ale to im nie w sosie i dopóki różne instytucje jak i samo autorzy nie zrozumieją, że ten rynek niczym się nie różni od materialnego oraz że ludzie nie lubią jak się ich robi w bambuko, to się nic nie zmieni. Pewnym ukłonem dla ludzi jest np. iRadio. Nie odsprzedaż, ale jak chcesz, może za darmo posłuchać. To i tak moim zdaniem nie jest rozwiązanie. My i tak za to płacimy tylko, że pośrednio.

Masz rację jeśli chodzi o bardziej logiczne i życiowe podejście do tematu. Jednak wg mnie sprawa nie jest aż tak prosta. Jeśli kupisz utwór online, masz prawo (jeśli licencja na to pozwala) nagrać go na nośnik (np. CD). Jednak co do odsprzedaży… musiałbyś odsprzedając ten utwór wykasować go ze swojego komputera. Odsprzedając kupioną książkę papierową pozbywasz się jej fizycznie. Odsprzedając płytę z muzyką (zakupioną fizycznie na CD) pozbywasz się jej. Zatem nie masz już utworu (nagrania muzycznego) bo nie masz oficjalnego (oryginalnego) nośnika. W przypadku pliku zakupionego online – sprawa już taka oczywista nie jest. Stąd prawnicy serwisów online “utrudniają” życie, bo nie mogą znaleźć skutecznego sposobu na ten stan rzeczy ;)

Taka sytuacja – kupuje płytę, rip na kompa, sprzedaję płytę – co robię z plikami na dysku ?? Zgaduje, że usuwam, tak więc to samo robię z plikami które zakupiłem online. Problemem są znaki wodne i brak możliwości ich zmienienia lub też odsprzedaż w jakimś serwisie, np. iTunes.