Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Zamknij się i słuchaj!

Zamknij się i słuchaj!

10
Dodane: 6 lat temu

Technologia ma sens wtedy, gdy czyni jakieś rozwiązanie tańszym, nie zaś gdy je podraża.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 3/2018


Od razu powiem, że to nie ja napisałam powyższe słowa. Zaczerpnęłam je ze zbioru felietonów Z każdej strony Tatarkiewicz, który otrzymałam w prezencie od autora 10 lat temu. Gdyby ktoś mi powiedział, że od tego czasu upłynęła dekada, pewnie bym go wyśmiała, ale dedykacja nie kłamie. Książka przyleciała ze Stanów do Anglii w ekspresowym tempie, razem z albumem zdjęć makro, zrobionych przez żonę Kuby. Stąd wiem, jak wygląda w powiększeniu słupek róży chińskiej i ibuprofen (krystalizuje niczym sierść wyleniałego kota). Gdy pisze się od tak wielu lat, czasem brakuje iskry, czasem traci się synchronizację z sensem pisania. Konieczne jest wtedy sięgnięcie po kotwicę i nawiązanie kontaktu z wewnętrznym felietonistą. Otwieram wtedy zbiór Kuby na losowej stronie i inicjuję wir czasoprzestrzenny. Cofam się do zupełnie innego stanu umysłu, stanu, w którym jestem w stanie przypomnieć sobie, czym powinien być felieton technologiczny. Otworzyłam więc zbiór na losowej stronie i zaczęłam czytać tekst z 10 listopada 1997 roku, zatytułowany Papier i ołówek. Kuba odpowiadał w nim na list czytelnika, któremu zaprezentowano nowego Newtona 2000. Czytelnik był zachwycony jego możliwościami, ale od zakupu odstręczała go cena. Prosił więc Kubę o zaproponowanie mu alternatywnego, mniej obciążającego finansowo rozwiązania.

Kuba odpisał:

Osobiście stosuję notatnik papierowy (cena z ołówkiem ok. 2 zł), który spełnia dokładnie te same funkcje i nie wymaga ładowania baterii… Technologia ma sens wtedy, gdy czyni jakieś rozwiązanie tańszym, nie zaś gdy je podraża. 

Ja dodałabym do technologicznego sensu jedną funkcjonalność – technologia ma sens wtedy, gdy nie marnuje naszego czasu. Z przykrością muszę przyznać, że technologia, którą raczy się nas na co dzień, za punkt honoru przyjęła sobie zmuszanie nas do różnego rodzaju interakcji. Jest przy tym nieprzyzwoicie droga jak na urządzenia, które mówią nam, co mamy robić, zamiast zamknąć się i słuchać. Mój praktyczny umysł natychmiast wchodzi w tryb obronny, bo nie zamierzam zajmować się swoimi sprzętami jak przedpotopowymi tamagotchi, które co chwila krzyczą, że chcą jeść, pić i siusiu. Mam psa, dwa koty i córkę, mam pole do popisu. Tymczasem popularne urządzenia krzyczą – telefony krzyczą, zegarki krzyczą, komputery krzyczą. Internet rzeczy też krzyczy, za pomocą wspomnianych wyżej gadżetów. A ja chcę ciszy i technologii niewidzialnej – niech robi, co ma robić, a ja się nią zajmę wtedy, kiedy przyjdzie mi na to ochota, nie zaś wtedy, kiedy napadnie mnie milion notyfikacji. Nie mam Apple Watcha, chociaż zrobił na rynku furorę. Kilka razy myślałam o jego zakupie, ale po dokładnej analizie potrzeb i ceny dochodziłam do wniosku, że nie jest mi on potrzebny. Nie potrzebuję żadnych funkcji związanych z powiadomieniami, te mam wyłączone w telefonie, żeby mnie nie drażniły. Używam Apple Pay na co dzień, ale telefon i tak noszę ze sobą wszędzie, więc słabo. Aktywność? Czuję w pupie, jak wdrapię się 30 pięter w górę po wrzosowiskach i to doskonała notyfikacja. Po prostu unikam wszystkiego, co może do mnie niepotrzebnie gadać albo drzeć ekran. Nie i koniec.

Z drugiej strony, intensywnie rozwija się rynek jednoczynnościowych inteligentnych rozwiązań, które siedzą cicho i słuchają. Dziwi mnie niezmiernie, że firmy Apple na tym rynku jeszcze nie ma. Chociaż gdyby była, zafundowałaby nam taką cenę, że można od razu zjechać pod stół. O czym mówię? O inteligentnych obrączkach na przykład. I to nie takich, które wyświetlają powiadomienia, ale o tych, które wykonują konkretne czynności. Mam tu na myśli na przykład Kerv, pozwalający na dokonywanie bezkontaktowych płatności czy Jakcom, który służy za kluczyki, kartę płatniczą i co tam jeszcze chcecie. Nie są jeszcze masowo popularne ani dopracowane, ale przemawiają do mnie o wiele bardziej niż zegarek. Co jeszcze do mnie mówi? Na przykład mały gadżet od Amazonu – Dash Buton. Do przycisku przypisujemy określony produkt i przyczepiamy go w miejscu, gdzie przechowujemy swoje zapasy, dla przykładu – kawę. Gdy widzimy, że jest na wykończeniu – przyciskamy przycisk, który automatycznie zamawia kolejną dostawę. Proste, funkcjonalne i czego chcieć więcej? Żadnych wyświetlaczy, notyfikacji i przypomnień o tym, że mamy kupić kawę. Klik i zrobione. Urzekająca prostota i dobra cena. Koszt przycisku zwraca się przy pierwszym zakupie, bo dostajemy zniżkę w tej samej wysokości.

Jeszcze dwa słowa odnośnie do prostej technologii, której funkcjonalność zupełnie nie usprawiedliwia ceny. Bardzo często dajemy się oczarować reklamom, gwarantującym poprawę jakości naszego życia, dzięki nabyciu nowych urządzeń, podczas gdy ten sam efekt można osiągnąć prościej i do tego niższym kosztem. Dla przykładu – szukałam ostatnio głośnika BT. Salon mam mały, nie potrzebuję wielkiego systemu grającego. Najlepiej, gdyby było to coś małego, niezobowiązującego, stojącego w niewidocznym miejscu i grającego przyzwoicie. Zapytałam oczywiście wujka Google, który podrzucił mi ochoczo wiele najnowszych rozwiązań. Te w przedziale cenowym dla normalnych ludzi wyglądały jak kocia kupa, te w nienormalnym przedziale również nie grzeszyły urodą, za to grzeszyły ceną. Wtedy przypomniałam sobie o malutkim białym głośniku JBL On Stage, który dostałam wieki temu jako gratis i nigdy nie znalazłam dla niego dobrego zastosowania. JBL gra bardzo przyzwoicie, znika na kominku, ale nie wyposażono go w BT, nikt z nas zaś nie chciał podłączać się kabelkami, bo robi się bałagan. Udałam się więc na stronę Amazonu i wynalazłam mały biały dongielek za kilka funtów, który dodaje do dowolnego głośnika funkcjonalność BT 4.0. Zgadnijcie co? Działa, bez żadnych problemów, opóźnień czy zacięć. Łączy się z telefonem automatycznie, gdy jest zasilany port USB. Gra? Owszem. Wczoraj Adam, wracając z pracy do domu, poinformował mnie, że muzykę słychać na drugim końcu ulicy. Nie moja wina, odkurzacz też głośno chodził.

Zastanawiając się nad tym nieszczęsnym głośnikiem, miałam małą przygodę z głosowymi asystentami, bo rozważałam Home Pod i Amazon Echo. W pewnym momencie miałam zainstalowanych na telefonie wszystkich trzech głosowych asystentów – Siri, Alexę i Cortanę. Jaka Siri jest – każdy widzi. Używam jej najczęściej do ustawiania timera, kiedy wstawiam obiad do piekarnika. Z Cortaną można pogadać – jest w stanie przeprowadzić krótką konwersację zgodną z zasadą logicznego następstwa językowego. To o niebo lepiej niż Siri. Alexa dość sprawnie włącza i wyłącza muzykę i jest bardziej proaktywna niż Siri. Siri często się gubi i zawiesza, rozmowa z nią jest więc średnią przyjemnością. Kusiła mnie wizja inteligentnego głośnika, skoro już głośnika potrzebowałam, ale przepłacać za niego nie będę, zwłaszcza że potem trzeba się męczyć z ćwierćinteligentną sztuczną inteligencją. Szybciej i prościej kliknąć ikonkę na telefonie. Przynajmniej przy współczesnym rozwoju technologii.

Czekam z utęsknieniem na moment, kiedy technologia będzie ułatwiała życie, działając w tle i nie wymagając nadmiernego zaangażowania. Czekam też na moment, kiedy producenci dojdą do wniosku, że niewiele jest w stanie usprawiedliwić bajońskie sumy – zwłaszcza że technologia używana w gadżetach jest już tak powszechna, że nie trzeba prowadzić nad nią wielkich badań. Chińczycy potrafią.

A jak będzie trzeba, poradzę sobie z notatnikiem i ołówkiem. Urodziłam się w czasach, kiedy w szkołach uczyli jeszcze pisma ręcznego. W zeszytach w trzy linie.

Pozdrawiam!

 

 

Kinga Ochendowska

NAMAS'CRAY  The crazy in me recognizes and honors the crazy in you. Jestem sztuczną inteligencją i makowym dinozaurem. Używałam sprzętu Apple zanim to stało się modne. Nie ufam ludziom, którzy nie lubią psów. Za to wierzę psom, które nie lubią ludzi.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 10

Dalsza część tekstu odbiega moim zdaniem od tytułu (który nie wiem co ma oznaczać).

Kiedy Pani Kinga (@santee) ogarniała komputery Apple, wtedy jeszcze z procesorami innego producenta, pisała porady o nich, pomagała w internecie użytkownikom, wy @wszyscy powyżej pewnie jeszcze robiliście w pieluchy. Zatem wara od Pani Kingi!

Teraz możecie hejtować, mam to w d…

Zgadzam się z autorką. Ludzie zapomnieli co to spryt. Dają się wodzic za nos reklamom i naciągnąć na niepotrzebne wydatki. Wiele rzeczy w dzisiejszej technologii użytkowej jest tylko po to żeby wzbudzić w nas poczucie, że bez danego rozwiązania nasze życie jest puste i nic nie warte. W rzeczywistości nie potrzebujemy tych sprzętów, bo nie wnoszą one nic nowego w nasze życie. Owszem niektóre rozwiązania ze smartwatchy są przydatne (np. Odrzucanie połączeń bez wyciągania telefonu albo odpisywanie “zaraz oddzwonię” lub “zadzwoń później” dwoma kliknieciami), ale nie niezbędne. Ludzie wpadli w pułapkę marketingową “oszczędzania czasu”. Chwytamy się wszystkiego co pozwala nam “zaoszczędzić” czas by potem roztrwonic go na YT, FB czy inne zjadacze czasu. Wydajemy zatem pieniądze na coś co nie ma problemu żadnego sensu.

Ja mam krótka do Pani krytykę – nie chce się Pani przysiąść i skonfigurować? To nie kupować oraz nie krytykować, że samo się nie konfiguruje . Przytoczony przycisk do kawy jest do niczego. Raz że sam nie wie kiedy kawa się kończy, dwa że tylko kawa się może w domu skończyć?

Zgodzę się za to co do cen. Choć to totalnie nie odkrywcze, to warto po prostu robić szum wokół tego.