Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Australia #7: wiosna na drugiej półkuli

Australia #7: wiosna na drugiej półkuli

2
Dodane: 7 lat temu

Do Australii przyszła wiosna. Z oczywistych względów wygląda ona, delikatnie mówiąc, nieco inaczej niż w Polsce – temperatura w ciągu dnia przekracza 30 stopni, przez co motywowanie się do pracy i codziennych obowiązków momentami bywa naprawdę trudne. Upływ czasu przyniósł także kilka innych rzeczy, o których opowiem w tym wpisie.

Przez ostatnie kilka tygodni nie napisałem ani jednego wpisu stricte o Australii – poza podzieleniem się moimi doświadczeniami z wymiany iPhone 6 na iPhone 7 w Apple Store oraz korzystania w tym kraju z Apple Pay. Powodów było kilka. Chociaż nie wszystko można zrzucić na brak czasu, to faktem pozostaje, że za sprawą natłoku obowiązków od około miesiąca czuję, że faktycznie żyję w Australii. Co przez to rozumiem? Przede wszystkim tygodniowe plany zorientowane na pracę, a nie planowanie i oczekiwanie na kolejną podróż. W poprzednich miesiącach właściwie każdą wolną chwilę starałem się poświęcić odkrywaniu nowego dla mnie kontynentu. Wymuszona zmiana nastawienia nie jest jednak niczym złym, gdyż pozwala mi spojrzeć na niektóre kwestie z zupełnie innej perspektywy.

img_1942

Dziś ze stuprocentową pewnością mogę powtórzyć to, o czym wspominałem już kilkukrotnie: Australia (a przynajmniej Brisbane) to naprawdę dobre miejsce do życia. Po dwutygodniowej wizycie w Polsce na początku października szczególnie doceniłem powrót do tropikalnego klimatu – i nie chodzi tutaj tylko o temperatury, ale raczej przewidywalność pogody (właściwie codziennie jest gorąco i słonecznie). Dopasowywanie ubioru do warunków na zewnątrz stało się kolejną małą rzeczą, o której nie muszę pamiętać każdego poranka. Wspominam o tym, bowiem właśnie ta bezproblemowość najlepiej opisuje moją percepcję życia w Australii; ludzie są życzliwi, poziom życia – wysoki, a możliwości – ogromne. W tym wszystkim znika gdzieś cała lista problemów i niedogodności, które mocno zniechęcają mnie do stałego powrotu do Polski.

img_8600

Satysfakcję z życia w danym mieście definiują dla mnie wszystkim możliwości i sposoby spędzania wolnego czasu. W Londynie najbardziej doceniam popołudnia na Soho i w muzeach, w Dublinie – wizyty w zdecydowanie najlepszych na świecie pubach, a w Warszawie – czas spędzany ze zmieniającym się przez lata gronem znajomych. Jak ma się do tego Brisbane? Na wyróżnienie zasługują dwie rzeczy: wypady do położonego nad oceanem Gold Coast, czyli miasta wyglądającego jak spełnienie marzeń o idealnym miejscu do życia, a także rekreacyjna dzielnica South Bank. O Gold Coast opowiadałem już w jednym z poprzednich wpisów, dlatego teraz skupię się na tym drugim miejscu. Co oferuje South Bank? Przede wszystkim miejską plażę, czyli piaszczyste nabrzeże nad… dużym, otwartym i ogólnodostępnym basenem (brzmi głupio, ale to znakomite miejsce!), a także liczne bary, kawiarnie, restauracje, amfiteatr i rozległe tereny zielone. W pobliżu znajduje się również nowoczesna biblioteka stanowa (jedno z moich ulubionych miejsc do pracy) i kilka muzeów – a wszystko to w zasięgu dziesięciominutowego spaceru z położonego po drugiej stronie rzeki centrum miasta. Warunki do aktywnego spędzania wolnego czasu, darmowe atrakcje i duże zagęszczenie zieleni to rzeczy, które zdecydowanie najbardziej doceniam w Brisbane i które w największym stopniu wpływają na mój pozytywny odbiór tego miasta.

img_8603

Dla zachowania równowagi, postanowiłem napisać o jednej z najbardziej irytujących mnie rzeczy w Australii – czasie. Co mam na myśli? Położony w północno – wschodniej części wyspy Queensland (którego stolicą jest właśnie Brisbane) to jeden z trzech stanów, które nie stosują sezonowej zmiany czasu. W rezultacie przez cały rok korzysta się tutaj z tej samej strefy; co ciekawe, gdy za kilka dni polecę do położonego na południowy – zachód Melbourne, będę musiał… dodać jedną godzinę (co przeczy geograficznej logice), gdyż w stanie Victoria zmiana czasu już obowiązuje. Negatywną konsekwencją regulacji stosowanych w Queensland są bardzo wczesne zachody słońca. Chociaż obecnie dzień zaczyna się po 4:40 nad ranem, to kończy zaledwie kilkanaście minut po 18. Według znalezionych w internecie danych, najdłuższy dzień w roku trwa w Brisbane niecałe 14 godzin (dokładnie 13h 52 min), podczas gdy w Warszawie – niemal 3 godziny więcej (16h 46 min). Swoje robi tutaj położenie w znacznie mniejszej odległości od równika, a negatywny efekt pogłębia brak zasady zmiany czasu; przyznam, że bardzo brakuje mi tutaj długich, jasnych wieczorów, które są według mnie jedną z największych zalet spędzania lata w Polsce.

img_8567

Wcześnie kończące się dni niosą za sobą szereg konsekwencji. Przede wszystkim odnoszę wrażenie, że cała aktywność Australijczyków przesunięta jest na znacznie wcześniejsze godziny poranne, czego i ja staram się w ostatnim czasie próbować (dzisiejszy dzień zacząłem o 5:30, gdy przy temperaturze 23 stopni i pełnym słońcu usiadłem z laptopem na balkonie). Większość kawiarni działających w centrum Brisbane otwiera się o 6 rano, a zamyka o 13-15. Z perspektywy przyzwyczajonego do pracy na mieście Europejczyka bywa to czasem uciążliwe; lokale czynne dłużej niż do 16 (poza barami i restauracjami) to prawdziwa rzadkość. Podobnie wygląda kwestia godzin otwarcia sklepów, banków i innych instytucji. Wieczorami centrum miasta zamiera, co jest szczególnie zaskakujące, gdy porównamy Brisbane do zbliżonej wielkości Warszawy, czy podobnych kulturowo i etnicznie miast amerykańskich. Do wszystkiego można się jednak przyzwyczaić, a zalety życia w Australii w dużym stopniu rekompensują kwestię krótkich dni.

img_8682

Tymczasem za niewiele ponad tydzień czeka mnie powrót do Polski. Spędzę w niej ponad dwa miesiące, czyli okres przerwy na uczelni i australijskich wakacji (wracam na kolejny semestr, yay!). Wcześniej odwiedzę jeszcze wspomniane wyżej Melbourne, a w drodze powrotnej – na krótko wstąpię do Pekinu. Relację z podróży będziecie mogli przeczytać w kolejnych wpisach – stay tuned!

Poprzednie artykuły o Australii znajdziesz tutaj.

Tomasz Szykulski

Fotografia, technologie i dalekie podróże. Więcej na mojej stronie - szykulski.com.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 2