Książki, bieganie i kitu wciskanie
W minionych dwóch latach miałem jakieś trzy fazy czytelnicze. Nie czytałem nic. Czytałem wszystko. Czytałem starannie wyselekcjonowaną grupę artykułów z portali branżowych, które trafiały do mojej skrzynki mailowej w każdy piątek o dziesiątej rano. I wiecie co? Pod koniec ubiegłego roku zrozumiałem, że nawet na tych niby kuratorskich listach byłem w stanie przebrnąć maksymalnie przed dwa dłuższe teksty. A wiecie dlaczego?
Na sto sposobów
Główny powód ogólnego zmęczenia tematem i mojego powrotu do metody najprostszej (a jest nią po prostu sięgnięcie po książkę, która do mnie od jakiegoś czasu „mówi” lub właśnie przed chwilą zainteresowała mnie swoim tytułem, zauważona na księgarnianej półce) jest przesyt mądrościowej paplaniny dookoła. Jeden tekst, którego autor próbuje zdradzić ci najtajniejszą z tajnych metod, aby wybrać i czytać tylko to, co współgra z Twoimi priorytetami (zapewne autor ten jest wróżką) może się trafić. Dwa – jakoś przeżyję. Dwadzieścia tygodniowo? Wychodzę. Nie wracam.
Poruszyłem ten wątek na swoim Twitterze i nie kto inny, jak nasza redakcyjna @santee skutecznie uświadomiła mi, że można po prostu czytać to, na co się ma ochotę. Jeśli lektura okaże się gniotem – ciśniesz nią w najdalszy kąt pokoju i zapomnisz.
Brakuje nam prostoty myśli. Coraz bardziej i w prawie każdym obszarze. Kiedy ponad rok temu zakładałem podcast, wiedziałem, że chciałbym, aby nazywał się „Bo czemu nie?”. Nie potrafiłem dokładnie wyjaśnić dlaczego. Dzisiaj potrafię. To pytanie wraca do mnie za każdym razem, gdy dopadają mnie moje – mam wrażenie nieskończone – tendencje do komplikowania sobie życia i zamykania (zabijania) przyjemności w rozmaitych procesach bez wyraźnego powodu. Dlatego właśnie, gdy coś w życiu do mnie mówi, do pewnego momentu się opieram. Gdy zaczyna krzyczeć, a za tym nie idę, magicznie dzieje się gorzej, niż gdybym wywalił się na pierwszym zakręcie.
Bieganie i czytanie
Will Smith powiedział kiedyś, że najważniejszymi rzeczami w życiu są bieganie i czytanie. Z obydwoma mój romans wyglądał tak samo. Najpierw emocje, wielka namiętność, potem kilkutygodniowe milczenie, potem zryw narodowowyzwoleńczy, na końcu proste stwierdzenie: po prostu biegaj, bo to lubisz, po prostu czytaj, skoro ci tego brakuje. Po prostu.
Bez czytania trudniej podejmować mi dobre decyzje. Bez solidnego treningu gorzej idzie mi skupianie się na tym, co najważniejsze i wybór tego najważniejszego w ciągu dnia. Jedno i drugie lepiej robić, mając określone cele. Z jednego i drugiego czerpać pełnymi garściami można tylko wtedy, gdy pozwolimy się uwieść. Bez reszty.
Więcej o moim systemie czytelniczym posłuchacie w odcinku 51 podcastu “Bo czemu nie?”. Zapraszam.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 02/2019
Komentarze: 2
Ja podczas biegania słucham podcastów i jak na razie się to sprawdza. Gorzej będzie jak wrócę do szybszego biegania :)
Ja podczas biegania słucham podcastów i jak na razie się to sprawdza. Gorzej będzie jak wrócę do szybszego biegania :)