Mastodon
Zdjęcie okładkowe wpisu Społeczności

Społeczności

16
Dodane: 5 lat temu

Tak sobie myślę, że pierwszy kwartał dwa tysiące dziewiętnastego roku zawiera zdecydowanie najwięcej momentów definiujących moje życie. Rzuciłem etat, dowiozłem kilka dużych projektów, które niemiłosiernie rozwlekły się na długie miesiące. Uwolniłem głowę od „muszę”. Dalsze wydarzenia potoczyły się de facto samoczynnie, ale to nie opowieść na dziś. Nie jestem na nią jeszcze gotów. Dziś chciałbym Wam powiedzieć, że w marcu zakończyłem formalnie dwuletnią przygodę ze społecznością Toastmasters International.

O tym, czym są kluby mówców Toastmasters, pisałem już na łamach iMagazine, ale dziś chciałbym podsumować to raz jeszcze. Z perspektywy człowieka, a nie umiejętności, które zdobywamy w tej czy innej społeczności. No właśnie – w społeczności. Dziś o nich.

Momenty

W życiu Toastmastera bywają trzy skrajne momenty. Gdy przychodzi po raz pierwszy na spotkanie klubu i od razu wygrywa Konkurs Gorących Pytań (polega na wygłoszeniu improwizowanej, dwuminutowej mowy na wylosowany wcześniej temat). To znaczy, że albo lubi dużo gadać, albo powinien rozważyć karierę komika. Drugi, gdy przechodzi do wyższego niż międzyklubowy etapu jednego konkursów mówców publicznych. Trzeci to moment, w którym zdobywa odznakę Kompetentnego Mówcy, Lidera, a potem Lidera Zaawansowanego. Jest jeszcze czwarty, o którym nie mówi żaden z podręczników. Moment, w którym intencjonalnie (rzadko w tym klubie zdarza się, że inaczej) odchodzi z klubu.

Było mi dane przeżyć wszystkie te momenty. Mógłbym po kolei wymienić osoby, którym coś w klubie zawdzięczam, ale nie zrobię tego. Marzec tego roku to miesiąc, do którego doprowadziło mnie ostatnich osiemnaście lat życia, od kiedy w podstawówce pisałem opowiadania. Zawsze długie. Za długie. Nawet na papierze byłem gadułą. Ostatnie dwa lata w tym klubie i życiu pokazały mi, że bycie konkretnym to między innymi pozwolenie innym, aby wskazali Ci to, co należy z tego serducha wyciąć. Łacińskie decedere– brzmiące jak „decyduj”, znaczy „wyciąć”.

Bycie

Każda, zawsze konstruktywna, często mocna, informacja zwrotna Tomka, każdy serdeczny uśmiech Kasi, rozmowy z Pauliną, walka z EGO z pomocą Piotra czy w końcu ponad siedemset karteczek z informacją zwrotną, które dostałem od osób, przed którymi było mi dane występować na deskach różnych scen w ciągu tych dwóch lat – to są drogowskazy, za którymi poszedłem. Większości z nich zawdzięczam to, gdzie dziś jestem.

Przede wszystkim życiowo – jaki jestem. Bo widzicie, bycie w Toastmasters czy innym klubie i w ogóle bycie dobrym mówcą, to nie jest unikanie paramowy, piękne, okrągłe i tłuste zdania. To nie są nawet te wszystkie godziny prób i ćwiczenia kolejnych mów. To przede wszystkim odkrywanie siebie przed innymi i z pomocą innych. To nieustające zadawanie sobie pytania: Jako kto chcę przed nimi stanąć? Co im dać? Aż w końcu – czego inni potrzebują?Dwa lata w Toastmasters pomogły mi w walce z moim EGO. Pozwoliły poznać dziesiątki fantastycznych osób, przedsiębiorców, trenerów, sportowców, chemików, biologów, sprzedawców, podróżników – i mógłbym tak wyliczać bez końca. Przyczyniły się do tego, że moje przychody na czysto (na wielu obszarach) łącznie wzrosły o prawie dwieście procent – sprawdzałem dokładnie. Dwa lata w Toastmasters pozwoliły mi dziś przemawiać z pasją do ludzi, zarabiać pośrednio dzięki temu, że potrafię robić to skutecznie i zjednywać sobie dookoła siebie świetne osoby – będąc przed nimi – Krzyśkiem. Będąc sobą.

Społeczności

Kompetentny mówca i lider to nie ten, kto idealnie włada językiem i zna wszystkie programy do zarządzania zadaniami. To ten, kto w towarzystwie i wespół z innymi potrafi usuwać zbędne, życiowe pauzy, idąc nieustannie do przodu. Kto potrafi zatrzymać się, wziąć głęboki oddech, złapać kontakt wzrokowy z innymi – spojrzeć im w oczy, zobaczyć przeinaczoną postać siebie. Cofnąć się o krok, by zrobić go na nowo – lepiej.

Moja przygoda dopiero się zaczyna. Z osobami z klubu na pewno spotkam się jeszcze nieraz i mogę się założyć, że w najmniej spodziewanych momentach życia. Wiem to, bo wszystko jest połączone. Każda mowa, każda informacja zwrotna, każde: „Dziś nie przyjdę na spotkanie” i każde: „Pójdę, bo kto jak nie ja?”. Warto szukać i znajdować takie społeczności jak ta. Badać, pytać, być nieznośnym dla swojego mentora. Mieć mentorów. Kwestionować zasady, wracać po czasie, proponując kompromis, usłyszeć, że dzięki Wam ktoś się wzruszył, a ktoś inny zdenerwował. Być częścią czegoś. Czego?Poszukajcie sami.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 04/2019

Krzysztof Kołacz

🎙️ O technologii i nas samych w podcaście oraz newsletterze „Bo czemu nie?”. ☕️ O kawie w podcaście „Kawa. Bo czemu nie?”. 🏃🏻‍♂️ Po godzinach biegam z wdzięczności za życie.

Zapraszamy do dalszej dyskusji na Mastodonie lub Twitterze .

Komentarze: 16

CYTAT : To nieustające zadawanie sobie pytania: Jako kto chcę przed nimi stanąć? Co im dać? Aż w końcu – czego inni potrzebują?
Po pierwsze : stawaj jako TY a nie jako spreparowana postać, która sobie wymyślisz bo człowiek z przeciętna empatią i inteligencją wyczuje fałsz w Twojej kreacji. PO drugie : co możesz dac komuś kto ma więcej od Ciebie tego co chcesz mu dać ? Nie za wcześnie na dawanie ? W Twoim wieku raczej bym jeszcze brał żeby PÓŹNIEJ dawać. Czego inni potrzebują to powinno być PIERWSZE PYTANIE a nie “w końcu” czyli ostatnie. Wtedy byś wiedział czy możesz cokolwiek dać ;) jakbyś wiedział czego inni potrzebują.
Wniosek : jeszcze się ucz a nie ucz.

Celnie. Zbudować wiarygodny wizerunek przez kilka akapitów i zaprzepaścić wszystko w jednym zdaniu. Niestety jest wielu klientów dla których takie podejście ma sens. Ci szerzej myślący wykrywają fake personality po kilku zdaniach. Pracuję na co dzień z mówcami, przygotowuję im prezentacje, przygotowuję ich do występów. Każdy ma jakieś specyficzne skrzywienie, ulubione żarty, historie, każdy na pierwszym planie stawia publikę. Kim są, jakie mają oczekiwania, potrzeby, jakim językiem się posługują, jakie obrazy do nich trafią… Żaden, dosłownie żaden nie stawia sobie jako pierwszego „Jako kto chcę przed nimi stanąć”.

Panie Jacku: Celowo (retorycznie) zapytałem o to właśnie na samym końcu. :) Odpowiedzi powinien sobie udzielić każdy sam.

To pytanie na końcu zupełnie nie ma związku z fragmentem do którego się odnoszę.

tez zaczynam wykład od orientacji do kogo będę mówił ;) i jakie oni mają potrzeby oczywiście z mozliwym do ogarnięcia przeze mnie zakresie ;)

  1. Nie jestem wróżką, aby wiedzieć wszystko o wszystkich. 2. Jeśli czekalibyśmy na „ten moment” – nie miałbym gdzie wpisać dziś tego komentarza. Nie byłoby nawet Sieci. Zatem – każdy może coś „dać”. Smutny to byłby świat, gdybym ciągle czekał. 3. Bez dawania nie da się umiejętnie (to jest mając na uwadze innych) brać.

Spoko, słabi i średni prelegenci są również na rynku potrzebni. Zwłaszcza Ci o narcystycznym uosobieniu. Zarzucać research o adresatach wystąpienia tłumacząc się „nie jestem wróżką”??? Po to są formularze przedimprezowe, z których sprawny prelegent lub jego asystent wyciąga wiele podstawowych informacji pozwalających skutecznie zbudować więź z publicznością…
Żeby dawać trzeba mieć coś wartościowego do zaoferowania – „Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości”, Mark Twain; lub lepiej z Talmudu „Lepiej oprawiać padlinę niż gadać po próżnicy”. Sposób w jaki siebie prezentujesz w artykule i komentarzach pod nim niestety wzbudził u mnie szereg wątpliwości co do wiarygodności Twojej osoby. Miało być self promo a wyszło… słabo. I nie traktuj tego jako hejt, bo tym nie jest. Może trzeba zrobić nie jeden krok wstecz lecz więcej by dojrzeć właściwą perspektywę. Ostrzej. Powodzenia.

mam zdecydowanie podobne odczucia. Sam tekst nie niesie ze sobą żadnej wartości dla czytelnika. Nie spodziewałbyś się czegoś takiego po tak cenionym członku Toastmasters to raz. Dwa, niestety Krzysiek znam Cię z “bo czemu nie” i tam też nie dajesz się poznać jako biegły mówca. Kłóci mi się obraz budowany przez Ciebie o sobie z rzeczywistością. Może faktycznie kilka kroków wstecz warto zrobić i jak to mówiłeś we wstępie “Bo czemu nie” – “(…) rozglądnij się”

CYTAT : To nieustające zadawanie sobie pytania: Jako kto chcę przed nimi stanąć? Co im dać? Aż w końcu – czego inni potrzebują?
Po pierwsze : stawaj jako TY a nie jako spreparowana postać, która sobie wymyślisz bo człowiek z przeciętna empatią i inteligencją wyczuje fałsz w Twojej kreacji. PO drugie : co możesz dac komuś kto ma więcej od Ciebie tego co chcesz mu dać ? Nie za wcześnie na dawanie ? W Twoim wieku raczej bym jeszcze brał żeby PÓŹNIEJ dawać. Czego inni potrzebują to powinno być PIERWSZE PYTANIE a nie “w końcu” czyli ostatnie. Wtedy byś wiedział czy możesz cokolwiek dać ;) jakbyś wiedział czego inni potrzebują.
Wniosek : jeszcze się ucz a nie ucz.

Celnie. Zbudować wiarygodny wizerunek przez kilka akapitów i zaprzepaścić wszystko w jednym zdaniu. Niestety jest wielu klientów dla których takie podejście ma sens. Ci szerzej myślący wykrywają fake personality po kilku zdaniach. Pracuję na co dzień z mówcami, przygotowuję im prezentacje, przygotowuję ich do występów. Każdy ma jakieś specyficzne skrzywienie, ulubione żarty, historie, każdy na pierwszym planie stawia publikę. Kim są, jakie mają oczekiwania, potrzeby, jakim językiem się posługują, jakie obrazy do nich trafią… Żaden, dosłownie żaden nie stawia sobie jako pierwszego “Jako kto chcę przed nimi stanąć”.

Panie Jacku: Celowo (retorycznie) zapytałem o to właśnie na samym końcu. :) Odpowiedzi powinien sobie udzielić każdy sam.

To pytanie na końcu zupełnie nie ma związku z fragmentem do którego się odnoszę.

tez zaczynam wykład od orientacji do kogo będę mówił ;) i jakie oni mają potrzeby oczywiście z mozliwym do ogarnięcia przeze mnie zakresie ;)

  1. Nie jestem wróżką, aby wiedzieć wszystko o wszystkich. 2. Jeśli czekalibyśmy na “ten moment” – nie miałbym gdzie wpisać dziś tego komentarza. Nie byłoby nawet Sieci. Zatem – każdy może coś “dać”. Smutny to byłby świat, gdybym ciągle czekał. 3. Bez dawania nie da się umiejętnie (to jest mając na uwadze innych) brać.

Spoko, słabi i średni prelegenci są również na rynku potrzebni. Zwłaszcza Ci o narcystycznym uosobieniu. Zarzucać research o adresatach wystąpienia tłumacząc się “nie jestem wróżką”??? Po to są formularze przedimprezowe, z których sprawny prelegent lub jego asystent wyciąga wiele podstawowych informacji pozwalających skutecznie zbudować więź z publicznością…
Żeby dawać trzeba mieć coś wartościowego do zaoferowania – ”Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości”, Mark Twain; lub lepiej z Talmudu “Lepiej oprawiać padlinę niż gadać po próżnicy”. Sposób w jaki siebie prezentujesz w artykule i komentarzach pod nim niestety wzbudził u mnie szereg wątpliwości co do wiarygodności Twojej osoby. Miało być self promo a wyszło… słabo. I nie traktuj tego jako hejt, bo tym nie jest. Może trzeba zrobić nie jeden krok wstecz lecz więcej by dojrzeć właściwą perspektywę. Ostrzej. Powodzenia.

mam zdecydowanie podobne odczucia. Sam tekst nie niesie ze sobą żadnej wartości dla czytelnika. Nie spodziewałbyś się czegoś takiego po tak cenionym członku Toastmasters to raz. Dwa, niestety Krzysiek znam Cię z “bo czemu nie” i tam też nie dajesz się poznać jako biegły mówca. Kłóci mi się obraz budowany przez Ciebie o sobie z rzeczywistością. Może faktycznie kilka kroków wstecz warto zrobić i jak to mówiłeś we wstępie “Bo czemu nie” – “(…) rozglądnij się”